W trakcie antykatolickiej nagonki rząd przyznał: Cuda w Polsce się nie zdarzają
Co należy zrobić jeśli „głowa” rodziny demoralizuje dzieci, sprzedała mieszkanie, roztrwoniła majątek, zaciągnęła kredyty i terroryzuje resztę domowników?
Przy medialnej zasłonie dymnej w postaci nagonki na arcybiskupa Henryka Hozera rząd przyznał, że cuda w Polsce się nie zdarzają - nie ma pieniędzy w kasie. Mimo potwierdzenia informacji o pogłębianiu się kryzysu akcesyjnego w Polsce, media żyją atakami na Kościół w Polsce pragnąc utrącić wpływy tego dotąd wyciszanego hierarchy w Episkopacie. Mimo wychowania w znanej i bardzo zamożnej rodzinie zdecydował się on na ubóstwo zakonne, pełnienie swojej posługi na zapomnianym przez Zachód Czarnym Lądzie, gdzie widział cynizm możnych tego świata, a żyjąc przez pewien czas na terenie Ziemi Świętej poznał stosunki już zapomniane przez Polaków po II Wojnie Światowej i możliwe, że stracił wiele z iluzji dotyczących kondycji „wolnych mediów” na świecie. Jako lekarz jest pod względem merytorycznym wyjątkowo przygotowany do nadciągającej debaty kulturowej na temat aborcji, in vitro i eutanazji w Polsce, co sprawia że staje się kluczową przeszkodą dla liberalnych elit.
Wczoraj okazało się że prawdy o wirtualnym budżecie na rok 2013 i zamysłu skoku na kasę OFE w celu pokrycia jego deficytu dłużej nie można było ukrywać. Premier przyznał że dochody są niewystarczające, oraz że do budżetu wpłynie o 24 mld zł mniej niż planowano. Dlatego zapowiedział jego nowelizację. Deficyt budżetowy ma wzrosnąć w tym roku o 16 mld zł, a oszczędności w resortach mają wynieść ok. 8,5 mld zł. W 2013 i 2014 roku zawieszone ma być działanie 50-proc. progu ostrożnościowego i reguły wydatkowej, ukazując że powyższe unormowania zostały ustanowione jedynie propagandowo, a nie po to aby je stosować. Oczywiście że kryzys gospodarczy w €urostrefie pociąga negatywne konsekwencje dot. sytuacji w Polsce, do tego obiektywnie dochodzi brak środków z nowej perspektywy finansowej UE. Jednak przyczyn fatalnej sytuacji nie możemy szukać tylko za granicą. Rząd powinien oprzeć swoją politykę na trzech kluczowych filarach – polityce prorodzinnej, optymalizacji wydatków budżetowych i wspieraniu tworzenia nowych miejsc pracy. Jeśli się nie prowadzi polityki tworzącej miejsca pracy w danym kraju, jeśli się nie wspiera rodzin, tylko tak naprawdę doprowadza do zapaści demograficznej to oczywiście wzrost gospodarczy musi zamierać i tego należy oczekiwać nie tylko w tym roku, ale i w przyszłości.
Zwiastunem złych wieści okazał się przedwczorajszy komunikat GUS-u o wysokości czerwcowej inflacji na poziomie zaledwie 0,2% rok do roku. O ile przez ostatnie lata, jeśli nie dziesięciolecia Polacy żyli w przekonaniu, że inflacja jest bardzo złym zjawiskiem, grozi budżetom domowym, gospodarce państwa i obniżeniem wartości pieniądza krajowego. Inflacja świadczy o tym, że w obiegu jest za dużo pieniądza bez pokrycia w towarach i usługach powodując, że nasze dochody są przez inflacje „zjadane” gdy „nie nadążają” za wzrostem cen.
Podczas gdy to raczej deflacja jest gorszą oznaką stanu gospodarki. Deflacja w praktyce oznacza, że nie ma popytu na nasze produkty wytwarzane przez gospodarkę narodową. W efekcie przedsiębiorcy walcząc o klienta i dążąc do upłynnienia produkcji muszą stawać się bardziej konkurencyjny, a co za tym idzie obniżać nadmiernie ceny. To dla pracowników oznacza: redukcje produkcji, płac i zatrudnienia. Duży potencjał pracowniczy i wytwórczy jest niewykorzystany, a pracodawcy zamiast zysku odnotowują straty, nie mając motywacji ponoszenia inwestycji. Na przyszłość oznacza to, że mimo iż obecnie w kryzysie banki centralne drukują na wyścigi pieniądze, nie ma zapotrzebowania na produkcję krajową ani w kraju ani za granicą, co odbija się brakiem zapotrzebowania na nowe miejsca pracy. A co więcej pracodawcy będą redukowali miejsca pracy, przez co ludzie będą mieli mniejsze dochody. To zaś będzie nakręcało spiralę: mniejsze dochody spowodują mniejsze zakupy, prowadząc w kolejnym etapie do presji cenowej czyli obniżania cen i dalszych redukcji. Niestety ale to doprowadzi do ograniczenia inwestycji w naszym kraju i do przedłużania się kryzysu.
Tak samo jak do nadmiernej inflacji powinnyśmy bardzo ostrożnie podchodzić do procesu schłodzenia polskiej gospodarki. Deflacja w Polsce jest przejawem ostrości kryzysu, gdyż występuje mimo iż jesteśmy krajem na dorobku, w którym ceny powinny wzrastać, a my powinnyśmy coraz więcej zarabiać. Procesy konwergencji - doganiania bogatszych krajów, naszych sąsiadów, niestety nie następują, a kryzys wewnętrzny się pogłębia. Nie powstają nowe miejsca pracy, to Polacy muszą emigrować by znaleźć jakiekolwiek zatrudnienie, wyprzedaliśmy majątek narodowy, a zagraniczne koncerny z polskimi władzami w ogóle się nie liczą. W efekcie mamy wyraźny brak perspektywy na zwiększenie produkcji, a co za tym idzie nastąpi ograniczenie inwestycji, co przy braku zastępowalności pokoleń zwiastuje kryzys na dziesięciolecia.
Dlatego najwyższy czas się przebudzić, wyrwać się z tego zaklętego kręgu wszelakich lobbystów, oprzeć się na kompetentnych urzędnikach gospodarczych, którzy w przeszłości za obronę polskich interesów gospodarczych byli zwalniani ze stanowisk. Zahamować źródła kryzysu, w który wrzuciło nas prowadzenie polityki antyrodzinnej, a z drugiej strony – brak odpowiedniej polityki fiskalnej opartej o optymalizację wydatków budżetowych, oraz brak działań wspierających powstawanie nowych miejsc pracy w Polsce, a nie Polaków „na zmywaku” za granicą. Z powodu dwudziestoletnich zaniedbań łatwo nie będzie, ale jeśli posłuchamy zwykłych populistów to i nadchodzące lata stracimy. Sytuacja jednak beznadziejną nie jest, bo jak inaczej można byłoby odczytać dzisiejsze czytanie mszalne. Osoba o elitarnym wykształceniu – Mojżesz zostaje pastuchem owiec w swoim narodzie, a i sytuacja tego społeczeństwa jest tragiczna, w sytuacji prowadzenia przez państwo drastycznej polityki antyrodzinnej polegającej na mordowaniu nowonarodzonych chłopców. Polacy również muszą się otrząsnąć wybierając kompetentnych liderów, aby z sukcesem przejść przez pustynię. A łatwo nie będzie, w sytuacji porównywalnej do losów rodziny w której jej głowa zdemoralizowała dzieci, sprzedała mieszkanie, roztrwoniła majątek, zaciągnęła kredyty i terroryzuje resztę domowników.