Analizy

Premier Matteo Renzi wyrasta na jednego z kluczowych polityków w Europie. Na zdjęciu (z lewej) w rozmowie z szefem Amazona, Jeffem Bezosem. Spotkanie miało miejsce 22 lipca w Palazzo Vecchio we Florencji, fot. PAP/EPA/PALAZZO CHIGI PRESS OFFICE
Premier Matteo Renzi wyrasta na jednego z kluczowych polityków w Europie. Na zdjęciu (z lewej) w rozmowie z szefem Amazona, Jeffem Bezosem. Spotkanie miało miejsce 22 lipca w Palazzo Vecchio we Florencji, fot. PAP/EPA/PALAZZO CHIGI PRESS OFFICE

Włoska cisza przed burzą?

źródło: Szymon Juszczyk, zarządzający portfelami RDM Wealth Management SA

  • Opublikowano: 25 lipca 2016, 15:16

    Aktualizacja: 25 lipca 2016, 15:17

  • 1
  • Powiększ tekst

Włochy podczas kryzysu gospodarczego w Europie były jednym z krajów „pieszczotliwie” określanych mianem PIIGS, a więc tych, które były dla gospodarki eurostrefy największym zagrożeniem. I chociaż przyczyny problemów w poszczególnych państwach były nieco inne, wspólnym mianownikiem kłopotów okazał się być sektor bankowy, rozbudowane wydatki socjalne, czy skostniałe struktury rynku pracy.

W Irlandii, Grecji, Portugalii i Hiszpanii sytuację udało się względnie opanować. Oczywiście trudno mówić w tym przypadku o sukcesie (greckie PKB spadło od 2008 roku o ponad 45%...), to jednak uprawnionym jest stwierdzenie, że sytuacja została ustabilizowana.

We Włoszech sytuacja była zgoła odmienna - tam gros spraw zamiatano bowiem pod dywan, a z wieloma problemami nie próbowano się nawet zmierzyć. W drugiej połowie roku wszystkie demony przeszłości mogą powrócić, a Półwysep Apeniński może nawiedzić polityczno-gospodarcze tsunami.

Matteo Renzi – gwarant spokoju i stabilizacji

Europejski kryzys gospodarczy nie oszczędził włoskich przywódców. Najpierw, w 2011 roku z hukiem urząd opuścił Silvio Berlusconi. Półtora roku później, technokrata, Mario Monti nie był w stanie przekonać parlamentu do swojego planu reform i w kwietniu 2013 roku ustąpił ze stanowiska. Jego następca, Enrico Letta, urząd piastował zaś tylko 10 miesięcy. I wreszcie w lutym 2014 roku prezydent Giorgio Napolitano powierzył misję utworzenia rządu Matteo Renziemu – dotychczasowemu burmistrzowi Florencji.

Rząd udało się szybko uformować, a europejscy przywódcy odetchnęli z ulgą – wiedzieli bowiem, że będzie to osoba, która przeciwstawi się problemom włoskiej gospodarki, a na szczeblu europejskim będzie dobrym współpracownikiem. Pozytywny sentyment do Włoch powrócił.

Październikowe referendum

W kwietniu bieżącego roku Izbie Deputowanych włoskiego parlamentu udało się finalnie zatwierdzić ustawę o nowelizacji konstytucji (opozycja, z Ruchem 5 Gwiazd na czele, nie przybyła na głosowanie). Na mocy proponowanych zmian senat stanie się tzw. izbą regionów. Zamiast 315 senatorów, w nowej izbie zasiadać będzie 21 burmistrzów wszystkich włoskich regionów, a także 74 regionalnych radnych i nie będą za to otrzymywać wynagrodzenia. De facto, oznacza to ograniczenie jego znaczenia oraz kosztów funkcjonowania, ale także, na co wskazują autorzy projektu, będzie to przede wszystkim reforma zapobiegająca politycznym impasom podczas procedowania ustaw, z czego włoski parlament słynie od wielu lat. Aby jednak ustawa mogła zmienić konstytucję, musi na to wyrazić zgodę społeczeństwo w ogólnokrajowym referendum, które będzie miało miejsce 16 października. Dlaczego jego wynik jest tak ważny, zarówno dla Włochów, jak i prawdopodobnie całej Unii Europejskiej?

