Hossa nie zabierze Catalyst inwestorów
W minionym tygodniu wystartowały dwie emisje publiczne, a GetBack uzyskał od Eurorating ocenę BB – o dwa stopnie niższą niż Lotos czy KGHM. Niebawem test siły ratingu w praktyce.
Niestety, wciąż nie wiadomo, kiedy dokładnie. Prospekt GetBacku od trzech miesięcy czeka na zatwierdzenie przez KNF (ale od 5 stycznia piłeczka jest po stronie spółki, Komisja reaguje szybciej na uzupełnienia emitentów niż emitenci na uwagi Komisji), a wraz z nim start programu wartego 300 mln zł. W raporcie z badania analitycy agencji ratingowej napisali, że spółka chce przeprowadzić dwie lub trzy emisje, co oznaczałoby ich ponadstandardową wielkość na naszym rynku. Jest to więc jeszcze jeden powód by oczekiwać emisji GetBacku – będzie duża. Warto podkreślić, że z takim postępowaniem (wystąpienie o nadanie oceny ratingowej przed emisją) jeszcze nie mieliśmy do czynienia na Catalyst, a szkoda, bo powinien to być zwyczaj obejmujący przynajmniej emisje publiczne (a najlepiej również prywatne). Być może – gdy GetBack udowodni, że zwiększona transparentność jest opłacalna i dla inwestorów i dla emitenta – liczba przyznawanych ocen wzrośnie.
W ostatnich dniach tzw. małą emisję publiczną uruchomił stołeczny deweloper – Victoria Dom. Sprawa o tyle ciekawa, że Victoria Dom także czeka na zatwierdzenie prospektu, lecz nie odpowiedziała jeszcze na uwagi Komisji datowane na 9 grudnia. Być może mała emisja ma charakter testowy, a od jej przyjęcia przez rynek zależeć będzie procedowanie prospektu. Z emisją publiczną wystartował też producent gier – The Farm 51 – który w przeszłości był obecny na Catalyst z obligacjami o pionierskiej konstrukcji. Ostateczna rentowność serii A zależała bowiem od liczby sprzedanych kopii gry, którą studio stworzyło. Tym razem warunki emisji nie przewidują takich benefitów, ale jeśli nowy tytuł – rozpoczęcie sprzedaży przewidywane jest na II kwartał – osiągnie komercyjny sukces, obligacje być może zostaną wykupione przed terminem i z dodatkową premią.
WIG20 rośnie od dwóch miesięcy, musi zatem wrócić pytanie o to, czy rodząca się – być może – hossa na rynku akcji jest w stanie zmniejszyć apetyty indywidualnych nabywców obligacji. Na dobrą sprawę od lat rynek kapitałowy nie dawał możliwości zbadania korelacji między wzrostem cen akcji, a powodzeniem publicznych emisji obligacji, bo od lat główne indeksy warszawskiej giełdy nie rosły. Ale mWIG i sWIG, a więc spółki wspierane właśnie rodzimym kapitałem także detalicznych inwestorów, są w dobrej formie od co najmniej początku 2016 r., co w niczym nie przeszkodziło emitentom obligacji w plasowaniu rekordowych ilości długu (na publicznym rynku) w zeszłym roku. Być może musi upłynąć nieco czasu, zanim początkowe (być może) zwyżki indeksów przerodzą się w modę inwestowania w akcje, ale bardziej prawdopodobne jest, że to posiadacze lokat bankowych będą szukali miejsc, w których realne stopy zwrotu będą wyższe od zera (co wkrótce może nie być pewne w przypadku lokat bankowych). Obligacje o zmiennym oprocentowaniu świetnie się w tej roli sprawdzają, a wciąż to one dominują na naszym rynku.
Wzrost rentowności obligacji 10-letnich do poziomu najwyższego od 2,5 roku (3,89 proc.) to jedna z zapowiedzi tego, że wzrost inflacji zaczyna być wliczany w ceny aktywów przez profesjonalnych inwestorów, bliżej też do podwyżek stóp (kontrakty FRA dyskontują ich nadejście za rok).