Barack Obama jedzie do Azji - rozpoczyna się gra o wolny handel
Stosunki USA z krajami Azji i dalsze losy zagrożonego protekcjonistycznymi trendami wolnego handlu w strefie Pacyfiku będą prawdopodobnie głównymi wątkami podróży Baracka Obamy do Chin i Laosu, którą prezydent rozpoczyna w sobotę.
Będzie to już jedenasta wizyta Obamy w Azji. Potwierdza to wagę, jaką prezydent przywiązuje do tego kontynentu. Jego administracja ogłosiła kilka lat temu "zwrot ku Azji", aby zapewnić o trwałości amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa dla sojuszników USA w tym regionie, w obliczu rosnącej potęgi i agresywnej polityki Chin. Większe zaangażowanie USA w Azji miało być łatwiejsze dzięki wycofaniu wojsk amerykańskich z Iraku i Afganistanu.
W sobotę Obama przybędzie do Chin, gdzie tego dnia w Hangzhou rozpoczyna się szczyt G20, czyli 19 najsilniejszych gospodarczo krajów świata i Unii Europejskiej. Szczyt G20 w 2009 r. odegrał ważną rolę w przezwyciężeniu skutków ówczesnego kryzysu finansowego. Administracji USA udało się wówczas przekonać jego uczestników, by nie wznosić barier protekcjonistycznych, co mogłoby pogorszyć sytuację.
Na obecnym szczycie, jak się przewiduje, będzie się m.in. dyskutować nad dalszymi losami układu TPP (Trans-Pacific Partnership), o wolnym handlu między 11 krajami regionu Pacyfiku, w tym USA i większości państw Azji Wschodniej, ale bez Chin. Waszyngton traktuje TTP jako ważną ekonomiczną komponentę zacieśnienia więzi z sojuszniczymi krajami Azji.
Układ TPP spotyka się jednak ze sprzeciwem w Kongresie, wyraz negatywnemu stanowisku dali także kandydaci do Białego Domu w tegorocznych wyborach: Donald Trump i Hillary Clinton. Kandydatka Demokratów początkowo popierała TPP, ale zmieniła zdanie pod naciskiem lewego skrzydła swojej partii.
Komentatorzy ostrzegają, że ewentualne fiasko układu, zagrożonego protekcjonistycznymi trendami w USA i innych krajach, byłoby sukcesem Chin. "Prezydent Obama musi zmienić publiczną percepcję TPP i znaleźć sposób, by ratować ten słabnący politycznie pakt handlowy" - napisał w "Politico" Parag Khanna.
Szczyt G20 jest zwykle okazją do dwustronnych spotkań jego uczestników. Przed szczytem Obama spotka się z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem. Oczekuje się, że będą rozmawiali o kwestii Morza Południowochińskiego, gdzie Chiny ograniczają swobodę międzynarodowej żeglugi. Na znajdujących się tam wyspach pod chińską kontrolą, do których pretensje roszczą sobie takie kraje jak Filipiny czy Wietnam, Chiny budują bazy wojskowe.
Mimo konfliktów i autokratycznej polityki wewnętrznej Xi, Obamie udało się kontynuować dialog z Chinami. Jego owocem była współpraca w walce ze zmianą klimatu. Pekin, podobnie jak Waszyngton, podpisał w zeszłym roku porozumienie w Paryżu o ograniczeniu emisji gazów cieplarnianych. Oba kraje odpowiedzialne są razem za 40 procent tych emisji. Chiny poparły także układ z Iranem o redukcji jego programu nuklearnego.
Przedstawiciele Białego Domu akcentują, że za kadencji Obamy nasiliła się wymiana handlowa z Chinami. Amerykański eksport do Chin podwoił się, a wartość chińskich inwestycji w USA wzrosła dziesięciokrotnie. Trzykrotnie zwiększyła się liczba chińskich studentów na uczelniach amerykańskich.
Na szczycie G20 w Hangzhou spodziewane jest również spotkanie Obamy z tureckim prezydentem Recepem Tayyipem Erdoganem. Tematem rozmowy będzie prawdopodobnie współpraca wojskowa obu krajów w koalicji przeciw Państwu Islamskiemu w Syrii. Współpraca ta nie układa się najlepiej z powodu tureckiej ofensywy przeciw popieranym przez Waszyngton Kurdom.
Po odwiedzeniu Chin Obama uda się do Laosu. Będzie to pierwsza w historii wizyta amerykańskiego prezydenta w tym kraju. Obama ma tam rozmawiać m.in. o rozbrojeniu bomb lotniczych, które siły powietrzne USA zrzucały tam w czasie wojny w Wietnamie (1965-1975).
Ostatnim etapem podróży prezydenta ma być udział w szczycie Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN),który odbędzie się 8 września w Laosie. Na zakończenie Obama wystąpi na konferencji prasowej.
PAP/ as/