Pandemia to nie czas na oszczędności w służbie zdrowia
Czwarta, zarazem ostatnia, debata w ramach tegorocznej II edycji Forum wGospodarce.pl pt. „System ochrony zdrowia podczas pandemii” za nami. Tym razem wokół stołu zasiedli przedstawiciele administracji, biznesu i organizacji pacjenckich: wiceminister zdrowia Waldemar Kraska, koordynator Wydziału Promocji Zdrowia w Głównym Inspektoracie Sanitarnym Karolina Gajda, prezes Izby Gospodarczej „Farmacja Polska” Irena Rej, prezes Dr. Schumacher Paul Stanek, dyrektor medyczny Novartis Oncology Adam Goszczyński, public & government affairs director w AstraZeneca Piotr Najbuk oraz Anna Kupiecka z Fundacji OnkoCafe – Razem Lepiej. Debatę poprowadzili Maciej Wośko i Anna Raciniewska
Maciej Wośko: W trudnym czasie pandemii koronawirusa temat ochrony zdrowia stał się jednym z kluczowych zagadnień debaty publicznej. Z reformą ochrony zdrowia mierzymy się od 30 lat, jednak dopiero w ciągu ostatnich pięciu lat przyspieszyło wiele procesów. Powstały narodowe strategie – onkologiczna, cukrzycowa, kardiologiczna, lekowa. W służbie zdrowia pojawiły się wreszcie technologie cyfrowe: e-recepty, e-zwolnienia, e-wizyty, portal pacjenta. Mechanizm Refundacyjnego Trybu Rozwojowego zdaje się na ostatniej prostej. I nagle w to wszystko wkroczył koronawirus. Czy zboczyliśmy przez niego z kursu? Czy wręcz przeciwnie – okazał się papierkiem lakmusowym gotowości do działania, pokazał, że zdajemy egzamin w najbardziej nieprzewidywalnych kryzysowych sytuacjach?
Waldemar Kraska: Dziś jesteśmy w połowie drogi. Dopóki nie będzie szczepionki, walka z koronawirusem będzie w naszym systemie zdrowia dominowała. Ubolewam nad tym, gdyż Polacy chorują nie tylko na koronawirusa. Tym niemniej inne strategie toczą się równolegle i nie zostały odłożone na półkę. Problemem jest to, że pacjenci rzadziej zgłaszają się do szpitali. Mamy drastyczne sygnały, kiedy zaniedbują nawet bolesne przypadki, przychodząc w ostatniej chwili, czego nie było wcześniej. A wszystko z obawy przed koronawirusem. Nasza strategia na nadchodzącą jesień przewiduje zachętę, aby nie ograniczać się jedynie do (co prawda wspaniale rozwiniętej) telemedycyny. Doświadczenie nauczyło nas, że pewne schorzenia wymagają osobistego spotkania z lekarzem, fizycznego badania, nie przez telefon. Nie trzeba się niczego obawiać, wystarczy, aby obie strony były zabezpieczone, aby badanie mogło się odbyć. Także onkolodzy sygnalizują nam duży problem z późnym wykrywaniem nowotworów. To zły trend i chcemy zmienić postrzeganie związane z obawą przed wizytą u lekarza. A nasz wysiłek we wdrażaniu strategii będzie jeszcze większy niż do tej pory. Byle tylko te programy były dostrzegane przez pacjentów, którzy mogą z nich skorzystać. W dobie pandemii nie przestajemy również uczulać na profilaktykę. Zaniedbanie profilaktyki skończy się katastrofą, nawet jeśli będzie już szczepionka na koronawirusa, zaleją nas konsekwencje niewykrywanych o czasie innych chorób.
Maciej Wośko: Wracając do początków pandemii. Kiedy rozpoczął się lockdown w Polsce, a jeszcze nie w Europie, doświadczyliśmy dziwnego zjawiska: towarem deficytowym stał się papier toaletowy, ale również płyn do odkażania rąk i powierzchni, rękawiczki, maseczki, fartuchy. Dzięki szybkiej reakcji rządu i dużych spółek skarbu państwa, które przestawiły produkcję, udało się załatać ten problem. Ale ta sytuacja obnażyła przyczynę: większość tych środków lub półproduktów trafiała do nas z importu. Wiele państw zamknęło swoje rynki, a my, będąc na końcu tego łańcucha dostaw, straciliśmy do nich dostęp. Czy ta sytuacja była charakterystyczna dla polskiego rynku, czy dotknęła cały świat?
