Opinie

Instytut Misesa
Instytut Misesa

Adam Heydel w 1937 roku: Wysokie podatki to wlokąca się kula u nogi gospodarki Polski

Instytut Misesa

Instytut Misesa

Instytut Ludwiga von Misesa ufundowany we Wrocławiu w sierpniu 2003 r. jest niezależnym i nienastawionym na zysk ośrodkiem badawczo-edukacyjnym, odwołującym się do tradycji austriackiej szkoły ekonomii, dorobku klasycznego liberalizmu oraz libertariańskiej myśli politycznej. Instytut został nazwany na cześć – naszym zdaniem najwybitniejszego ekonomisty XX w. – Ludwiga von Misesa.

  • Opublikowano: 8 stycznia 2013, 10:21

  • Powiększ tekst

Szanowni Państwo - niedawno mieliśmy przyjemność informować o wznowieniu przez Instytut Misesa dzieł zebranych wybitnego, a zapomnianego polskiego ekonomisty doby międzywojnia - Adama Heydla. Dziś dzięki uprzejmości Instytutu możemy zaprezentować jeden z artykułów Heydla w całości. Z pewnością znajdą Państwo wiele punktów stycznych z sytuacją współczesną.

Zapraszamy do lektury!

 

„Polityka Gospodarcza” 1937 nr 48–49

Wiosną roku 1933 byłem świadkiem następującej sceny w parlamencie angielskim. W mrocznej, wysokiej gotyckiej sali Izby Posłów zdawał sprawę z wykonania budżetu dzisiejszy premier Wielkiej Brytanii – Neville Chamberlain. Przyniósł Izbie wspaniały plon swojej pracy: pierwszy od czasu kryzysu budżet ze znaczną nadwyżką przychodów.

Suchy, kostyczny astenik pozwolił sobie – może pierwszy raz w życiu – na słowa optymizmu: „wychodzimy z «Ciemnego domu», idziemy ku «Wielkim nadziejom»”, mówił, cytując te dwa tytuły powieści Dickensa . Izba Gmin zgotowała mu świetne przyjęcie. Nie było końca oklaskom i głosom uznania w dyskusji. Nawet opozycyjni laburzyści stawiali zarzuty jak gdyby bez przekonania. Zabrał wreszcie głos młody poseł z grupy narodowych liberałów – Mabane. Z kurtuazją złożył hołd „Kanclerzowi Szachownicy”. „Cieszymy się wszyscy ze świetnych wyników jego pracy – powiedział – ale my, posłowie, nie na to jesteśmy w parlamencie angielskim, żeby uchwalać wysokie podatki. Jesteśmy tutaj, żeby bronić lud przed zakusami korony. Dlatego, choć podziwiam wykonanie budżetu przez p. Chamberlaina, miałbym dla niego jeszcze więcej uznania, gdyby tak był obliczył potrzebne mu podatki, by wykonanie budżetu wykazało jego równowagę, a nie nadwyżkę przychodów nad rozchodami. To jest jego zadaniem i jego obowiązkiem.


Wielka Brytania przeżywa poprawę ekonomiczną. Pozwalam sobie twierdzić, że poprawa ta byłaby już teraz bardziej widoczna, gdyby skarb nie był zabrał z gospodarki prywatnej tych sum, które stanowią nadwyżkę budżetu”. Myślałem wówczas: czy znalazłby się poseł w Polsce, który potrafi łby wygłosić takie przemówienie, i dlaczego żaden nigdy go nie wygłosił?


A ponadto: co powiedziano by o tym pośle? Czy nie zostałby uznany za antypaństwowca, za demagogicznego opozycjonistę? W Londynie przemawiał tymi słowy nie opozycjonista. Wypowiedziane były w imieniu grupy popierającej rząd. Sens przemówienia nie tkwił oczywiście w sprawie nadwyżki budżetowej. Jego istotą była obrona ludności przed zakusami korony. Ta zasada, na której zbudowano wielki parlamentaryzm angielski, przestrzegana jest do dziś. To zadanie uchodzi w Anglii za jeden z podstawowych obowiązków parlamentarzysty.

*

By podnieść tę zasadę do takiego znaczenia, trzeba mieć we krwi
zrozumienie życia gospodarczego i właściwy pogląd na wiążące się z nim zagadnienia moralne. Nie uzna jej ktoś, kto na fabrykę państwową albo na las państwowy patrzy ze łzą rozczulenia, a na prywatną fabrykę lub prywatny las – z grymasem niechęci. Nie zrozumie jej ten, kto nie pamięta, że z mozolnie składanych w gospodarce prywatnej groszy i złotówek przybywają buty i mleko, i książka dla dziecka,
a z tych samych groszy i złotówek przelanych do kasy skarbowej
powstają niestety często sterty makulatury. Nie usprawiedliwi zdrowej angielskiej zasady ten, kto nie rozumie, że moralnie jest zarabiać, kalkulować, spekulować, dorabiać się i ciułać, że moralnie jest szukać najlepszej lokaty i najwyższego zysku, że moralnie jest kapitalizować i rozsądnie wydawać, bo to, a nie co innego, podnosi gospodarkę społeczną i kulturę – natomiast niemoralnie jest planować chimeryczne projekty, wytrącać broń z ręki tym, którzy walczą o dobrobyt, sypać piasek w koła maszyny ekonomicznej, łatać pieniędzmi podatnika deficyt przedsiębiorstw państwowych.

*

Chamberlain – kulturą ekonomiczną godny swego krytyka – wystąpił sam z inicjatywą obniżenia stawek podatkowych. Od tego czasu lekka poprawa koniunktury przerodziła się w Anglii w ożywioną wielką koniunkturę, przerastającą w niejednym punkcie koniunkturę lat 1926–29.

