Co łączy odwołanie Prezydenta Warszawy z dymisją Ministra Finansów
Polska coraz szybciej stacza się do przepaści i coraz trudniej będzie się jej zatrzymać nie mówiąc o próbie wydobycia się z otchłani
Wszystko wskazuje na to że uda się odwołać w niedzielę prezydenta Warszawy, który zgodnie ze sprawowanymi w przeszłości funkcjami powinien cieszyć się zaufaniem warszawiaków, jeśli chodzi o zarządzanie finansami miasta. Podczas gdy właśnie prywatyzacja przedsiębiorstw komunalnych, wysokie koszty inwestycji miejskich powodujące eksplozję zadłużenia, ukazują brak kompetencji i powodują irytację mieszkańców. Mimo tego, to właśnie ta osoba została szefem PO w regionie i należy się spodziewać że nowy kandydat PO na prezydenta, będzie z tej samej frakcji. Podobnie wydaje się że urzędujący Minister Finansów który ostatnio coraz mniej przekonywająco udaje, że zielona wyspa którą wirtualnie zbudował nie jest w stanie płynąć, ale w coraz bardziej widoczny sposób nabiera wody. Nic dziwnego że w takich okolicznościach, coraz częściej pojawiają się informacje o jego podmienieniu na inną osobę. Minister sprawia wrażenie że jest z tym pogodzony i zna swojego następcę. Z jednej strony ma za zadanie do końca posprzątać stanowisko dla następcy i przejąć ogień krytyki związany z kreatywną księgowością, związaną z dochodami skoku na OFE. Robi to już bez przekonania minimalnym nakładem wysiłku, o czym świadczy rekordowo krótkie dzisiejsze wystąpienie budżetowe, a fakt że nie prowokuje Premiera, może świadczyć o tym, że podmiana będzie dokonana w ramach tej samej frakcji i przecieki dotyczące tego, że nowym ministrem finansów będzie Jan Krzysztof Bielecki lub Janusz Lewandowski należy uznać za mało wiarygodne.
A budżet jak należało się spodziewać jest oparty na kreatywnej księgowości. Gdyż przy wydatkach na poziomie 324,2 mld zł zakłada dochody 276,5 mld, oraz pozornie niższy deficyt w porównaniu z rokiem 2013 47,7 mld. Pozorność polega na tym, że jest tylko niewiele niższy od znowelizowanego a więc podwyższonego deficytu tegorocznego, który jest na poziomie 51,6 mld. Zabieg jego zmniejszenia jest tylko pozorny, gdyż już uwzględnia skok na OFE, które da pozornie mniejsze wydatki w obsłudze długu na poziomie 4,8 mld i pozornie niższą dotację do ZUS-u o 4,5 mld zł, kosztem adekwatnego wzrostu zadłużenia tej instytucji. W efekcie już w roku 2014 widzimy, że planowany wzrost zadłużenia związany ze skokiem na OFE ma wynieść na początek 9,3 mld zł. Poza tym wszyscy eksperci się oburzają koniecznością nowelizacji ustawy o VAT podwyższającej jej procentowy wymiar o 1 pkt. procentowy, do poziomu 23% wstępnie na następne trzy lata. Zakładane jest jednocześnie ożywienie gospodarcze w stagnacyjnej wysokości 2,5% przy inflacji 1,4% i bolesnej stopie bezrobocia 13,8%. Likwidacja restrykcji związanych z przekroczeniem progu 55% (po skoku na OFE 48%) ma być osłodzona wprowadzeniem reguły wydatkowej. Jej konstrukcja jest oparta na wzroście gospodarczym, relatywnie wysokim w latach poprzednich, plus projekcjach które można dość dowolnie na początku kształtować, ponieważ mechanizm korekcyjny działał będzie dopiero względem przyszłego ministra finansów. Oczywiście jest to działanie na krótką metę, ponieważ już niedługo Polska zostanie zaskoczona że utrzymywanie wydatków w tym emerytalnych (gdzie dochody ZUS-u stanowią połowę dochodów budżetu a deficyty są wyższe od budżetowych i szybciej rosną) i zdrowotnych w starzejącym się społeczeństwie, jest zadaniem do zrealizowania jedynie przez cywilizację śmierci. Tak więc obecna gra rządowa jest w miarę klarowna - ktoś musi zapewnić poduszkę finansową w krótkim okresie czasu którą daje skok na OFE, licząc że 440 mld zł środków unijnych w nowej perspektywie finansowej zapewni poprzez efekt mnożnikowy środki w perspektywie średnioterminowej. A potem to choćby potop – gdyż likwidacja fundamentalnych słabości państwa się nie liczy.
