Dolar prowadzi rozgrywkę
Podsumowanie głównej pary
Przypomnijmy to, o czym pisaliśmy już wiele razy. Otóż w największej ogólności, mierząc od lutego roku 2015, eurodolar znajduje się w szerokiej, długoterminowej konsolidacji. Zakres wahań to ok. 1,05 – 1,17. Z drugiej strony, od marca 2016 wahania w zasadzie nie schodziły poniżej 1,09, a nierzadko lokowały się ponad poziomem 1,11.
3 maja przetestowano okolicę 1,1610, po czym dolar zaczął się umacniać. Proces ten spotykał się jednak z rozlicznymi opóźnieniami i osłabieniami. Przyczyny były różne: np. niepewność co do sytuacji w Chinach albo słabe (momentami) dane z USA. W tym ostatnim wypadku najbardziej wymowne były majowe payrollsy, które potwornie rozczarowały inwestorów. Wiele odczytów było jednak całkiem niezłych, payrollsy (czyli informacji o zmianie zatrudnienia) też się poprawiły – i dlatego w kręgu FOMC zaczęły pojawiać się głosy sugerujące konieczność (a przynajmniej możliwość) dokonania w tym roku podwyżki stóp procentowych.
Takie głosy były niemal cały czas – ale bardzo mniejszościowe. W istocie przez wiele miesięcy tylko Esther George głosowała za zacieśnieniem, a i ona nie zawsze. Ostatnio jednak, na posiedzeniu wrześniowym, w sukurs jej przyszli Rosengren i Loretta Mester. Poza grupą głosujących w tym roku są takie osoby jak np. Lacker czy Lockhart, też mające nastawienie jastrzębie.
Szansa na podwyżkę stóp rośnie – i bardzo możliwe, że terminem będzie grudzień, już po wyborach prezydenckich w USA. Co się zaś tyczy drugiej strony Oceanu, to wczoraj Mario Draghi uśmierzył wszelkie spekulacje na temat powiększenia lub ograniczenia QE, nakazując rynkowi czekanie do grudnia, gdy pojawią się nowe projekcje makroekonomiczne. Już wcześniej zresztą EBC dementował pogłoski o tym, że przymierza się do stopniowego zmniejszenia QE w sposób przedterminowy.
Tym samym nie było ostatnio powodów do podbijania wartości euro. Równocześnie zaś na EUR/USD najpierw przebito 1,1120, a później 1,1050 i w końcu 1,0960. Wytworzyła się swego rodzaju lawina, może i nie w pełni racjonalna, ale faktycznie działająca. Tym sposobem dziś byliśmy już przy 1,0870. Owszem, taka obniżka kursu pary sugeruje możliwość korekty, ale generalnie istnieje spora szansa na to, że dolar jeszcze swoje zarobi, że wykres dobije do 1,08 czy nawet 1,0710. Zgadzałoby się to zresztą z koncepcją blisko dwuletniej konsolidacji, o której pisaliśmy na początku tekstu.
Na złotym
Na USD/PLN mamy znaczne osłabienie złotego. Nasza waluta traci także na tle innych walut regionu. Dziś zbliżaliśmy się już do 3,98. Także i tu rysuje się możliwość korekty, ale raczej tylko z powodu realizacji zysków. Fundamenty nam nie sprzyjają – jeśli w Stanach ma dojść do podwyżki stóp, to taki scenariusz wysysa kapitał z rynków wschodzących. I tak będzie – dopóki nie dojdzie do faktycznego ruchu. Po nim być może sytuacja się odwróci, bo rynek wie, że na kolejną, trzecią podwyżkę będzie musiał czekać znów przez długi czas.
Na EUR/PLN widzimy 4,32 – 4,33. Tu też złoty jest słaby, ale nie aż tak bardzo. Poza tym na obu parach widzimy w długim terminie – licząc np. od wakacji 2015 – tendencję wzrostową, coraz wyższe minima (choć niekoniecznie coraz wyższe szczyty).
Na GBP/PLN jest teraz 4,86. Funt jest słaby w porównaniu z tym, co było np. parę miesięcy temu – ale jednak wzmocnił się w minionych dniach. Wsparcie lokować można w pobliżu 4,70. Z kolei poziomy widoczne obecnie (tj. 4,86 i ok. 2 – 3 grosze wyżej) mogą uchodzić za strefę oporu (por. np. minima z połowy sierpnia czy z 4 października).