Cel Rosji? Kraje bałtyckie! "Prowokacje na granicach"
Inwazja Rosji na Ukrainę obudziła w krajach bałtyckich duchy przeszłości - mówi PAP łotewski ekspert, profesor Andris Spruds. Jak ocenia, w najbliższej perspektywie Rosja nie zaatakuje żadnego kraju NATO, jednak nie wyklucza przy tym możliwych „incydentów” na granicach, w tym np. na granicy polsko-ukraińskiej.
Rosyjska pełnowymiarowa agresja przeciwko Ukrainie mocno wpłynęła na państwa bałtyckie, m.in. jeśli chodzi o postrzeganie i poczucie bezpieczeństwa - podkreśla Spruds, dyrektor Łotewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
„Bo w naszych małych krajach duchy przeszłości wciąż są gdzieś obecne. I jeśli widzi się, że agresywny sąsiad, który już działał tak w przeszłości, podejmuje teraz takie kroki wobec swoich sąsiadów, to od razu wywołuje to tamte duchy” - dodaje. W sensie emocjonalnym odczuwamy współczucie, mocno wspieramy ukraińską walkę i czujemy, że jest to walka nas wszystkich, wszystkich krajów w sąsiedztwie Rosji - kontynuuje profesor.
Jeśli chodzi o wpływ tej sytuacji na bezpieczeństwo pod względem technicznym, to oczywiście pojawiają się pytania praktyczne - co robić, by nie powtórzyło się to, co widzimy teraz - kontynuuje ekspert. „Takie małe kraje jak my zdają sobie sprawę, że są w trudnej sytuacji, dlatego ważne jest, by robić co w naszej mocy wewnątrz kraju, ale też jednocześnie istotne jest wzmacnianie stosunków z naszymi sojusznikami, w szczególności z NATO i USA, ale nie tylko - także z Polską i innymi krajami chcącymi wesprzeć Ukrainę oraz kraje bałtyckie we wzmocnieniu ich bezpieczeństwa” - mówi Spruds.
Według niego Polska jest „niezastąpionym partnerem w regionie”. „Podczas gdy USA odgrywają stabilizacyjną rolę globalnie, ale z efektem też dla naszego regionu, to Polska jest niezwykle ważna pod względem bezpieczeństwa regionalnego” - wskazuje.
„Zawsze powtarzam, że nasze losy bywają bardzo blisko powiązane. Kiedy Polska straciła niepodległość, my też straciliśmy niepodległość. Kiedy Polska ją odzyskała, odzyskaliśmy ją też my. Szczególnie widać to w wieku XX. Bez Cudu nad Wisłą łotewska niepodległość byłaby stracona w kilka tygodni. Kiedy pakt Ribbentrop-Mołotow podzielił Polskę, podzielił też narody bałtyckie. Kiedy Polska była okupowana, po kilku miesiącach okupowane były też państwa bałtyckie” - wymienia historyk.
„Więc jesteśmy połączeni. Wierzę, że Polska również postrzega państwa bałtyckie jako grające ważną rolę dla bezpieczeństwa, jest to częściowo rozszerzenie polskiego bezpieczeństwa” - dodaje.
W ocenie rozmówcy PAP do wzmocnienia bezpieczeństwa w regionie przyczyni się dołączenie Szwecji i Finlandii do NATO. „Do pewnego stopnia sprawi to, że Morze Bałtyckie stanie się prawie wewnętrznym NATO-wskim +jeziorem+” - podkreśla. Ekspert zauważa, że Finlandia będzie krajem z najdłuższą granicą UE i NATO z Rosją. Wyraża nadzieję, że do powiększenia Sojuszu o te kraje dojdzie w najbliższym czasie.
Spruds wskazuje, że kolejny wymiar wzmacniania bezpieczeństwa to działania wewnętrzne. „Myślę, że od 2014 r. państwa bałtyckie, w tym Łotwa, zrobiły w militarnym aspekcie dużo. Uzmysłowiliśmy sobie, jak ważnym jest zadbanie o swoje wojsko. Ale sytuacja na Ukrainie pokazuje, jak ważne jest zjednoczone społeczeństwo. A w tej kwestii mamy wyzwania” - mówi ekspert.
Profesor zaznacza, że kraje leżące w pobliżu Rosji powinny - i częściowo już tak jest - przyzwyczaić się do radzenia sobie z „trudnym sąsiadem”. „Pod względem stricte militarnym i bezpieczeństwa Rosja w długiej perspektywie jest strategicznym wyzwaniem, czy nawet można użyć słowa - zagrożeniem” - ocenia Spruds, który również wykłada na Uniwersytecie Stradinsza w Rydze. Ocenia, że mamy do czynienia nie tylko z „putinowską Rosją”, ale też „rosyjskim Putinem”, ponieważ „ambicje imperialne, historyczne, geopolityczne są obecne w rosyjskim społeczeństwie”.
Profesor ocenia, że na razie scenariusz zakładający atak Rosji na kraje bałtyckie wydaje się nierealny. „Po pierwsze, Rosja jest dosyć wycieńczona i przeciążona na Ukrainie. Mówimy, że Ukraina nie walczy tylko o siebie, ale o nas wszystkich, bo na niej skupiona jest militarna uwaga Rosji. (…) Co więcej, nie mniej ważne jest to, że NATO jest obecnie bardzo zjednoczone jeśli chodzi o wspieranie państw członkowskich - na poziomie deklaratywnym, jak i praktycznym” - podkreśla.
„Różnica polega na tym - niestety ze skutkiem tragicznym dla Ukrainy - że Ukraina nie jest w NATO” - zaznacza i podkreśla przy tym, że do regionu bałtyckiego przybywają dodatkowe siły sojusznicze. Gdyby atak na kraj bałtycki nie spotkał się z odpowiedzią NATO, oznaczałoby to koniec Sojuszu - ocenia łotewski ekspert.
Profesor uważa, że w najbliższej perspektywie Rosja nie zaatakuje żadnego kraju NATO, jednak nie wyklucza przy tym możliwych „incydentów” na granicach, w tym np. na polsko-ukraińskiej granicy, którędy trafia wsparcie na Ukrainę. Spruds prognozuje, że może dojść też do wzmocnienia ataków cybernetycznych ze strony Rosji.
Z Rygi Natalia Dziurdzińska
PAP/ as/