Coraz silniejszy wzrost gospodarczy powinien wspierać akcje i surowce
W ostatnich dniach rynki żyły posiedzeniem FEDu. O ile sama podwyżka nie budziła najmniejszych emocji i od dłuższego czasu była „w cenach”, tak inwestorzy ekscytowali się planowaną na 2017 r. skalą zacieśniania polityki monetarnej. Co zmienił FED?
W gruncie rzeczy niewiele. Członkowie FOMC, choć spodziewają się trzech podwyżek stóp procentowych w 2017r. z całą pewnością będą działać akomodacyjnie. Teoretycznie kluczowymi zmiennymi są tempo wzrostu gospodarczego i poziom inflacji w USA. Jednak dzisiaj prognozowanie tych danych obarczone jest olbrzymim ryzykiem. Więcej, jest w dużej mierze niemożliwe – nie wiemy co zrobi Trump, na ile będzie zdeterminowany by stymulować fiskalnie gospodarkę, czy i kiedy wprowadzi swoje plany infrastrukturalne. Z tego samego klucza wyszli członkowie FOMC, którzy nie chcąc mieszać się w politykę opublikowali dość konserwatywne (być może mocno nietrafione) prognozy wzrostu PKB na przyszły rok.
Jaki z tego średnioterminowy wniosek dla naszych portfeli (kilka kolejnych dni dajmy rynkom na przetrawienie tematu)? Prawdopodobnie kontynuacja dotychczasowego status quo. Ewentualne przyspieszenie tempa podwyżek stóp procentowych byłoby znakiem, że po pierwsze inflacja ma trwały charakter, po drugie wzrost gospodarczy ma się dobrze (w tym zapewne i globalny wzrost). Teoretycznie zatem mamy dość dobre warunki do inwestycji w akcje na rynkach rozwiniętych i przede wszystkim utrzymuje się bardzo dobre otoczenie dla inwestycji w surowce.
Pozostaje problem emerging markets – to one mogą najbardziej stracić na zacieśnianiu polityki monetarnej w USA. Argumenty za i przeciw są trochę jak „walka postu z karnawałem”. Z jednej strony zacieśnianie polityki monetarnej w USA to przynajmniej teoretycznie droższy dolar, tym samym droższe finansowanie w twardych walutach, potencjalne (jak w Turcji) problemy firm ze spłatą zobowiązań w dolarze i dalsze kłopoty z inflacją. Niemniej jednak z drugiej strony wszystkie te ryzyka, w tym umocnienie dolara, są już w jakiejś mierze zmaterializowane, ponadto podwyżki stóp w USA implikują ucieczkę kapitału z rynków długu (głównie amerykańskiego, ale nie tylko). Część pieniędzy ze sprzedaży obligacji z pewnością trafi do wciąż relatywnie tanich emerging markets. Tym bardziej, że przyszłoroczne prognozy wzrostu PKB dla rynków rozwijających się są najlepsze od 2013r. – szacuje się, że gospodarki te będą rozwijać się średnio w tempie 4,7%. Naszym zdaniem to ten drugi scenariusz, również ze względu na ożywienie w USA, ma większą szansę na realizację, tym samym po pierwszej, zapewne negatywnej reakcji (korekcie) spodziewamy się dalszych wzrostów na emerging markets.