Paul Stanek: Rynek polski jest uzależniony w 90 proc. od producentów zagranicznych. Mamy w Polsce jedyną firmę Medisept produkującą profesjonalne środki do dezynfekcji dla ok. 10 proc. rynku. Po wybuchu pandemii każda firma produkcyjna dysponująca nalewarką zaczęła produkować „płyn do dezynfekcji”. Tak działo się nie tylko w Polsce, lecz na całym świecie. Rządy, kiedy się zorientowały w brakach, uruchamiały wszystko. To był słuszny krok. Istnieje metoda uproszczona dopuszczenia środków do dezynfekcji według receptury WHO do rynku. I została uruchomiona, aby zaspokoić potrzeby obywateli, ale nikt skuteczności biobójczej tych środków nie przebadał, nie mówiąc już o ich działaniu na skórę użytkowników – tak więc problem dla szpitali, przychodni pozostał nierozwiązany.
Maciej Wośko: Dlaczego to jest takie ważne, aby korzystać z tych profesjonalnych środków do dezynfekcji, a nie pozostać przy produkcji rozpoczętej tak naprędce? Czy jest różnica pomiędzy tymi środkami?
Paul Stanek: Jest różnica – w recepturach, a wskutek tego w ich działaniu. Te pierwsze produkty polegały na zmieszaniu na szybko i wprowadzeniu na rynek tych środków bez badania. Jest to legalne, zwłaszcza w sytuacji nadzwyczajnej. Jednak w normalnym trybie dopuszczenie środka przez urząd trwa 18–30 miesięcy. Wymagane są badania, testy, wykazanie udokumentowanej skuteczności działania, że są to środki biobójcze – to wszystko kosztuje. To jest ważne, bo środki te trafiają również do szpitali, a na zakażenia szpitalne umiera więcej osób niż na koronawirusa. Dlatego te naprędce produkowane środki, nieprzebadane, nie powinny być dopuszczone na rynek profesjonalny, a tak się stało, gdy zamknięcie granic odebrało szpitalom możliwość dostawy środków profesjonalnych. Ta sytuacja pokazuje, jak bardzo jesteśmy zależni od zagranicznych producentów. Waldemar Kraska: Podobnie było – już wcześniej – gdy stanęły chińskie fabryki produkujące substancje czynne do leków. Kraje europejskie mogły zostać z pustymi rękoma. Od tego czasu szukamy rozwiązań.
Paul Stanek: Zastanówmy się, dlaczego produkcja odbywa się poza granicami Polski? Otóż w procesie produkcji środków profesjonalnych używamy specjalnych skażalników do alkoholu (w szczególności etanolu). Alkohol skażony tymi skażalnikami używanymi przez profesjonalne firmy zagraniczne jest w większości krajów europejskich wolny od akcyzy, w Polsce podlega on – niestety – nadal akcyzie. Taniej wychodzi więc nam sprowadzenie – bez akcyzy – gotowego środka wyprodukowanego – również bez akcyzy – 30 km od polskiej granicy. Produkcja na miejscu byłaby – wskutek akcyzy – trzykrotnie droższa.
Irena Rej: Toczymy wielką batalię o środki dezynfekcyjne dla przemysłu farmaceutycznego od lat. Niestety nie udało nam się doprowadzić do tego – pomimo zabezpieczenia w postaci licznych regulacji i kontroli, jakim podlegamy – abyśmy mogli stosować do dezynfekcji etanol nieskażony. Polak potrafi – skończyło się to ściąganiem środków z Białorusi – wszystko po to, by nie stanął przemysł farmaceutyczny. Ale to nie powinno być tak, że stajemy na rzęsach, aby zapewnić polskiemu społeczeństwu dostęp do leków. Oczywiście nikt nie był w stanie przewidzieć pandemii. Ale to już trwa od miesięcy, przydałby się jakiś plan strategiczny!
Maciej Wośko: Z wirusem musimy sobie radzić na co dzień, po to by móc nieprzerwanie leczyć wszystkie choroby polskich pacjentów – w tym onkologicznych. Jak jest dziś z dostępnością do nowoczesnych terapii? Czy COVID-19 nie wyhamował naszych działań na tym polu?
Adam Goszczyński: Branża farmaceutyczna stanęła w obliczu czegoś nieoczekiwanego, nowego. Podjęliśmy natychmiast wiele działań, od tych wewnętrznych po szeroko zakrojone projekty, takie jak „Direct to the patient”, czyli dostarczanie leków bezpośrednio do pacjentów, którzy bywają w ośrodkach leczniczych tylko po odbiór leku. Przeżyliśmy zachwianie w sprzedaży spowodowane kryzysem i sytuacją szpitali. To się jednak już wyrównuje. Obserwujemy i dobrze oceniamy działania Ministerstwa Zdrowia zarówno w sferze e-zdrowia, jak i refundacji terapii. Ostatnim tematem naszych dyskusji jest dostępność terapii przełomowych, mam tu na myśli CAR-T – najbardziej zaawansowaną i spersonalizowaną technologię stosowaną w leczeniu chłoniaków rozlanych z dużych komórek B oraz ostrej białaczki limfocytowej u dzieci i młodych dorosłych. Napotkaliśmy różne przeszkody, ale idziemy w dobrym kierunku. Nowoczesność terapii wyprzedza nasze dzisiejsze regulacje prawne, ale krok po kroku sobie z tym radzimy. W tej chwili już trzy ośrodki w Polsce mają certyfikat i są gotowe do podawania terapii.
Maciej Wośko: Podobne problemy formalnoprawne może napotkać szczepionka na COVID-19, kiedy dojdzie do jej wynalezienia. Przechodzimy więc do zagadnień dotyczących badań i rozwoju. AstraZeneca wydaje się zatem idealnym partnerem do współpracy na linii rząd-biz nes. Deklaracje zainwestowania w Polsce 1,5 mld zł w pięć lat, właśnie w dziedzinie rozwoju R&D (B+R) są nie do przecenienia. Czy koronawirus nie pokrzyżuje tych planów?
Piotr Najbuk: Jesteśmy firmą globalną, ale mamy polskocentryczne nastawienie. Jedno z kilku centrów badawczo-rozwojowych znajduje się w Polsce. To już nie są tylko plany inwestycyjne, a realne działania. Dziś ok. 2 tys. polskich ekspertów, naukowców zajmuje się badaniami i rozwojem w różnych obszarach: badań klinicznych, ale także w medycynie precyzyjnej, obsługując rynek na całym świecie. Pomimo COVID-19 nie tylko nie hamujemy, wręcz przeciwnie – dynamicznie się rozwijamy. W ostatnim czasie jako pierwsza globalna firma biofarmaceutyczna uzyskaliśmy nadawany przez Ministerstwo Rozwoju status centrum badawczo-rozwojowego, co świadczy o naszym ogromnym wkładzie w B+R w Polsce oraz ułatwi nam realizację dalszych planów. Jako spółka staramy się dostosować do zmieniających się warunków rynkowych i identyfikować szansę do dalszego rozwoju. Z punktu widzenia społeczeństwa ten kryzys pokazuje wagę skali inwestycji i pozycji inwestora oraz to w jaki sposób radzimy sobie z wyzwaniami w systemie ochrony zdrowia. Zarówno z tymi krótkoterminowymi, jak pandemia, ale też długoterminowymi, jak choroby cywilizacyjne. AstraZeneca ma szansę wprowadzić na globalny rynek szczepionkę przeciw COVID-19, dbając nie tylko o jakość produktu, ale także zapewniając jego wystarczającą dostępność. Widzimy, że odpowiedzią na wyzwania, które się pojawiają w systemie ochrony zdrowia, jest zarówno mocny ekosystem innowacji, ale także ścisła współpraca między dużymi firmami biotechnologicznymi i uniwersytetami. Pandemia nie jest czasem, kiedy powinno się oszczędzać na służbie zdrowia. I to trzeba podkreślać w debacie publicznej. Jest wiele innych potrzeb, a budżet nie jest z gumy. Pierwszym krokiem, aby zapewnić dostęp – nie tylko do terapii lekowych, ale także do innych technologii – jest zapewnienie odpowiedniego poziomu finansowania. I postawienie na przełomowe terapie lekowe – także w tych zaniedbanych dziś obszarach, takich jak rak płuca czy niewydolność serca, w których mamy szansę na prawdziwy przełom.
Maciej Wośko: Kiedy mowa o pieniądzach, trzeba zapytać o Refundacyjny Tryb Rozwojowy – który krąży pomiędzy ministerstwami. Na styku biznesu i administracji to jeden z najbardziej uciążliwych problemów, który czeka od lat na rozwiązanie.
