Co z przemysłem? W tym roku jest lepiej!
Tegoroczny kwiecień będzie lepszy niż zeszłoroczny, który był najgorszym momentem dla gospodarki. Można się spodziewać, że zobaczymy dynamikę wzrostu produkcji przemysłowej rok do roku w okolicach 40 proc. lub więcej - mówiła główna ekonomistka Banku Pocztowego Monika Kurtek.
W jej ocenie po bardzo dobrych danych za marzec należy więc spodziewać się jeszcze lepszych wskaźników w kwietniu i maju.
„Tegoroczny kwiecień będzie jeszcze lepszy, bo kwiecień zeszłego roku był najgorszym momentem dla gospodarki. Można się spodziewać, że zobaczymy dynamikę wzrostu produkcji przemysłowej rok do roku w okolicach 40 proc. lub więcej. To są historyczne odczyty, jakich nie było, odkąd GUS publikuje te dane. Podobnie jeśli chodzi o sprzedaż detaliczną” - zauważyła. Jej zdaniem, choć gospodarka rzeczywiście funkcjonuje znacznie lepiej niż rok temu, to dane nie odzwierciedlają prawdziwego obrazu, który będzie widoczny, gdy ustaną efekty statystyczne.
Wskazała, że choć analitycy przewidywali wysokie wzrosty marcowych wskaźników dot. sprzedaży detalicznej i produkcji przemysłowej, to wyniki przekroczyły ich oczekiwania. „Popyt jest na wyższym poziomie mimo restrykcji. Jak na pandemiczne warunki, dotykające cały świat, to sytuacja jest naprawdę niezła” - przyznała.
Jak powiedziała ekonomistka Banku Pocztowego Monika Kurtek w rozmowie z PAP, bardzo dobre wskaźniki gospodarcze dotyczące np. produkcji przemysłowej czy sprzedaży detalicznej, które wskazują na ożywienie gospodarcze, to jednak efekt bardzo niskiej zeszłorocznej bazy.
„To nie jest tak, że my mamy jakiś boom w gospodarce. Trzeba pamiętać, że marzec, kwiecień i maj ubiegłego roku był okresem, gdy wybuch pandemii sparaliżował całą gospodarkę, zamknięto niemal cały handel i usługi, nastąpiły drastyczne spadki produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej, etc. To były spadki, jakich nie widzieliśmy wcześniej w historii, teraz wychodząc z dołu wraz z luzowaniem restrykcji będziemy mieć rekordowe wzrosty” - powiedziała.
„Jeżeli założymy, że pełne otwarcie gospodarki nastąpi w drugiej połowie tego roku, to będziemy musieli poczekać do drugiej połowy roku następnego, żeby zobaczyć prawdziwy obraz sytuacji” - oceniła.
W jej opinii rzeczywisty stan gospodarki nie jest zły, czego dowodzą wskaźniki z rynku pracy. „Mieliśmy stosunkowo niewielki wzrost bezrobocia. Stopa bezrobocia na poziomie 6,4 proc. w marcu tego roku wobec 5,4 proc. w marcu ubiegłego roku, gdy nie było jeszcze wyraźnie widać efektów pandemii, to relatywnie niewielki wzrost. Mamy również cały czas wzrost płac w przedsiębiorstwach, a gdyby było naprawdę fatalnie, to rynek pracy by to pokazał” - podkreśliła.
Zwróciła natomiast uwagę na wysoki poziom inflacji. „Według danych Eurostatu mamy najwyższa inflację w UE, która zaczęła się podnosić mimo kryzysu gospodarczego w roku poprzednim” - wskazała.
W jej opinii za wzrost inflacji odpowiada kilka czynników. Chodzi m.in. o przyczyny lokalne w postaci wzrostu cen regulowanych, czyli wzrost cen energii, cen gazu, podwyżki podatków, np. wprowadzenie opłaty cukrowej. „To też kwestia podnoszenia w dosyć szybkim tempie płacy minimalnej, która składa się na ceny usług. Wpływ ma także sama pandemia, która podniosła koszty działania firmom, co najbardziej widać jeśli chodzi o usługi opieki zdrowotnej, kosmetyczne czy fryzjerskie” - powiedziała.
Jeśli chodzi o czynniki zewnętrzne, to - według Kurtek - widać wpływ bardzo silnego wzrostu cen surowców. „Zdaniem niektórych ekspertów będą miały one charakter przejściowy, ja jednak obawiam się, że wzrosty cen wynikają nie tylko z pozrywania łańcuchów dostaw, ale także np. trwałego zamykania kopalń niektórych surowców wskutek pandemii i zmniejszania się podaży” - zaznaczyła.
Dodała, że odbicie gospodarek różnych państw nastąpi w podobnym czasie, więc będziemy mieć do czynienia z bardzo dużym skumulowanym popytem globalnym, co jeszcze wywinduje ceny. „Obawiam się, że inflacja w tym roku sięgnie średnio 3,6 proc. lub wyżej, a kolejny rok też może upływać pod znakiem znacznie podwyższonej inflacji, przebijającej nawet 4 proc.” - powiedziała.
PAP/ as/