Ożywienie trwa już cztery lata, zachodzą obawy, że przeradza się w boom grożący kryzysem. I znowu: kto, gdzie, kiedy uznał w Polsce za wskazane obniżyć sumę podatków? Wpływy malały, ale stawki podnoszono lub wyszukiwano nowe źródła podatkowe. Wartość produkcji spadła w okresie kryzysu ze 100 na 30. Wysokość budżetu obniżyła się ze 100 na 60. Ciężar realny budżetu wzrósł zatem dwukrotnie. Nic w tym dziwnego. Budżet jest ciałem bardzo sztywnym. Niektórych jego pozycji nie można skomprymować, inne rozszerzają się z konieczności w okresach depresji. Nieśmiała, mizerna poprawa wychyla głowę znad bagna kryzysu. Pojawia się z trzyletnim opóźnieniem. To nie znaczy bynajmniej, że będzie trwać o trzy lata dłużej niż gdzie indziej na świecie. Wnioski z tych zestawień pozostawiam logicznie rozumującemu czytelnikowi.

*

Ale czy można porównywać Polskę z Anglią? Wszak Anglik płaci
10 razy więcej podatków od Polaka. Co więcej, podatki zabierają Anglikowi powyżej 20 procent jego dochodu, a szczęśliwy Polak oddaje skarbowi podobno zaledwie kilkanaście procent swoich dochodów. Tę sprawę wyjaśniłem już osiem lat temu w rozprawie pt. Dążności etatystyczne w Polsce*, przedrukowanej w zbiorowym wydawnictwie Etatyzm w Polsce. Zacytuję z niej dwa zdania: „Jeżeli się od tego dochodu [przeciętnej rodzinie polskiej] odejmuje 13 procent na podatki, to znaczy to, że pochłonięta zostaje nie tylko pozycja wydatków (…) kulturalnych i luksusowych, ale nawet nadwerężone zostają pozycje niezbędne (pożywienie, mieszkanie, opał, światło). Gdy natomiast Anglik (…) płaci 21,3 procent [swych dochodów] w postaci danin przymusowych, to pozostaje mu [w pozycji wydatków kulturalnych i luksusowych] 13,3 procent [dochodu] na zaspokajanie potrzeb dalszych i co najważniejsze, na kapitalizację.

Suma ta wynosi (…) więcej niż 50 procent ogółu dochodu Polaka”. Te proste sprawy wykładałem wówczas w odpowiedzi jednemu ze współautorów książki pt. Zagadnienia etatyzmu, który kwestionował zdanie prof. Adama Krzyżanowskiego , że: „społeczeństwo polskie jest przeciążone podatkowo”. Autorem tym był znany skądinąd wysoki (były) urzędnik Ministerstwa Skarbu, Paweł Michalski .

*

Ale ludzie najlepszej woli wskażą mi dziesiątki niezbędnych potrzeb i najważniejszych zadań stojących przed państwem. Przedstawią zwłaszcza kwestię obrony państwa i inne podobne sprawy polityczne. Tu z góry złożę broń. Przysłaniają one niewątpliwie swoim znaczeniem wszystkie zagadnienia ekonomiczne. Jako ekonomiście nie wolno mi ich dyskutować. Ale wolno mi rozpatrzyć środki, którymi się te cele da osiągnąć.

Mam, co więcej, obowiązek ustalić hierarchię tych środków. I skoro mi powiadają: podwyżka podatków, to muszę zapytać: czy nie ma środków lepszych – moralniejszych i bardziej wydajnych? Podwyżka podatków jest bowiem ostatecznym złem, po które byłoby wolno sięgnąć tylko wówczas, gdyby wszystkie inne zawiodły. Nie wolno jej sankcjonować ekonomiście polskiemu, dopóki istnieje w Polsce inna niezałatwiona kwestia: dopóki wloką się za gospodarką polską, jak ciężka kula u nogi, przedsiębiorstwa państwowe.

Przedsiębiorstwa te, stanowiące 13–20 procent majątku społecznego w Polsce, dały skarbowi w ciągu lat 1926–1936 sumę 868 milionów złotych (dr T. Bernadzikiewicz , Przerosty etatyzmu, wyd. II, [Warszawa 1936], s. 111). Przeciętny wynik skarbowy wynosi zatem 87 milionów złotych rocznie. Jeżeli mają rację ci, którzy szacują przedsiębiorstwa państwowe na 13 procent majątku społecznego, to przy tej samej rentowności całość dochodu społecznego z majątku wynosiłaby około 800 milionów! Czyż trzeba jeszcze rozwodzić się nad tym, jakie źródło korzyści dla skarbu wynikłoby z częściowej choćby wyprzedaży i częściowego rozdzierżawienia tych przedsiębiorstw? Jakie rozszerzenie podstawy podatkowej uzyskałby skarb, gdyby je choćby rozdarował! Podwyżka podatków jest oczywiście łatwiejsza. Ale byłaby ekonomicznie szkodliwa. To rzecz bezsporna.

 

Adam Heydel - żył w latach 1893-1941, był profesorem ekonomii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Za krytykę interwencjonizmu gospodarczego Polski międzywojennej i polityki piłsudczyków, w 1933 roku w związku z podpisaniem protestu 44 profesorów przeciw uwięzieniu posłów opozycyjnych w Brześciu, został odsunięty od pracy dydaktycznej na katedrze ekonomii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmował się takimi zagadnieniami jak pojęcie produktywności czy teoria dochodu społecznego (obydwa z resztą doczekały się odrębnych publikacji). Jego życie i twórczość przerwała II Wojna Światowa – mimo, iż mógł podpisać Volkslistę, nie zdecydował się na pohańbienie polskości i swą decyzję przypłacił życiem - zesłany do Auschwitz został rozstrzelany w 1941 r.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych