Analizy

autor: fot. Pixabay
autor: fot. Pixabay

W USA najgorszy grudzień od 1931 roku?

Piotr Kuczyński Główny Analityk Dom Inwestycyjny Xelion

  • Opublikowano: 20 grudnia 2018, 09:13

  • Powiększ tekst

W USA w środę (i nie tylko w USA) liczyło się tylko i wyłącznie zakończenie dwudniowego posiedzenia FOMC. Inwestorzy zakładali, że stopy wzrosną o 25 pb. (do przedziału 2,25 – 2,5%) i tak się tez stało. To już rynek dawno zdyskontował.

Najważniejszy był komunikat po posiedzeniu i konferencja prasowa Jerome Powella, szefa Fed. Musiał on balansować na bardzo cienkiej linie, bo „jastrzębie” stanowisko zostałoby bardzo źle przyjęte, a zbyt „gołębie” mogłoby wystraszyć uległością Fed w stosunku do prezydenta Trumpa lub/i tym, że Fed obawia się potężnego spowolnienia gospodarki.

Prognozy poglądów Fed (matryca kropkowa) pokazywały, że w 2019 roku należy oczekiwać dwóch podwyżek (we wrześniu pokazywała trzy podwyżki). To zostało odebrane jako „jastrzębie” stanowisko, bo rynek obstawiał tylko jedną podwyżkę. W komunikacie nie było nic nowego oprócz tego, że co prawda „ryzyka są zrównoważone, ale Fed będzie śledził zmiany w globalnej sferze gospodarczo-ekonomicznej i będzie oceniał ich wpływ na koniunkturę”. Bardzo tajemnicze sformułowanie, ale też nie mogło być ocenione jako „gołębie”.

Wall Street rozpoczęła sesje od jednoprocentowych zwyżek indeksów. Potem kręciły się wokół tego poziomu, a po decyzji Fed ruszyły szybko na południe i zabarwiły się na czerwono. Szybko wróciły do poziomu neutralnego i gracze czekali na wypowiedzi szefa Fed.

Jerome Powell bardzo się starał nie zaszkodzić rynkowi akcji, a jednocześnie nie pokazać, że ulega presji Białego Domu. „Gołębie” było to, że jak stwierdził „pokazały się przeciwstawne kierunki w gospodarce” oraz to, że widać pogorszenia w danych makro”. Jednak „jastrzębie” było to, że prognozy gospodarcze „fundamentalnie” się nie zmieniły, a większość członków Komitetu uważa, że gospodarka będzie się w 2019 roku nadal rozwijała.

Oczywiście takie wypowiedzi dawały potężne pole do interpretacji, a w końcu roku i po dużych spadkach indeksów naturalne byłoby, że „byki” tę rozgrywkę wygrają. Tak się jednak nie stało. Wybrano „jastrzębią” interpretację. Indeks S&P 500 stracił 1,54%, a NASDAQ 2,17%. Zapowiada się, że grudzień na Wall Street będzie najgorszym grudniem od 1931 roku, czyli od czasów Wielkiej Depresji.

GPW rozpoczęła wtorkową sesję od neutralnego otwarcia. U nas również słabość Wall Street nie pogorszyła nastrojów, ale we Francji i Niemczech było to bardziej oczywiste po wtorkowych spadkach. U nas przecież WIG20 mocno we wtorek wzrósł. Należało w środę nadal oczekiwać rozgrywek na kontraktach. Nie dziwiło więc to, że po dwóch godzinach spokoju byki znowu zaatakowały (bez pomocy giełd zagranicznych). Dopiero w okolicach południa dołączyły inne giełdy europejskie i wtedy już nasza sesja była praktycznie rozstrzygnięta.

Mimo potężnej przeceny ropy (przeceniają się zapasy firmy) drożały akcje PKN Orlen. To jeszcze można było wytłumaczyć wzrostem marż, ale podobnie było z KGHM po trzyprocentowym spadku ceny miedzi. Jeśli to nie był wynik rozgrywek na kontraktach to co to mogło być? Pozostawało zgadywać, gdzie dojdzie WIG20 (mWIG40 nadal był słaby). Podczas pobudki w USA indeks powoli się osuwał, ale końcówka sesji znowu była „bycza”, dzięki czemu WIG20 zyskał 1,19%, a mWIG40 zakończył dzień neutralnie.

Dzisiaj, jeden dzień przed wygasaniem grudniowej linii kontraktów i po zimnym prysznicu z Wall Street, początek sesji w Europie będzie spadkowy. Zapewne tak będzie i u nas. Nie jestem jednak w stanie powiedzieć, czy znowu uda się wyprowadzić indeks WIG20 (bo o niego tylko chodzi arbitrażystom) wyprowadzić na czyste wody.

Piotr Kuczyński

Główny Analityk

Dom Inwestycyjny Xelion

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych