Producenci warzyw potrzebują najwięcej pomocy w związku z sankcjami
Najpilniejszą pomoc w związku rosyjskim embargiem trzeba skierować do producentów papryki i kapusty - powiedział minister rolnictwa Marek Sawicki. Dodał, że warzywa trzeba wycofać z rynku, prawdopodobnie zostaną zniszczone, a rolnicy otrzymają rekompensaty.
Szef resortu rolnictwa zaznaczył, że na razie nie wie, w jaki sposób warzywa zostaną wycofane z rynku - czy będzie nad tym czuwała Agencja Rynku Rolnego, czy będzie to realizowane przez samych rolników. Kolejną sprawą jest - jego zdaniem - to, czy będą na to środki.
"Mam nadzieję, że mechanizm w zakresie wycofywania produktów z rynku będzie podobny, jak to było w przypadku ogórków i pomidorów, gdy wykryto wirusa e-coli. A więc będzie konieczność zniszczenia tego produktu i zrobienia protokołu" - mówił Sawicki. Dodał, że za zniszczone produkty rolnicy otrzymają rekompensaty.
Minister poinformował, że w czwartek spotkał się z producentami papryki. Z przekazanych przez nich informacji wynika, że dzienna jej sprzedaż do Rosji wynosiła 300 ton. Sawicki zastrzegł jednak, że dane te trzeba jeszcze sprawdzić.
Szef resortu rolnictwa przypomniał, że dziś w Brukseli odbędą się rozmowy na temat ewentualnych rekompensat, w których udział wezmą polscy eksperci oraz przedstawiciele Komisji Europejskiej. Dzień później zbierze się międzyresortowy zespół antykryzysowy, na którym ma być poruszona sprawa rekompensat.
Sawicki zapytany, jak widzi możliwość sprzedaży polskich warzyw i owoców, które nie trafią do Rosji, podkreślił, że będzie szukał alternatywnych rynków. Duże możliwości tkwią w eksporcie do państw pozaunijnych, szczególnie do krajów arabskich (Afryki Północnej), ale także brane są pod uwagę kraje Azji - wyjaśnił. Jednak - jak mówił - wszystkie te państwa nie kupią od nas więcej niż kilkadziesiąt tysięcy ton, a nie 700 tys. ton jak Rosja, dlatego trzeba szukać wielu odbiorców.
Przypomniał, że Rosja nie była głównym odbiorcą polskiej żywności. Do tego kraju w 2013 r. trafiało zaledwie ok. 7 proc. sprzedawanych produktów rolno-spożywczych za kwotę 1,3 mld euro. Głównym rynkiem jest Unia Europejska, gdzie w ub.r. sprzedaliśmy produkty za ponad 16 mld euro.
"Tu być może niewiele się zmieni. Być może także ze względu na konkurencyjność naszych produktów sprzedamy nieco więcej produktów na rynkach europejskich, mimo że oni także mają rosyjski zakaz" - powiedział Sawicki. Ale nawet jeżeli tak się stanie, eksporterzy nie otrzymają więcej pieniędzy niż na rynku rosyjskim, bo ceny nie będą tak atrakcyjne.
Minister poinformował, że jeszcze w czwartek będzie rozmawiał z sieciami handlowymi, bo od rolników docierają niepokojące sygnały o niskich cenach za dostarczane produkty. "Producenci papryki mówią, że pod koniec lipca sieci kupowały paprykę po 3,3 zł za kg, a od sierpnia już tylko po 1,6 zł/kg. Podobnie jest w przypadku jabłek. Jabłka deserowe w sieciach sprzedawane są obecnie po 0,99 zł/kg, a kupują je od rolników po 0,55 zł/kg" - tłumaczył Sawicki.
Jego zdaniem przyczyną takiej sytuacji jest to, że polscy rolnicy nie zrzeszają się w grupy producenckie. "Producenci w Holandii czy Belgii nie pytają o cenę jabłek czy papryki, ich spółdzielnie mogą mrozić i przerabiać owoce i warzywa, a tamtejsi rolnicy jedynie martwią się, po ile sprzedadzą produkt finalny" - mówił.
Odnosząc się do zarzutów Rosji wobec jakości polskich produktów sprzed wprowadzania embarga, Sawicki powiedział, że Rosja najczęściej nie przysyłała oficjalnego powiadomienia w tej sprawie, a jedynie informowała o nieprawidłowościach na stronie internetowej Federalnej Służby Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego Federacji Rosyjskiej. Dlatego polska inspekcja fitosanitarna nie mogła odnaleźć nieuczciwego dostawcy.
Poinformował, że Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa ma przygotować rzetelną informację dla rosyjskich służb weterynaryjno-fitosanitarnych, rosyjskiego ministerstwa rolnictwa oraz dla unijnego komisarza ds. zdrowia, wykazując, że zarzuty formułowane przez stronę rosyjska nie mają pokrycia w rzeczywistości. Zaznaczył, że strona, która kwestionuje jakość produktów, ma obowiązek zwrócić towar lub co najmniej przysłać jego próbki.
W środę Sawicki powiedział, że kwestionowane partie produktów nie są utylizowane przez Rosjan, a wprowadzane na rynek. "Nie ma żadnego dowodu na to, że cokolwiek zutylizowano, natomiast jestem przekonany, że wszystkie produkty zostały wprowadzone na rynek" - powiedział minister. Dodał, że gdyby Rosjanie utylizowali, to przynajmniej przysłali by próbki kontrolne do zbadania.
Minister argumentował, że w ub.r. co najmniej trzykrotnie doszło do sfałszowania polskich produktów w trakcie transportu. Tak było w przypadku hiszpańskiej słoniny, która znalazła się transporcie mięsa z Wierzejek. Postępowania prokuratorskie udowodniło, że "przekręt zrobił" obywatel Estonii rosyjskiego pochodzenia mający firmę transportowa - mówił.
Sawicki zauważył, że na ponad 100 tys. transportów polskich produktów do Rosji w minionym roku, tylko kilkadziesiąt było złej jakości; z tego - z produkcji mięsnej cofnięto nam 17 transportów, a w przypadku innych produktów nie cofnięto ani jednego transportu, nie przysyłano także żadnych próbek.
Pod koniec lipca Federalna Służba Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego Federacji Rosyjskiej (Rossielchoznadzor) powiadomiła o wprowadzeniu od 1 sierpnia "czasowego ograniczenia wwozu do Rosji z Polski" owoców i warzyw - m.in. świeżych jabłek, gruszek, wiśni, czereśni, nektaryn, śliwek i wszystkich odmian kapusty (w tym białej, pekińskiej, czerwonej, brukselki). Zakaz dotyczy też polskiej produkcji warzywno-owocowej, wwożonej do Rosji z państw trzecich. Rossielchoznadzor poinformował, że zakaz wprowadzono w związku z "systematycznym naruszaniem przez stronę polską międzynarodowych i rosyjskich wymogów fitosanitarnych przy dostawach polskiej produkcji roślinnej do Rosji".
W czwartek premier Federacji Rosyjskiej Dmitrij Miedwiediew ogłosił, że jego kraj wprowadza zakaz importu owoców, warzyw, mięsa, drobiu, ryb, mleka i nabiału ze Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, Australii, Kanady i Norwegii.
(PAP)