Kryzys służby zdrowia na horyzoncie
Dlaczego na zdrowiu na giełdzie zarobiono najwięcej?
Podczas gdy giełda w Polsce ostatnio dołuje, na świecie utrzymywane są wysokie wyceny akcji. I tak jeden z najbardziej reprezentatywnych indeksów S&P500 jest wyceniany w tym roku jako 28-krotność przeciętnych zysków z ostatnich 10 lat.
Ta rekordowa wycena jest najwyższa od 13 lat i jedynie niższa od okresów dwóch największych załamań giełdowych z lat 1929 i 2000. Co charakterystyczne, wysokie ceny akcji występują mimo przewidywanych niskich zysków w przyszłości, z powodu olbrzymich rezerw niewykorzystanych mocy produkcyjnych, jak i oczekiwania załamania demograficznego powodującego spadek liczby pracowników, jak i ich mniejszą efektywność pracy związaną z wiekiem.
Przemysłem, który wyłamuje się z tych pesymistycznych prognoz jest przemysł farmaceutyczny, będący ostoją dla inwestorów w okresach spadku cen aktywów. Okazuje się w ciągu ostatnich pięciu lat wzrost wartości indeksu spółek „zdrowotnych” – US Health Care Index - był dwukrotnie szybszy od indeksu S&P500 w USA. Dzieje się tak dlatego gdyż nakłady na ochronę zdrowia wzrastają wraz ze starzeniem się społeczeństwa, gdyż koszty zabiegów młodych roczników są czterokrotnie niższe niż tych w wieku emerytalnym. A demografia świata, wprawdzie nie tak tragiczna jak Polski, ale stanowi wyzwanie dla stabilności systemów ochrony służby zdrowia. I niezależnie od populistycznych wypowiedzi cały świat czeka przenoszenie coraz większego udziału kosztów ochrony zdrowia z budżetów publicznych do prywatnych ubezpieczeń i opłat pacjentów.
Dzieje się tak dlatego, że o ile na początku XX wieku przeciętny wiek życia na świecie wynosił 31 lat, to obecnie już około 70 lat. A liczba osób powyżej 60 lat, silnie obciążających budżet służby zdrowia podwoiła się na świecie od 1980 roku i jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia wzrośnie jeszcze dwukrotnie do poziomu 2 mld osób, stanowiąc jedną piątą populacji w roku 2050.
Okazuje się że nawet w Stanach Zjednoczonych które wydają na farmaceutyki 325,8 mld dolarów (drugim krajem jest starzejąca się Japonia 87,4 mld dolarów), a na zdrowie aż 9216 dolarów na osobę, planowany jest dalszy coroczny wzrost w wysokości 4,4% w latach 2013-17 według projekcji EIU (Economist Intelligence Unit). Podczas gdy wzrost wydatków w tym samym czasie w Chinach ma wynieść corocznie 14%, a więc ponad dwukrotnie szybciej niż przewidywany w tym kraju wzrost gospodarczy i o 5 pkt. proc. szybciej niż wzrost dochodów uboższego klastra Chińczyków.
Nakłady na zdrowie wynoszą już około 9,3% PKB Wlk. Brytanii, 10,3% Japonii i aż 16,9% PKB USA. Wzrost nakładów to nie tylko efekt starzenia się populacji, ale również niedorozwój tej sfery w części krajów, jak i nieefektywna struktura organizacji służby zdrowia i eksplodujące koszty lekarstw. Przykładem niedorozwoju są niskie nakłady w najuboższych krajach takich jak Sierra Leone, gdzie wynoszą one zaledwie 96 dolarów rocznie na osobę.
Nie najlepiej wygląda sytuacja Polski która w statystykach OECD 20 krajów o wysokim udziale osób starszych jest na przedostatnim miejscu pod względem wydatków z 1559 dolarami na mieszkańca (gorzej jest tylko w Estonii – 1447 dol.), podczas gdy w sąsiadujących Niemczech nakłady są ponad trzykrotnie wyższe – 4811 dol. rocznie.
Często podnoszonym argumentem na zwiększenie efektywności leczenia jest wspieranie prewencji, nakłady na którą zwracają się jedenastokrotnie. Niestety, Polska nie tylko nie ma środków na wspieranie prewencji jak i kluczowych zabiegów. A sprzedając swój przemysł farmaceutyczny zagranicznym koncernom, nie tylko zamieniła dotychczasowe zakłady na przepakowalnie zagranicznych produktów, ale i wysłała naukowców na bezrobocie. Jednocześnie pod względem bezpieczeństwa straciła kontrolę na produktami leczniczymi, które są w obiegu.
Niestety, wieloletnie zaniedbania spowodują że starzejące się społeczeństwo polskie w sposób lawinowy będzie pozbawiane dostępu do służby zdrowia, a portfele Polaków będą jeszcze bardziej drenowane z pieniędzy.