Dlatego nie słysząc w całej debacie propozycji konstruktywnych uważam że kluczowe jest zaprezentowanie jej niezbędnych trzech filarów. Po pierwsze w debacie powinna być odmieniana po wielokroć polityka prorodzinna i środki na nią przeznaczane, w miejsce forsowanych oszczędności. Należałoby tak alokować środki budżetowe, aby zaprzestać opodatkowania wydatków na dzieci. Gdyż należy traktować dzieci jako inwestycję dla państwa, natomiast obciążać tych, którzy nie mają dzieci, a w przyszłości, gdy zgłoszą się po świadczenia społeczne i zdrowotne, będą chcieli z owoców ich pracy skorzystać. Sprawiedliwość wymaga, aby ponosili ciężary przyszłych świadczeń, a nie oszczędzali kosztem tych, którzy ponoszą koszty związane z wychowaniem młodego pokolenia. Jedynie takie działanie budżetu jest w stanie uświadomić części z nich, z jakimi konsekwencjami mogą się zetknąć na starość i oddalić groźbę zwijania się gospodarki przez kolejne dziesięciolecia.
Po drugie, należy zaprzestać myślenia o finansach publicznych w sposób czysto księgowy, w kategoriach jedynie równoważenia dochodów z wydatkami, przy zastosowaniu wszystkich możliwych trików, lecz analizować wydatki budżetowe pod kątem ich optymalizacji. Należy prezentować w budżecie, czy dany wydatek powiększy przyszłe dochody budżetowe, czy też może wprost przeciwnie nie będzie miał wpływu na przewidywaną bazę podatkową. Jeśli wydatki prorozwojowe są w obfitości, to warto je sfinansować i to bez względu na poziom deficytu. To jest właściwe prorozwojowe podejście związane z konstruowaniem budżetu zadaniowego, które umożliwia budowę infrastruktury wzrostu i umożliwia zaistnienie procesu konwergencji w ramach UE.
Wreszcie trzeci kierunek polityki budżetowej polega na wdrożeniu takich działań gospodarczych, aby miejsca pracy powstawały w Polsce, a nie emigrowały za granicę, a Polacy za nimi. Musimy w tym ujęciu być zdecydowani i w ostateczności, w przypadku braku wewnętrznych możliwości takiego ukształtowania polityki gospodarczej i fiskalnej, postawić kwestię naszego dalszego uczestnictwa w UE. Polska jest krajem, gdzie praca jest tańsza w porównaniu z innymi krajami UE, co podczas debaty budżetowej tak wyraźnie zaprezentował poseł Żyżyński, a zatem to nasz kraj powinien odnosić korzyści w postaci przemieszczania się do nas miejsc pracy. Jest dla Polski nie do zaakceptowania sytuacja, że o ile w Unii panuje swoboda przemieszczania obywateli, to jednocześnie jest blokowana swoboda przemieszczania miejsc pracy. Nie może dochodzić do takich absurdów, że korporacje zamykają zakłady w Polsce i ściągają za granicę polskich pracowników, jak to wystąpiło w wypadku bielskiej fabryki Fiata. Polska również nie powinna pomagać zagranicznym bankom wycofywać się z Polski wykupując je za ciężkie miliardy, jak to zrobił kontrolowany przez państwo PKO BP kupując za 2 mld zł bank Nordea. Jeśli zagraniczne firmy chcą się wycofać z Polski, trzeba przejmować ich rynek, a nie pozwalać na wytransferowanie kapitału. Przecież wyłożone 2 mld zł, zamiast w ręce skandynawskich akcjonariuszy, powinno trafić w formie zwielokrotnionej akcji kredytowej do polskich przedsiębiorców.
O ile nie zbudziło zdziwienia że w toczącej się debacie nikt nawet nie wspomniał nawet o konsekwencjach gospodarczych samobójczej polityki „udamawiania” banków, która wg doniesień prasy ma być w przyszłym roku kontynuowana poprzez próbę przejęcia innego banku zagranicznego przez PZU, o tyle koncentrowanie się w debacie na wirtualności danych, a nie koniecznych fundamentach należy traktować jako szkodliwe spłaszczenie całej dyskusji. A Polska coraz szybciej stacza się do przepaści i coraz trudniej będzie się jej zatrzymać nie mówiąc o próbie wydobycia się z otchłani.
-------------------------------------------------------------------------------
-------------------------------------------------------------------------------
Uwaga!
TYLKO U NAS, w sklepie wSklepiku.pl, możesz jeszcze nabyć cztery pierwsze numery miesięcznika "W Sieci Historii"!