Pomysły inwestycyjne na Nowy Rok
Na ogół po materiałach o przyszłorocznych trendach spodziewamy się gotowej recepty – jasnych wskazówek, które klasy aktywów będą rosły, a które powinny spadać. My mimo, że nie unikamy wyrazistych tez, przede wszystkim zalecamy aktywność i ostrożność – jedną stroną medalu jest analiza cykli, danych makroekonomicznych, wykresów, wydarzeń i tendencji politycznych, dzięki której zazwyczaj można zbudować całkiem skuteczny, średnioterminowy scenariusz wydarzeń. Inna sprawa, że przyszło nam żyć „w ciekawych czasach”, w których szybka reakcja na pojawiające się wypowiedzi czy zdarzenia decyduje o wyniku portfela.
Co wiemy? Niewątpliwie gospodarki rozwinięte i część gospodarek rynków wschodzących (w tym także Polska) przywita rok 2017 rosnącą dynamiką inflacji. Teoretycznie to bardzo dobrze – po latach deflacji i/lub niskiej inflacji postrzeganej powszechnie jako symbol słabej koniunktury, pojawia się istotniejsza presja na wzrost cen, co świadczy o „dojrzewaniu” cyklu, wkraczaniu w fazę ekspansji. Wszystko wygląda niemalże książkowo - na chwilę obecną stopy procentowe znajdują się na bardzo niskim poziomie, dynamiki PKB stopniowo się poprawiają, w tym odbudowuje się strefa euro, zarówno w danych PMI jak i w twardych danych o cenach uwidacznia się wspomniana wcześniej presja inflacyjna.
Wciąż historycznie tanie wydają się surowce, a trend wzrostowy, który ukształtował się w bieżącym roku rozbudza wyobraźnie inwestorów i powoduje dalszy napływ kapitału do tego segmentu aktywów. Ponadto notowania surowców są wspierane przyzwoitymi danymi z Chin. Gospodarka Państwa Środka ma swoje problemy z kredytami korporacyjnymi oraz bańką na rynku nieruchomości na czele, ale kłopoty te są na tyle skrzętnie zamiatane przez Partię Komunistyczną „pod dywan”, że napędzana inwestycjami publicznymi gospodarka, przynajmniej jak do tej pory, owszem zwalnia, ale nie ma to nic wspólnego z twardym lądowaniem. W końcu wygrana Trumpa w wyborach prezydenckich w USA, przynajmniej na chwilę obecną, nie zwiększyła znacząco niepewności na rynkach (inwestorzy dali prezydentowi–elektowi spory kredyt zaufania), a jego plany chociażby odbudowy infrastruktury opiewające na 1 bln USD czy obniżenia podatków dla firm, powinny wspierać lokalną koniunkturę i inflację.
Czego zatem powinniśmy się spodziewać?
Patrząc na tak skrojony garnitur zdarzeń makroekonomicznych wydaje się, że mamy dość klarowną sytuację – globalnie, stopniowo wchodzimy w fazę ekspansji i należy się spodziewać kontynuacji hossy na rynku towarowym, przyzwoitego zachowania się akcji oraz niezbyt atrakcyjnych stóp zwrotu z rynku obligacji. Naszym zdaniem jest to scenariusz, który ma całkiem sporą szansę na realizację, przynajmniej tak długo jak dynamiki inflacji będą rosnąć, a dane z Chin będą się poprawiać (stabilizacja w Chinach to warunek konieczny dla wzrostów na rynku surowców). Ponadto uważamy, że przecenione w ostatnim czasie, ze względu na umacniającego się dolara, rynki emerging markets nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Po uspokojeniu się sytuacji na rynku walutowym inwestorzy powinni znowu spojrzeć na nie przychylniejszym okiem.
Dla takiego scenariusza pojawia się jednak spore ryzyko…
Po pierwsze warto zaznaczyć, że w bieżącym cyklu nie mamy do czynienia z typową fazą ekspansji. Inflacja nie jest napędzana przez nie nadążające z realizacją zamówień firmy, a obserwowany obecnie globalny wzrost cen to w dużej mierze kwestia… efektu bazy na ropie. To stricte statystyczne zjawisko w lutym będzie miało największą siłę oddziaływania i o ile nie zobaczymy dalszych wzrostów na rynku czarnego złota, w każdym kolejnym miesiącu pozytywny wpływ jego notowań będzie coraz mniejszy. Po drugie trudno przewidzieć jak silny będzie tzw. efekt drugiej rundy (odpowiedzialny za utrwalanie się procesów inflacyjnych) – na chwilę obecną wszystko wskazuje na to, że inflacja zakorzeni się w gospodarce, ale niewykluczone, że w dłuższym terminie przyjdzie nam się mierzyć z dobrze znanym scenariuszem niskiego wzrostu gospodarczego i niskiej inflacji. Po trzecie potencjalnych „trupów” w politycznych i ekonomicznych szafach może pojawić się bardzo dużo. Zagadką pozostaje przede wszystkim postawa nowego prezydenta USA – na dzień dzisiejszy trudno powiedzieć które z jego pomysłów z kampanii wyborczej rzeczywiście zostaną wdrożone, w jakim stopniu, kiedy? Rynki obecnie zupełnie bagatelizują chociażby potencjalne skutki renegocjacji umów handlowych czy konsekwencje ocieplenia relacji z Rosją.
Jak się zatem zachować?
Widzimy duży potencjał w segmencie surowców i na emerging markets - naszym zdaniem w przyszłym roku te klasy aktywów powinny kontynuować wzrosty. Spodziewamy się, że jakaś część kapitału uciekającego z obligacji trafi właśnie na te rynki. Niemniej jednak ze względu na wysoką wrażliwość parkietów na różnego rodzaju „szoki” skłaniamy się raczej do umiarkowanej ekspozycji na instrumenty ryzykowne i niezmiennie zalecamy aktywność. Mimo, że na rynku nie brakuje pieniędzy, kilka niespodziewanych wypowiedzi (o działaniach nie wspominając) Trumpa może bardzo poważnie zmienić układ sił na giełdach.