Na jeden temat przy czwartku: Czy w III RP istniała prawica?
Zapraszam Państwa do kolejnego artykułu z interaktywnego cyklu. Wprawdzie każdy artykuł można komentować i wchodzić w dyskusję, jednak nie ma co liczyć na nic więcej, niż kulturalna wymiana zdań. My proponujemy Państwu konkurs, który promuje najciekawsze komentarze. Co czwartek pojawia się artykuł w cyklu "na jeden temat". Spośród komentarzy poniżej wybieramy najlepszy, który zostanie opublikowany, jako samodzielny artykuł, lub którego autor będzie mógł rozwinąć swoją myśl i napisać autorski tekst, który opublikujemy na portalu. Oceny będzie dokonywać zespół redakcyjny bezstronny, obiektywny, do łapówek nieskory. Zachęcam Państwa do rzeczowej i kulturalnej dyskusji - w końcu niecodziennie można zostać dziennikarzem wGospodarce.pl!
W poprzednim tygodniu autorem najlepszego komentarza pod artykułem „Mania Bezpieczeństwa” jest… „Gość, ale nie niedzielny”. Gość ale nie niedzielny swoimi komentarzami wygrywa publikację swoich myśli na portaluwgospodarce.pl. Prosimy o kontakt [email protected] w celu uzgodnienia szczegółów publikacji.
Na jeden temat przy czwartku: Czy w III RP istniała prawica?
Często zastanawiam się, jak to się stało, że nad Wisłą nie ma żadnej partii, która reprezentowałaby sobą pogląd typowo prawicowy, klasyczny konserwatyzm na wzór brytyjski. W Wielkiej Brytanii, kiedy konserwatyści odeszli od tej tradycyjnej idei wolności jednostki, pojawił się UKIP, który stosunkowo szybko zyskał rangę bardzo znaczącego ugrupowania. Śledząc meandry historii III RP okazuje się, że w parlamencie takiej partii próżno szukać, poza sejmem pierwszej kadencji. Czy mamy perspektywę na zmianę? A może społeczeństwo zwyczajnie nie potrzebuje prawicy?
Pierwsze wolne wybory do parlamentu odbyły się w 1991 roku. Ówczesna ordynacja wyborcza nie przewidywała "progu wyborczego", dlatego do sejmu mogła wejść każda partia, nawet z jednym reprezentantem. Był to ostatni moment, kiedy w parlamencie widzieliśmy formacje prawicowe, chociaż też nie na szczycie. Zawrotną ilość 62 mandatów, stając się najsilniejszym ugrupowaniem w sejmie zdobyła wtedy Unia Demokratyczna, partia - zbitek, zupełnie nijaka (bardziej niż PO!), nawet Wikipedia ma problem z przyporządkowaniem ideologii. Piszą o podejściu chadeckim, liberalizmie, ale z drugiej strony socjaldemokracji. Przywódcą partii był Tadeusz Mazowiecki, którego też trudno sklasyfikować jako polityka prawicy. Kolejne pozycje zdobyło lewicowe SLD i chrześcijańsko-narodowe ugrupowanie Wyborcza Akcja Katolicka. Tuż po nich PC, czyli pierwowzór PiSu, w którego programie próżno szukać klasycznej idei konserwatywnej. 37 mandatów "poszło" do KLD. Partia w swych założeniach miała być prawicowa, jednak przywódcami ugrupowania był Donald Tusk - obecny premier, którego polityka gospodarcza jest bardziej lewicowa niż SLDowska oraz Janusz Lewandowski - obecny komisarz europejski ds. finansów. Komisarz europejski, zwłaszcza ds. finansów, aby nie zwariować musi być komunistą, czyż nie? Dalsze miejsca należały do trzech partii wpisujących się w ideologie prawicową - 16sto mandatowa, satyryczna PPPP, pięciu posłów z Chrześcijańskiej Demokracji oraz trzech z UPR. W tym stanie sejm przetrwał dwa, malownicze, bogate w wydarzenia lata. W roku 1993 odbyły się kolejne wybory parlamentarne, tym razem już z zasadą 7% progu wyborczego dla komitetów wyborczych. Większość głosów zgromadziło SLD i PSL, w opozycji Unia Demokratyczna. W tym lewicowym stanie sejm przetrwał kadencję do 1997 roku i już następna należała do AWSu i Unii Wolności, deklarujących się jako prawica. Jednak zgodnie z mądrością biblijną "po owocach ich poznacie", ciężko się z tym zgodzić. W teorii zdecentralizowano podział administracyjny - z 49 województw zależnych w sposób absolutny od "centrali" zrobiono 16, o większej autonomii. Ciężko jednak mówić tutaj o decentralizacji na wzór państw zachodnich, czy Stanów Zjednoczonych. W praktyce województwa nie mają żadnej władzy ustawodawczej - same mogą jedynie ogłaszać przetargi na drogi wojewódzkie. Zmieniono więc tylko ilość jednostek administracyjnych, a nie ich znaczenie. Kolejna próba decentralizacji, czyli wprowadzenie 16 kas chorych, które teoretycznie miałyby ze sobą konkurować, była dobra tylko w słowach premiera Jerzego Buzka (kolejny eurokrata!). Niedługo trzeba było czekać na przerost biurokracji i absurdy dnia codziennego rodem z PRLu. Reforma systemu emerytalnego - 3 filary. Ciężko było coś tutaj zepsuć, ale i to się udało! Przymusowe OFE mające wprowadzać elementy rynkowe oraz prywatną inicjatywę w system emerytalny, zostały zmuszone do inwestowania w obligacje Skarbu Państwa i w efekcie okazały się zupełnie nieefektywne. Trudno więc mówić o skuteczności rządu, czy o prawicowych, rynkowych, decentralizacyjnych ideałach. Po tak fantastycznych reformach nic dziwnego, że wybory 2001 wygrało SLD i Unia Pracy. Do sejmu weszła też Platforma Obywatelska, Samoobrona, PiS, PSL i Liga Polskich Rodzin. Następne wybory to czas PiSu w koalicji z Samoobroną i LPRem oraz 2,5 kadencji.
