Evergrande na ustach całego świata
Podczas poniedziałkowej sesji zarówno w Warszawie, jak i na całym świecie nazwa „Evergrande” była odmieniana chyba przez wszystkie przypadki. Trwająca od kilku miesięcy saga związana z problemami płynnościowymi chińskiego dewelopera stała się w ostatnich dniach sprawą niezwykle medialną
Tymczasem rynki szukające od ponad dwóch tygodni solidnego pretekstu do przeceny, w końcu go odnalazły. Sytuacja dewelopera zaczyna być porównywana nawet do słynnego upadku banku Lehman Brothers, który stał się zalążkiem kryzysu finansowego z 2008 r. Trzeba jednak przyznać, że porównanie to budzi sporo kontrowersji. Faktem jest to, że zadłużenie spółki jest bardzo duże (stanowi niecałe 3% PKB Chin), ale Pekin dysponuje szerokim wachlarzem możliwości, które mogą zatrzymać rozproszenie się tego problemu na cały chiński system finansowy. O możliwościach Państwa Środka świadczy chociażby dokonany w sierpniu bailout banku Huarong, który miał w 2020 r. wygenerować aż 16 mld USD straty.
Nie należy oczywiście zakładać, że cała sprawa zakończy się dla Evergrande i całego chińskiego sektora deweloperskiego bezboleśnie. Władze Chin już od dłuższego czasu wyraźnie sygnalizowały, że nie podoba im się bańka na rynku nieruchomości i nadmierne zadłużenie całego sektora. Efektem tego jest wzmożona od początku roku akcja „delewarowania”, która w praktyce przejawia się ograniczaniem możliwości dalszego zadłużania się przez deweloperów. Wydaje się, że dynamiczne wzrosty cen mieszkań w Chinach stanowią nie tylko problem rynkowy, ale także strategiczny z punktu widzenia struktury społecznej. Demografowie identyfikują istotny związek pomiędzy rosnącymi cenami mieszkań, a malejącą zdolnością chińskich małżeństw do zakładania rodzin. Dlatego też nie jest wykluczone, że ostatnie wydarzenia będą dobrą okazją do przejęcia przez Pekin skutecznej kontroli nad rozgrzanym rynkiem nieruchomości. W końcu „regulowanie” poszczególnych branż w Chinach stało się w ostatnim czasie bardzo popularne.
Podczas poniedziałkowej sesji w Europie inwestorzy zareagowali nerwowo, jednak nie była to postawa paniczna. WIG20 stracił ostatecznie 2,6%, mWIG40 3,3% a sWIG80 3,1%. W przypadku indeksów małych i średnich spółek należy zaznaczyć, że były one w ostatnim czasie oderwane od pogarszających się nastrojów na globalnym rynku. Dlatego też głębsza przecena w ich przypadku była swego rodzaju formą „nadrobienia zaległości”. Fala spadków dotarła również za ocean, gdzie S&P500 stracił 1,7% a Nasdaq 2,2%. Pozytywnym sygnałem jest jednak to, że w ostatnich godzinach sesji do głosu doszli kupujący znacząco ograniczając zakres spadku. W momencie pisania komentarza, kontrakty futures na kluczowe indeksy europejskie i amerykańskie notują lekkie zwyżki, co pozwala wstępnie zakładać, że dziś rynki będą szukać miejsca na odreagowanie.
Patryk Pyka Analityk Zespołu Analiz i Doradztwa Inwestycyjnego Dom Inwestycyjny Xelion