Matteo Renzi zapowiedział, że jeżeli Włosi nie zgodzą się na ograniczenie znaczenia izby wyższej, ten poda się do dymisji, a prezydent zostanie zmuszony do skrócenia kadencji parlamentu i rozpisania kolejnych wyborów. Zgodnie z ostatnimi sondażami, około 34% Włochów zagłosuje przeciwko reformie, 29% opowiada się za zmianami, 20% nie ma zdania, a pozostali nie wiedzą czy w ogóle wezmą udział w referendum. Aby było ono ważne, frekwencja musi przekroczyć 50%, chociaż jak pokazują sondaże – z tym problemu nie będzie. Gdyby ten negatywny scenariusz się ziścił, wówczas duże szanse na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych ma Ruch 5 Gwiazd Beppe Grillo, który w ostatnich sondażach ma ponad 30% poparcie i kilka pkt. proc. przewagi nad Partią Demokratyczną Matteo Renziego.

A co głosi Beppe Grillo? Przede wszystkim uważa, że Włosi powinni opuścić strefę euro i Unię Europejską. Tylko powrót do liry i uwolnienie się od europejskiej biurokracji pomoże rozwiązać włoskie problemy. Zaworem bezpieczeństwa dla takiego scenariusza jest fakt, iż włoska konstytucja nie pozwala na zmianę międzynarodowych traktatów w drodze referendum. Tym niemniej zamieszanie polityczne może być ogromne.

Trudna sytuacja gospodarcza

Włochy to nie Grecja, czy Irlandia, której można wypłacić kilkaset miliardów euro środków pomocowych, dokapitalizować banki i liczyć, że „jakoś to będzie”. To przecież trzecia największa gospodarka Unii Europejskiej i 8 na świecie. Oprócz słabego wzrostu gospodarczego, relatywnie wysokiego bezrobocia i ponad 135% długu w relacji do PKB, problem stanowi system bankowy. Zgodnie z danymi Banku Światowego, na koniec 2015 roku udział złych kredytów w kredytach brutto wynosił prawie 18% (kredyty, których pożyczkobiorcy są niewypłacalni). Dla porównania jeszcze w 2010 roku udział ten był równy 10%.

PROCENTOWY UDZIAŁ KREDYTÓW W WARTOŚCI UDZIELONYCH KREDYTÓW BRUTTO W LATACH 2006 – 2015

tytuł

Źródło: Bank Światowy

Analizując najświeższe dostępne dane w ujęciu wartościowym, w maju bieżącego roku wartość tych kredytów niemal się nie zmieniła i w dalszym ciągu wynosiła prawie 200 mld euro, podczas gdy w całej Strefie Euro niespłacane kredyty mają wartość niemal 900 mld euro. Co więcej, wartość zabezpieczenia niespłacanych pożyczek to tylko 45% ich wartości. Skalę problemów pokazał początek II kwartału, kiedy to rząd został w zasadzie zmuszony do dokapitalizowania banków kwotą 5 mld euro. A szacuje się, że jeszcze w tym roku potrzebne będzie ponad 30 mld euro…

Gdyby rzeczywiście doszło do post-referendalnej, politycznej zawieruchy, kapitał z Włoch zacznie odpływać grubym strumieniem. Wówczas może się okazać, że włoski sektor bankowy stanie na skraju bankructwa, a fala problemów rozleje się na całą Europę. A to może przerodzić się w poważny kryzys bankowy. I chociaż scenariusz jest kasandryczny, to biorąc pod uwagę ostatnie sondaże, jest on możliwy. Lokując kapitał w Europie trzeba gdzieś z tyłu głowy mieć świadomość zagrożenia ze strony Włoch.

Z drugiej strony można się przed takim scenariuszem zabezpieczyć, na przykład kupując ETF-y, które na krótko sprzedają europejskie obligacje, albo otworzyć pozycję long-short na włoskich i hiszpańskich 10 latkach, na których spread już od kilku miesięcy rośnie, faworyzując obligacje hiszpańskie nad włoskimi. Tym niemniej, biorąc pod uwagę skalę ryzyka, być może dobrym rozwiązaniem jest poszukanie innych kierunków inwestycyjnych, zwłaszcza, że w obecnym otoczeniu rynkowym, jak zwykle, okazji nie brakuje.

Powiązane tematy

Komentarze