Dzisiaj na scenie politycznej króluje 5 partii i żadna z nich nie jest prawicowa. PO prowadzi politykę typową dla lewicy - podnoszenie podatków, niszczenie konkurencyjności na rynku, przeładowanie biurokratyczne, wszechwładza urzędów oraz policji, czyli "zamordyzm" pod każdym kątem. PiS to lewica, która chodzi do kościoła i nawet nie udają, że jest inaczej, chociaż z nieznanych nikomu przyczyn, media głównego źródła określają ich prawicą. PSL - ludowcy, a właściwie twórcy nowej ideologii polityczno - gospodarczej zwanej "nepotyzm". Ruch Palikota, który w zamyśle miał być partią libertariańską, w praniu okazał się być typową lewicą. Do tego SLD znane z afer i PZPRowskiej przeszłości i cały parlament zagarnięty przez lewicę.
Stwierdzenie, że w Polsce nie ma zapotrzebowania na typowo prawicową partię jest ominięciem prawdy szerokim łukiem. Ilość drobnych ugrupowań, stowarzyszeń propagujących idee konserwatywną, idee wolności osobistej jest w Polsce bardzo znacząca. Podobnie ilość posłów obecnych parlamentarnych partii, którzy wyznają takie wartości jest wyróżniająca się (skrzydło PiS pod "przywództwem" Wiplera oraz cześć PO "pod wezwaniem" Gowina). Obserwując ich poczynania oraz donosy mediów nie trudno wywnioskować, że chcieliby oni tworzyć wspólną platformę o właśnie prawicowych zapatrywaniach. Ciężko im będzie to zrobić, ponieważ obecna ordynacja wyborcza i system finansowania partii uniemożliwia powstanie nowej formacji bez ogromnych nakładów pieniężnych z prywatnej kieszeni założycieli. Prawo nie przewiduje finansowania partii z budżetu, jeśli nie uzyskała ona powyżej 3% w poprzednich wyborach. Finansowanie jest proporcjonalne do uzyskanego wyniku, a więc oczywistym jest, że partie popularne w poprzednich głosowaniach mają większe szanse na uzyskanie dobrego wyniku w następnych. Dodatkowo partie polityczne nie mogą być dofinansowywane przez osoby prawne oraz osoby fizyczne będące obywatelami Polski lub mające stały adres zamieszkania nad Wisłą. Dodatkowo jeśli dojdzie do podziału partii podczas trwającej kadencji, "pieniądz" nie idzie za posłem - partia nadal otrzymuje fundusze za posła, który już w niej nie jest, a schizmatyk zostaje bez grosza. Sposób finansowania partii wskazywałabym jako główną przyczynę braku ugrupowania z prawej strony. Pierwsze rozdania kart nie były szczęśliwe dla konserwatystów, więc skąd nagle mieliby się wziąć?
W Polsce istnieje duża grupa ludzi wyznających wartości konserwatywne, którym brakuje sejmowego przedstawicielstwa. Tę sytuację mogliby wykorzystać znani politycy z zasługami, którym bliska jest idea wolności i dobrobytu materialnego. Politycy konserwatywni cieszą się dużym zaufaniem społecznym - Przemysław Wipler to bardzo aktywny poseł, konkretne działania Jarosława Gowina na stołku ministra też spodobały się wielu obywatelom. Wątpię jednak, aby dobre pomysły i wiedza i nie idące za nimi ogromne środki finansowe, wystarczyły, aby pokonać partyjny beton. Obym się myliła.
A co państwo na ten temat sądzą? Zapraszam do dyskusji.