Irena Rej: To już szósty rok dyskusji na ten temat pomiędzy ministerstwami. A i tak na koniec okazało się, że Ministerstwo Zdrowia nie może być dysponentem tych środków – wolno to zrobić tylko Ministerstwu Rozwoju. Gdyby te dwa ministerstwa mogły się dogadać! Niestety trwa przepychanka. Moim zdaniem warto zwrócić uwagę, że RTR powinien być oddzielny dla leków generycznych i innowacyjnych – nie można obu tych grup leków traktować tymi samymi kryteriami. RTR powinien premiować leki innowacyjne, aby zachęcać nasz przemysł do unowocześnienia generyków. Cieszę się, słysząc tutaj, że poszczególne firmy dogadują swoje sprawy w ministerstwie. Ale potrzebne są rozwiązania systemowe dla całego sektora. I choć my podpowiadamy ministerstwu rozwiązania, nikt z nich nie chce skorzystać. A przecież dzielimy się własnym doświadczeniem jako izba branżowa reprezentująca stanowisko całego środowiska. W obecnej sytuacji spotykamy się coraz częściej z różnymi nietypowymi sprawami, dobrze byłoby móc to ze sobą konsultować, bo są to sprawy ratujące życie ludzi.
Adam Goszczyński: Rzeczywiście, czekają pilne sprawy do rozwiązania. Jedna z nich to rejestry – bardzo jest potrzebny realny obraz naszej sytuacji. Współpracujemy z Krajowym Rejestrem Nowotworów, ale oczekujemy na oficjalne rozporządzenie. Postulujemy również, aby tworzenie dokumentacji nie opóźniało lub wręcz nie wstrzymywało ratowania ludzkiego życia.
Maciej Wośko: Jeśli mowa o sytuacjach nieoczekiwanych, zapytajmy, jak służby podległe GIS, które znalazły się w oku cyklonu, zdawały egzamin z przygotowania do pracy w czasie epidemii, uruchamiając struktury, działania dotychczas „uśpione”?
Karolina Gajda: Rzeczywiście ten okres jest szczególny dla wszystkich pracowników Państwowej Inspekcji Sanitarnej. To, co się dzieje, jest nieprawdopodobnym wysiłkiem z ich strony, a jest ich mało jak na taki ogrom pracy. Dziennie na kwarantannie przebywa 100 tys. osób, a do tej pory objęliśmy opieką ponad 2 mln ludzi. Należy pamiętać, że inspekcja sanitarna była wcześniej instytucją przez lata niedoinwestowaną, szczególnie pod względem cyfrowym, niedocenianą, kojarzoną jedynie z działaniami opresyjnymi i mandatami. Teraz pokazaliśmy, że jesteśmy potrzebni i wiemy, że mamy misję do spełnienia. Nasza praca trwa również w Głównym Inspektoracie Sanitarnym. Nadal analizujemy bieżącą sytuację, wydajemy rekomendacje i wytyczne, publikujemy komunikaty, informacje, infografiki. Stojąc na straży bezpieczeństwa zdrowotnego, chcemy nie tyle karać, ile przekonywać poprzez mądrze, nowocześnie i skutecznie prowadzoną komunikację. Dzięki naszym social mediom docieramy do dużej rzeszy obywateli, m.in. walcząc z wielką ilością fake newsów. Zaznaczyć należy, że ta pandemia jest też okresem innowacji w naszej instytucji. Otrzymaliśmy wsparcie od Kancelarii Premiera i Ministerstwa Cyfryzacji, które razem z nami digitalizuje inspekcję. Wśród wielu działań związanych z przeciwdziałaniem zagrożeniu spowodowanemu zakażeniami wirusem SARS-CoV-2 jest wprowadzanie rozwiązań technologicznych, czyli systemów serwerowych i telekomunikacyjnych, stron internetowych i intranetowych oraz zakup sprzętu. Wszystkie te działania mają służyć usprawnieniom pracy w inspekcji, ale przede wszystkim ułatwić współpracę inspekcji z obywatelami. Ponadto należy podkreślić, że COVID pokazał nam także, jak ważna jest współpraca biznesu i administracji. GIS brał udział w opracowywaniu wytycznych dla wielu branż przemysłu, prowadzony był intensywny dialog, który doprowadził nas do wspólnych wniosków. Biznes podczas pandemii wykazał się dużym zrozumieniem dla ograniczeń, które zostały wprowadzone. Rozumiano, że zdrowie i bezpieczeństwo ich klientów musi być na pierwszym miejscu. Ten sam cel przyświeca również inspekcji sanitarnej, która jest liderem zdrowia publicznego, dbając codziennie właśnie o zdrowie i bezpieczeństwo milionów Polaków, nie tylko w czasie pandemii koronawirusa.
Maciej Wośko: Na koniec chcielibyśmy oddać głos pacjentom, których przedstawicielka przysłuchuje się naszej debacie. Rak – a także inne choroby – nie będą czekać, aż minie pandemia. Terapie muszą być dostępne tu i teraz. Strategia onkologiczna jest dobrym przykładem potwierdzającym potrzebę wypracowania skoordynowanych działań i systemu decyzji, by skutecznie poradzić sobie z problemem opieki nad chorymi.
Anna Kupiecka: Przysłuchiwanie się tej debacie nie jest i nie powinno być moją jedyną rolą. Opinia organizacji pacjenckich powinna być traktowana na równi z głosem ekspertów ochrony zdrowia – jeśli chcemy walczyć o system, w którym pacjent jest podmiotem. Nawiązując do wspomnianego przez pana ministra problemu zahamowania w onkologii – potwierdzają to dane NFZ, które mówią, że w okresie marzec–maj 2020 r. zostało wydanych ponad 18 tys. mniej kart DILO w porównaniu z analogicznym okresem ub.r. Problem nie leżał jednak po stronie pacjentów, ale w dostępności lekarzy. Tak więc problem, jak odmrażać system ochrony zdrowia i jak go finansować – to kluczowe pytania na ten czas. W naszej debacie pojawiał się wielokrotnie temat relacji biznesu i administracji. W naszej opinii jakość tej współpracy w ostatnich latach znacząco się poprawiła. My także dostrzegamy to, co podkreślał każdy z mówców: otwartość Ministerstwa Zdrowia na udostępnianie pacjentom nowoczesnych terapii. Czujemy, że głos pacjenta jest coraz bardziej słyszalny, coraz częściej czujemy się partnerami decydentów. Jeśli chodzi o współpracę międzyresortową, to od dawna stoimy na stanowisku, że Ministerstwo Zdrowia nie może być monopolistą w kreowaniu polityki zdrowotnej obywateli. Choroba dotyka zawsze życia społecznego, gospodarczego, sektora ubezpieczeń i świadczeń socjalnych. Stąd potrzeba konsultacji i inicjatyw ze strony wszystkich zainteresowanych agend rządowych, ale także ze strony społecznej. Epidemia i wywołany przez nią kryzys gospodarczy pokazały, że ochrona zdrowia powinna zajmować ważne, a nawet strategiczne miejsce w obszarze polityki rządu. Potrzeba przemyślanych działań strategicznych i ich stabilnej kontynuacji. Przy realizacji Narodowej Strategii Onkologicznej musimy bardzo uważać, aby nie powtórzyć wcześniejszych błędów podobnych programów. Trzeba powrócić do prac nad wytycznymi postępowania i rejestrami klinicznymi diagnostyki oraz leczenia nowotworów złośliwych. To szczególnie ważne w trudnym czasie pandemii. Potrzebna jest nam standaryzacja postępowań w leczeniu oparta na światowych wytycznych. Warunkiem koniecznym poprawy dostępności opieki zdrowotnej jest zapewnienie stabilnego finansowania systemu ochrony zdrowa. Dziś nie mamy jednak dostępu do projektu planu finansowego NFZ na 2021 r. Ostatnio zaproponowane zmiany w zakresie wyliczania budżetu refundacyjnego mogą oznaczać zmniejszenie o miliard złotych funduszy na nowoczesne terapie w onkologii. Na to jako Polska absolutnie nie możemy sobie pozwolić. Z punktu widzenia pacjenta liczy się nie tylko zabezpieczenie w najnowocześniejsze terapie, ale również to, aby trafiały one do chorych najszybciej, jak to tylko możliwe. Aby wreszcie pacjenci poczuli się zaopiekowani przez system. Nie wystarczy ogłosić roku 2020 Rokiem Raka Płuca. Do dziś w tym obszarze niewiele się zmieniło, tzw. narządowe unity stoją w miejscu. Kompleksowe rozwiązania muszą być wprowadzane, a nie tylko ogłaszane.