Opinie

Fot. Freeimages
Fot. Freeimages

Firmy nie patrzą na PKB

xxx xxx

  • Opublikowano: 3 czerwca 2014, 13:28

  • Powiększ tekst

Wzrost gospodarczy wyniósł w I kwartale 3,4 proc. PKB. Ucieszył się z tego minister finansów, który zwraca uwagę, że to więcej niż prognoza na ten rok, która wynosi 3,3 proc. wzrostu. Problem w tym, że dla gospodarki to ciągle znikomy wzrost, który nie poprawia sytuacji. Potwierdzają to dane Euler Hermes Collections o liczbie upadłości firm. W maju tego roku zbankrutowało ich więcej niż w maju ubiegłego roku.

PKB rośnie a firmy padają jak muchy. Skąd ten paradoks? Problem w tym, że nasza gospodarka rośnie w tempie dobrym dla gospodarki już rozwiniętej, sytej, gdzie bieżące życie gospodarcze jest już na tyle dynamiczne, że nawet bez jego dalszego rozpędzania, zakumulowany kapitał jest na tyle duży, że jest w stanie utrzymać istniejące firmy. W Polsce daleko nam do takiego stanu. Potrzebujemy o wiele szybszych przyrostów PKB, żeby gospodarka była w stanie równowagi, firmy mogły normalnie funkcjonować, bezrobocie malało, wynagrodzenia rosły, ludzie nie emigrowali za chlebem za granicę, a gromadzili tu kapitał, który kiedyś pozwoli nam dojść do sytuacji, w której 3,4 proc. wzrosty PKB będzie można uznać za satysfakcjonujące.

Na razie taki wzrost spowodował, że w maju zbankrutowało 79 średnich i dużych firm wobec 70 takich ogłoszeń w maju ubiegłego roku. Ich łączny zsumowany ostatni znany obrót wynosił 1,7 miliarda złotych, a zatrudniały one razem ok. 4,3 tys. osób.

„W minionym miesiącu niepokoiło wśród ogłoszeń o upadłościach pojawienie się wyraźnej grupy firm produkujących dobra inwestycyjne. Obecnie widać, iż trend ten nie był przypadkiem – pomimo rosnącej produkcji sprzedanej przemysłu to właśnie w nim widoczny jest wzrost liczby upadłości w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego” – piszą autorzy raportu z firmy Euler Hermes Collections. – „Cztery spośród ogłoszonych w maju upadłości dotyczyło producentów żywności, pięć firm zaopatrywało budownictwo – także m.in. w odzież roboczą czy narzędzia. Cztery firmy produkowały opakowania i komponenty z tworzyw sztucznych, natomiast pozostałe pięć wytwarzało dobra inwestycyjne: konstrukcje, aparaturę rozdzielczą, wyposażenie przemysłowe, jedna z nich remontowała statki.”

Tak więc zamiast reindustrializacji o której mówił m.in. wicepremier Piechociński, mamy dalsze ograniczanie mocy produkcyjnych.

Autorzy raportu głównego źródła bankructw upatrują w zatorach płatniczym i zbyt wolnym przepływie pieniądza w gospodarce. Jest to chyba jednak tylko jeden z objawów szerszego zjawiska, które znajduje wyraz w fakcie, że w ubiegłym roku (tegoroczne dane jeszcze nie są znane) byliśmy na 113 miejscu w rankingu przyjazności biznesu. Cieszący się ze wzrostu PKB minister jednocześnie pogarsza warunki funkcjonowania firm. Nie tylko nie ogranicza obciążeń fiskalnych, ale wręcz je zwiększa, stwierdza, że są one zbyt małe i zapowiada coraz dokładniejsze kontrole, które na dodatek będą mogły oceniać czy dane postępowanie przedsiębiorcy było uzasadnione, czy miało jedynie na celu uniknięcie płacenia podatków.

Polityka taka sprawia, że mamy na gospodarce potężny hamulec, który nie zatrzymał gospodarki tylko dzięki wyjątkowej determinacji zarówno pracodawców jak i pracowników, którzy pracują z jednej strony na minimalnych, często już zbyt małych marżach, a z drugiej strony otrzymują za bardzo wydajną pracę jedne z najniższych wynagrodzeń w Europie, nie pozwalających często nawet osiągnąć minimalnego poziomu socjalnego – tzw. prekariat, biedni pracujący.

Pokazuje to wypowiedź dotycząca licznych bankructw w sektorze budowlanym.

-– Niepokoić może fakt, iż są wśród nich także firmy może nie największe, ale znaczące, o obrocie kilkudziesięciu-stu kilkudziesięciu milionów złotych, które zwiększały obroty w ostatnich latach. Przyczyną nie jest więc brak zamówień, ale wciąż niska ich rentowność – utrzymywanie się praktyki oferowania cen pomagających zdobyć zamówienia i bieżące wpływy, ale nie trwałą rentowność

-– zauważa Michał Modrzejewski, dyrektor w Dziale Analiz Branżowych Euler Hermes Collections, spółki z Grupy Allianz.

Inflacja konsumencka w kwietniu wyniosła 0,3 proc. – równie dobrze mogliśmy więc mieć do czynienia z deflacją, bo znajdujemy się w zakresie błędu statystycznego. Deflacja dokuczliwa dla krajów sytych - takich jak Japonia, jest klęską dla krajów na dorobku - takich jak Polska. Oznacza dla większości społeczeństwa brak możliwości podnoszenia swojego bardzo niskiego poziomu życia. Można byłoby powiedzieć, że to wina Rady Polityki Pieniężnej, bo utrzymuje zbyt wysokie stopy procentowe. Tylko, że przy tak niskich stopach procentowych jakie obecnie mamy, ich dalsze obniżanie przestaje dawać jakikolwiek efekt. Wydaje się, że o wiele skuteczniejsze w tym zakresie mogłoby być Ministerstwo Finansów poluzowując zbyt mocno zaciśniętą smycz fiskalną. Problem w tym, że Ministerstwo Finansów, którego głównym celem jest zrównoważony budżet państwa, zdaje się nie dostrzegać związku pomiędzy rozwojem gospodarczym kraju, a realizacją celów budżetowych. Wydaje się, że urzędnicy uznają, że jedynym sposobem na zwiększanie wpływów budżetowych jest podwyższanie podatków.

Przy okazji wychodzi paradoks polskiej polityki gospodarczej. NBP odpowiada za stabilny pieniądz, Ministerstwo Finansów za stabilny budżet, Ministerstwo Skarbu gospodaruje majątkiem państwowym, Ministerstwo Gospodarki powinno dbać o rozwój gospodarki, ale ponieważ wszystkie narzędzia potrzebne do tego celu znajdują się gdzie indziej i służą innym celom, nikt w Polsce tak naprawdę nie dba o rozwój gospodarki.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych