Analizy

Kto kupuje obligacje firm? Milionerzy

Emil Szweda, analityk portalu Obligacje.pl

  • Opublikowano: 22 września 2017, 21:14

    Aktualizacja: 24 września 2017, 17:40

  • Powiększ tekst

Średnia wartość zapisu na obligacje PKN Orlen wyniosła 360 tys. zł, ale w rzeczywistości ofertę podzielono między inwestorów dysponujących sumami sześciocyfrowymi. Indywidualnych inwestorów.

Emisja Orlenu może wydawać się wyjątkiem. Wiadomo, największa firma, rating inwestycyjny, prestiżowa sprawa. Ale to nie była wyjątkowa sytuacja (choć miała być – z zupełnie innego powodu, o czym niżej). Od początku roku w emisjach publicznych 8,2 tys. inwestorów złożyło zapisy warte 1,5 mld zł (pomijam zapisy na obligacje Getin Noble Banku, bo bank nie podaje liczby inwestorów). Tak policzony średni zapis wyniósł 180 tys. zł. A wiadomo, że 20 proc. inwestorów składa 80 proc. wartości zapisów. Ci, którzy decydują o powodzeniu emisji inwestowali więc średnio 730 tys. zł, a w przypadku emisji Orlenu dwa razy więcej. Podejrzenie pada na udział inwestorów instytucjonalnych, ale ci zostali z emisji Orlenu wykluczeni już w prospekcie emisyjnym.

Inwestowanie w obligacje jest więc zajęciem elitarnym. Z perspektywy przeciętnego Kowalskiego w obligacje inwestują milionerzy, których naśladuje klasa średnia. Bo aby równanie było prawdziwe, zapisy pozostałych 80 proc. inwestorów musiały oscylować – średnio – w okolicach 50 tys. zł. A nie można zakładać, że w tej grupie przygoda z obligacjami kończy się na udziale w jednej emisji obligacji. Udział w kilku wymaga już pieniędzy, za które można kupić mieszkanie na wynajem albo dwa. To jest portret indywidualnego na rynku obligacji, dlatego przynajmniej na polskim rynku nie można mówić o boomie, bańce, przegrzaniu rynku. Choć zapisy można składać od 100 złotych, kwota 100 000 tysięcy złotych pojawia się na formularzach znacznie częściej.

Emisja Orlenu miała te statystyki odmienić. Z myślą o drobnych (tym razem przez małe „d”) inwestorach umożliwiono składanie zapisów przez osiem dni roboczych i zagwarantowano im brak redukcji zapisów do pewnej kwoty (ostatecznie okazało się, że do 420 tys. zł). A efekt? Żaden. Na obligacje Orlenu zapisało się mniej inwestorów niż na obligacje Giełdy, która sprzedawała je między Nowym Rokiem i świętem Trzech Króli. 60 mln zł zniknęło w jeden styczniowy dzień, popyt sięgnął 164 mln zł. Można powiedzieć, że Orlen popełnił błąd nie przeprowadzając choćby skromnej kampanii promocyjnej, być może mając w pamięci żałosne efekty promocji pierwszych emisji przed czterema laty. Wtedy koncern wydał 2,6 mln zł na reklamy w telewizji, a zapisy w emisji o najwyższej frekwencji złożyło nieco ponad 2 tys. inwestorów. Koszt dotarcia wyszedł bardzo wysoki, ale może spoty telewizyjne nie są najtańszym – i o czym wiemy z lekcji sprzed czterech lat – najbardziej efektywnym ze sposobów na znalezienie nabywców obligacji.

Być może jednak brak promocji był słuszny. Emisja sprzedała się świetnie (na obligacje warte 200 mln zł złożono zapisy za 429 mln zł), za marketing wystarczyły notatki w prasie finansowej i telefony maklerów do najlepszych klientów. Okazało się, że obligacje są takim produktem inwestycyjnym, który nieprędko stanie się masowy, może nigdy, choć formalnych ograniczeń nie ma żadnych. Ale kto, mając w portfelu 100 zł wypełni formularz, dzięki któremu wzbogaci się o 3 złote (brutto) rocznie? Mniejsze kwoty łatwiej inwestować na Catalyst, gdzie średnia wartość transakcji oscyluje w granicach 20 tys. zł.

Emil Szweda, Obligacje.pl

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych