1500 złotych, 1400 złotych - za jeden obiad. Tak władza korzysta z naszych pieniędzy. Tymczasem przeciętny Polak zarabia 1200 złotych. Miesięcznie
Kiedyś PO robiła aferę z dorsza za 8,50 - ten dorsz miał świadczyć o całej ohydzie i zgniliźnie moralnej rządów Prawa i Sprawiedliwości. A jak w takim razie radzą sobie z tym politycy PO? Im nie drży ręka, by z pieniędzy podatników wydać kilka tysięcy złotych na pojedynczy posiłek.
Sprawę bada "Rzeczpospolita".
Podczas gdy prokuratura, ABW i policyjne CBŚ całą energię skupiają na ustaleniu, kto nagrywał polityków w warszawskich restauracjach, nie mniejsze emocje wywołuje inny aspekt tzw. afery taśmowej: niby-służbowe kolacje, za które prominentni politycy płacili z publicznych środków. – Kiedyś dorsz za 8,50 zł opłacony służbową kartą był wskazywany jako rzecz niedopuszczalna. Dzisiaj politycy wydają nieporównanie większe sumy na kolacje, podczas których knują. To upadek obyczajów – mówi „Rz" prof. Antoni Kamiński z PAN, były prezes polskiego oddziału Transparency International.
A jak jedzą (i piją) za nasze politycy?
„Żeby mnie było stać, k...a, przecież was zaprosiłem!". Za kolację zapłacił służbową kartą kredytową Marek Belka i jak ujawnił „Fakt", ta uczta kosztowała 1435 zł. W tym sam alkohol – 880 zł.
Inna kolacja - Radka Sikorskiego z Jackiem Rostowskim kosztowała nas 1352 złote.
Jak podkreśla prof. Kamiński, na Zachodzie, w utrwalonych demokracjach, urzędnicy i politycy także mają służbowe karty kredytowe. – Ale zasady korzystania z nich są przejrzyste. Mogą nimi regulować rachunki w ściśle określonych przypadkach, kiedy realizują zadania urzędu.
800 złotych, 1500 złotych, 1400 złotych za jeden posiłek. A my przypominamy, że Polacy zarabiają mniej więcej 1200 złotych na rękę na miesiąc i to jak mają dużo szczęścia. Przypominamy też, że przedsiębiorcy, którzy nie potrafiliby wyjasnić źródeł swoich dochodów byliby niszczeni przez urzędników.
By żyło się lepiej. Kolesiom z Sowy.
Rp.pl/ as/