Złoty odrobił dużą część ostatnich strat
We wtorek złoty umocnił się do głównych walut, odrabiając część potężnych strat z ostatnich dni. Była to zwykła realizacja zysków, wsparta przez interwencję resortu finansów, wzrost EUR/USD i cięcie stóp procentowych na Węgrzech. Układ sił jednak nie uległ zmianie. Perspektywy złotego wciąż wyglądają mgliście.
Wtorek upłynął na rodzimym rynku walutowym pod znakiem korekty silnej przeceny polskiej waluty z ostatnich dni. O godzinie 16:31 kurs EUR/PLN testował poziom 4,3780 zł wobec 4,4075 zł wczoraj na koniec dnia i wobec wczorajszego maksimum na 4,4274 zł. Notowania USD/PLN spadły zaś do 3,8655 zł z 3,9106 zł, a CHF/PLN do 3,98 zł z 4,0123 zł.
Dzisiejsze umocnienie złotego w relacji do głównych walut było zwykłym odreagowaniem jego silnej wyprzedaży z ostatnich dni, które to odreagowanie wsparło kilka dodatkowych czynników, przez co nabrało ono aż tak znaczących rozmiarów.
Jednym z nich był drugi kolejny dzień wzrostu notowań EUR/USD w oczekiwaniu na jutrzejsze wyniki posiedzenia amerykańskiej Rezerwy Federalnej (Fed), ale też w reakcji na gorsze od prognoz dane makroekonomiczne z USA (zamówienia na dobra trwałe, indeks S&P/Case-Shiller i indeks Conference Board. Wzrost kursu EUR/USD, napędzany m.in. nadziejami na późniejsze podwyżki stóp procentowych przez Fed, wsparł złotego, stając się jednocześnie skuteczną przeciwwaga dla słabych nastrojów na europejskich giełdach (co w przeważającej ilości przypadków złotemu ciąży).
Na plus dla polskiej waluty należy też odnotować dzisiejszą decyzję Banku Węgier o cięciu stóp procentowych o 15 punktów bazowych do 1,05% i zapowiedź możliwości kontynuacji obniżek w przyszłości. To zwiększa bowiem atrakcyjność polskiego długu i waluty względem węgierskich obligacji i forinta.
Wreszcie największym wsparciem dla złotego była słowna interwencja resortu finansów. Wiceminister finansów powiedział dziś, że ministerstwo przygląda się sytuacji na rynku walutowym i może zdecydować się na wymianę posiadanych środków na rynku. Historycznie takie interwencje, niezależnie czy słowne, czy też faktyczne, raczej nie są odwrócić tendencji rynkowych, ale dziś powyższe słowa niewątpliwie były wsparciem.
Złoty odrobił we wtorek około 1/3 ostatnich strat do euro, dolara i szwajcarskiego franka. To sporo, ale to jeszcze nie zapowiada kontynuacji tej tendencji w kolejnych dniach. Wręcz przeciwnie. Póki co, możemy mówić o silnej, ale jednak tylko korekcie ostatniej wyprzedaży. To zaś oznacza, że niebawem tendencja deprecjacyjna wróci. Aczkolwiek pewnie już nie o takiej sile jak ostatnio. Wróci, bo paliwo do umocnienia złotego, które napędzała rajd z okresu druga połowa stycznia - początek kwietnia, już się skończyło, a tymczasem na horyzoncie pojawiło się klika czarnych chmur. Wystarczy wspomnieć ewentualną majową obniżkę oceny wiarygodności kredytowej Polski przez agencję Moody's. Niepokoić też mogą ostatnie słabe wyniki produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej w Polsce. Utrzymujące się ryzyko polityczne. Cieniem na notowaniach kładzie się też ustawa frankowa, która niewiadomo w jakim kształcie ostatecznie trafi pod obrady Sejmu. Czy też straszyć mogą globalne rynki akcji, w tym zwłaszcza giełdy w USA, które po 2,5-miesięcznym rajdzie są o krok od korekty, co doprowadzi do ograniczenia apetytu na ryzyko i spowoduje odpływ kapitałów z rynków wschodzących. Dlatego też przynajmniej do połowy maja nasza waluta może pozostawać słaba.
W krótkim terminie o losach złotego decydować będą przede wszystkim nastroje na rynkach globalnych. Im będą lepsze, tym polska waluta będzie silniejsza. I odwrotnie. O nastrojach zaś zdecydują w tym tygodniu głownie wyniki posiedzeń Fed-u (środa) i Banku Japonii (czwartek), ale też wstępne szacunki amerykańskiego i europejskiego PKB za I kwartał br. oraz wstępne szacunki kwietniowej inflacji w Eurolandzie.