Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Europa broni dziennikarzy. A w Polsce wraca cenzura?

Ewa Tylus

Ewa Tylus

Dziennikarka "Gazety Bankowej" i "wGospodarce.pl"

  • Opublikowano: 3 lipca 2014, 11:21

    Aktualizacja: 3 lipca 2014, 13:46

  • Powiększ tekst

Nie ma znaczenia, skąd pochodzą publikowane informacje, jeśli dotyczą one ważnej publicznie sprawy – taka jest jednoznaczna linia orzecznicza Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Dziennikarzom zaś przysługuje szeroka ochrona z art. 10 Konwencji, która chroni wolność wypowiedzi; również informacje szokujące, kontrowersyjne, czy nawet obraźliwe. Wobec tego niezasadne jest mówienie w mediach o rzekomym „nadużywaniu wolności” słowa przy upublicznieniu przez „Wprost” nielegalnych nagrań od przestępców. Trzeba oddzielić nielegalność nagrywania od legalności otrzymywania przez dziennikarzy informacji.

1 lipca zapadł istotny w kontekście tzw. „afery podsłuchowej” wyrok ETPCz, który uznał, że wyrok skazujący dziennikarza za upublicznienie informacji niejawnych, o których dziennikarz dowiedział się w trakcie śledztwa dziennikarskiego, było naruszeniem prawa do dziennikarskiej wolności wypowiedzi. Chodzi o szwajcarskiego dziennikarza, który ujawnił informacje pochodzących z akt sprawy przeciwko sprawcy wypadku samochodowego, w którym zabił troje przechodniów a ośmioro ranił.

Czy dowody zaczerpnięte od przestępców nie są dowodami? Oczywiście, że są. Dwa tygodnie po wtargnięciu ABW do redakcji „Wprost”, a wcześniejszym ujawnieniu przez ten tygodnik nagrań ważnych osób w państwie i biznesmenów, z partii PO odszedł Sławomir Nowak. Pozostałym urzędnikom państwowym po ujawnieniu na razie „nic się nie stało”, chociaż zawiadomienia do prokuratury już są (m. in. o możliwości popełnienia przestępstwa przez premiera w sprawie niedopełnienia obowiązków, polegającym na zignorowaniu informacji, którą przekazał mu w sprawie Amber Gold prezes NBP Marek Belka. Za to okazało się, że pod ostrzałem znaleźli się...dziennikarze.

Nic dziwnego, skoro sami znani publicyści opowiadają publicznie, że niczego nie dowiedzieli się z ujawnionych taśm (Seweryn Blumsztajn z Gazety Wyborczej), albo że ujawnieniem nagrań zadano nagrywanym cierpienie (Jacek Żakowski z Polityki). Oczywiście obrona przed nadmiernie intensywną akcją ABW w stosunku do dziennikarzy w redakcji tygodnika była uzasadniona. W bardzo szybkim tempie od początku ujawnienia treści nagrań działa prokuratura. Elementem oceny zdarzenia była wygłoszona przez ministra sprawiedliwości krytyka zachowania prokuratorów z zaznaczeniem, że przeprowadzone przez prokuraturę działającą we współpracy z ABW działania były sprzeczne ze standardami Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Jako pierwsze wszczęte zostały dwa ważne postępowania. Jedno z wniosku ministra Bartłomieja Sienkiewicza i Dariusza Zawadki – w sprawie nagrywania i upubliczniania nielegalnie nagranych informacji. Drugie – w sprawie popełnienia przestępstwa nadużycia przez funkcjonariuszy publicznych z art. 231 kodeksu karnego, wszczęte z urzędu przez inny zespół prokuratorów niż ten, który prowadził akcję w redakcji „Wprost”.

Minister Sprawiedliwości ocenił działania jako nieadekwatne do sytuacji, nieproporcjonalnie intensywne i sprzeczne ze standardami ETPCz. Tę diagnozę podzielił sam prokurator generalny, przyznając, że jedno z postanowień prokuratury było nieprawidłowe, a nawet zapowiedział konsekwencje w stosunku do osób, które konkretne polecenia wydawały. Chodzi o wydanie polecenia o zatrzymaniu wszystkich nośników zawierających wszystkie rozmowy gości nagranych w obu restauracjach, które w ocenie ministra było postanowieniem za szerokim, mogło doprowadzić do przeszukania całej redakcji i dodatkowo utrudnić pracę dziennikarzy w niej pracujących. Przypomnijmy, że najpierw prokurator wydał polecenie wkroczenia funkcjonariuszy prokuratury w asyście ABW do redakcji w celu pozyskania nagrań, a później sam zdecydował się wykonać przeszukanie również przy asyście funkcjonariuszy ABW. Natomiast po odmowie wydania rzeczy mógł zwrócić się do sądu.

Cała tzw. „afera taśmowa” przerodziła się w coś więcej niż tylko społeczny szok po ujawnieniu kompromitujących ważnych osób w państwie oraz biznesmenów nagrań. Tym bardziej, że najpierw premier na winowajców procederu nielegalnego nagrywania wskazał osoby z branży energetycznej, a prokuratura teraz bada wątek biznesmena, którego poznała cała Polska - Marka Falentę (i jego szwagra), którego oskarżyła o to, że stoi za podsłuchami w restauracjach i który nie przyznał się do winy oraz złożył zażalenie na działania prokuratury. W mediach obszernie tłumaczył, że jest osobą celowo dopasowaną do sprawy.

Natomiast dziennikarzom grozi teraz inwigilacja ze strony służb, co już miało miejsce w bliskiej i dalszej historii naszego demokratycznego państwa i co oczywiście ułatwia złamanie ochrony tajemnicy informatorów oraz jest sprzeczne z wolnością działania prasy. Pierwsze sygnały już są. Marek Falenta został zatrzymany godzinę przed spotkaniem z dziennikarzem śledczym (Piotr Nisztor, który dostarczył nagrania redakcji „Wprost”), na które mieli umawiać się poprzedniego wieczora. Pełnomocnik biznesmena złożył zażalenie na działania prokuratury w związku z jego zatrzymaniem, przeszukaniem jego mienia oraz konieczności zapłacenia przez niego kaucji za opuszczenie aresztu w wysokości przeszło milion złotych kaucji.

Agnieszka Romaszewska-Guzy, wiceprezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich nie znajduje żadnego powodu na to, żeby media miały nie opublikować nagrań rozmów polityków - osób publicznych, które w największym stopniu koncentrowały się na wątkach dotyczących spraw mających znaczenie dla interesu publicznego. W zdecydowanej większości ujawnione informacje z rozmów nie dotyczyły ich prywatnego życia.

Politycy są sami temu winni. Sami uruchomili ten mechanizm - mówiła Romaszewska-Guzy na środowej debacie zorganizowanej w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka na temat nielegalnych nagrań i dziennikarzy. Za koniecznością ujawnienia tych informacji przemawia również fakt, że prawdopodobnie w żaden inny sposób niż opublikowanie nagrań nie udałoby się dotrzeć ze wszystkimi wątkami rozmów do tak szerokiego grona odbiorców, którzy mają prawo wiedzieć jak politycy traktują sprawy, którymi się zajmują.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych