Pięć argumentów, by zagłosować na PiS
O tym, co proponuje Prawo i Sprawiedliwość w swym programie na drugą kadencję wylano już morze atramentu w ostatnich dniach i tygodniach. Przewrotnie, pozwolę sobie przedstawić potencjalny scenariusz wydarzeń, co nastąpi, jeśli nadchodzące wybory do Sejmu wygra PO, SLD oraz PSL i razem utworzą rząd „jedności” totalnej opozycji („totalsów”):
1. Skok na złotego czyli ratunek dla strefy euro
Strefę euro, a najpierw Niemcy, czeka nie tylko spowolnienie, ale być może też recesja według wielu ekonomistów. Rząd „totalsów” niemal na pewno ruszyłby raźno z pomocą. W jaki sposób? Oczywiście, wprowadzając Polskę do strefy euro. Utracilibyśmy nie tylko własną walutę i kontrolę nad polską gospodarką, ale również rezerwy walutowe, które sięgały astronomicznej kwoty - 117 miliardów USD na koniec 2018 roku. W przypadku recesji i zagrożenia istnienia dla waluty euro, Europejski Bank Centralny utworzy najprawdopodobniej tzw. „Fundusz Rozwoju Państw Strefy Euro” z dostępnych rezerw walutowych, by umożliwić stymulacje gospodarek krajów o wysokim zadłużeniem jak Włochy, Grecja czy Francja. Nasze rezerwy zdeponowane dotąd w NBP okazałyby się jak znalazł…
2. „Kredyty we frankach” znowu z wykładnią ZBP
W przeciwieństwie do rządów PO-PSL, rząd premiera Mateusza Morawieckiego wsparł „Frankowiczów” w sprawie przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE). Gdyby wybory do Sejmu RP wygrali „totalsi”, natychmiast zmieniliby stanowisko rządu, wspierając ponownie nieuczciwych „banksterów”. „Frankowiczów” pozostawiono by samych sobie na pastwę sądów, które wydają w ich sprawach wyroki - mówiąc kolokwialnie - „od Sasa do Lasa”. Szanse odzyskania pieniędzy przez osoby pokrzywdzone przez banki i nieuczciwych „banksterów” ograniczono by w ten przewrotny sposób do absolutnego minimum!
3. Zaniechanie inwestycji niezgodnych z interesami Niemiec i Rosji
Gdyby „totalsi” wygrali nadchodzące wybory do Sejmu, to ich rząd natychmiast zaniechałby inwestycji, które godzą w interesy Niemiec i Rosji, bowiem warto pamiętać, że prawica podchodzi do realizacji projektu budowy gazociągu z Norwegii przez Danię do Polski po dnie Morza Bałtyckiego już po raz trzeci w ciągu ostatnich 16 lat. Poprzednie dwie próby nie powiodły się właśnie ze względu na wybory i zmiany u steru państwa. I tak właśnie z całą pewnością byłoby i tym razem. Projekt „Baltic Pipe” znowu odłożono by na półkę, gdyż to przedsięwzięcie konkuruje z gazociągiem Nordstream 2. Nie zrealizowano by również projektu przekopu Mierzei Wiślanej ( sprzeciwia się Rosja) i budowy Centralnego Portu Komunikacyjny (konkurowałby z lotniskiem w Berlinie), a także wielu, wielu innych projektów.
4. Oziębienie stosunków z USA i osłabienie pozycji Polski na forum międzynarodowym
„Totalsi” natychmiast, zgodnie z tym co mówią, przystąpiliby do „resetu” stosunków z Niemcami i Rosją. Znów Polska stałaby się kondominium wpływów naszych dwóch potężnych sąsiadów, peryferiom Unii Europejskiej oraz dostarczycielem taniej siły roboczej. Padłby wspierany przez USA projekt Trójmorza, a US Army z biegiem czasu pod naciskiem Niemiec i Rosji wycofałaby się z baz na terytorium naszego kraju. Nie dość przypominać, że projekty gospodarcze, o których mowa powyżej, są realizowane tylko dzięki parasolowi bezpieczeństwa, które zapewnia nam sojusz i bliska współpraca gospodarcza z USA…
5. Zaniechanie programów społecznych wprowadzonych przez Prawo i Sprawiedliwość
Wykładnia polityki społecznej i gospodarczej rządu PO-PSL sformułowana przez byłego ministra finansów Jacka Rostowskiego, a zawarta w słynnym stwierdzeniu: „piniędzy nie ma i nie będzie”, znowu zaczęłaby obowiązywać. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Zwrot w polityce międzynarodowej, wejście do strefy euro i utrata suwerenności ekonomicznej, zaniechanie projektów rozwojowych i ponowne wydanie nas na pastwę międzynarodowego kapitału (sic! „Frankowicze”) uszczupliłoby przychody podatkowe państwa, spowolniłoby wzrost gospodarczy i doprowadziło w szybkim tempie do załamania w finansach publicznych, jak miało to już raz miejsce w latach 2008 do 2015.
Przedstawiony wyżej pesymistyczny scenariusz jest ciągle prawdopodobny, jeśli beneficjenci dobrej zmiany nie pójdą in gremio do wyborów, by zagłosować na listy Prawa i Sprawiedliwości. Oczywiście, nie tylko argumenty ekonomiczne grają rolę, bowiem jeśli „totalsi” wygraliby nadchodzące wybory, to wielu z nas czeka bezpardonowe starcie na innych polach. Choćby obyczajowym…
»» Więcej szczegółowych i merytorycznych argumentów za tym, by w najbliższą niedzielę 13 października ruszyć gremialnie do urn wyborczych znajdą Państwo w innych moich artykułach::
„Zbilansowany budżet a bilans rządów PO-PSL”
„Polskie euro? Dziękuję, poczekam… „
Jerzy Bielewicz