GAZETA BANKOWA: Ukraińcy ratują nas przed katastrofą
Gdyby nie było Ukraińców, polska gospodarka już teraz by stanęła – mówi Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców w rozmowie z Błażejem Torańskim
Błażej Torański: Ukraińcy łatają dziury na polskim rynku pracy?
Cezary Kaźmierczak: Zdecydowanie. Potwierdzają to wszystkie dane statystyczne. Pracuje ich w Polsce około miliona, przytłaczająca większość legalnie. Mimo tego mamy najniższe w niepodległej Rzeczpospolitej bezrobocie: 7,7 proc.
Tak dobrze na rynku pracy nie było od 26 lat. Ale z raportu Work Service wynika, że nadal 33 proc. przedsiębiorstw ma w Polsce problemy ze znalezieniem pracowników, chociaż w ubiegłym roku napłynęło do Polski 1,3 mln cudzoziemców, głównie Ukraińców. „4 na 10 firm, chcąc obsadzić zalegające wakaty, będzie sięgać po kandydatów z Ukrainy” – napisano w raporcie. Taki jest trend?
Gdziekolwiek nie pojadę, przedsiębiorcy mówią głównie o tym. Ale czy sięgną po Ukraińców? Właściciele firm to są takie „zwierzęta” (śmiech), że mało się zastanawiają, czy zatrudnią Ukraińca czy Białorusina. Chodzi im o wykonanie konkretnej roboty. Sięgają jednak po Ukraińców, bo oni mają bardzo dobrą reputację. (...)
Mówił pan, że pracodawcom jest wszystko jedno, kogo zatrudnią. Ale czy nie mają większego przekonania do Ukraińców z powodu bliskości kulturowej? Sympatie społeczno-polityczne nie odgrywają żadnej roli?
Być może u niektórych przedsiębiorców tak. Pierwszym czynnikiem determinującym jest jednak potrzeba wykonania konkretnej pracy, a drugim – reputacja. Przeprowadziłem setki rozmów z pracodawcami albo ekspertami na konferencjach. O Ukraińcach i Białorusinach nie usłyszałem ani jednej opinii negatywnej. Trzecią grupą imigrantów zarobkowych w Polsce są Wietnamczycy. Oni jednak pracują u siebie.
Zatrudnia się już w Polsce ukraińskich informatyków, lekarzy, artystów czy wciąż tylko pielęgniarki?
Niedawno widziałem w telewizji program o tym, że zamknięty zostanie jakiś szpital, bo brakuje pielęgniarek. To jest katastrofa, a tymczasem Polska nie honoruje ukraińskich dyplomów pielęgniarek. To jest absurd, ale z tego powodu zatrudniać ich nie możemy. W innych branżach, jeśli nie będzie bariery językowej, w razie potrzeby będziemy zatrudniać Ukraińców. I nie dlatego, że są tańsi. Padają takie zarzuty, że oni z tego powodu odbierają pracę Polakom. To nie jest prawda. Owszem, są tańsi, jak zatrudnia się jedną osobę, dwie. Wielkie firmy, które chcą zatrudnić 50-100 pracowników, szukają Ukraińców przez agencje pracy, choćby takie jak Work Service i płacą za nich nawet 25 zł za godzinę! W tej sumie jest prowizja dla agencji, sięgająca czasami 10 zł. W zależności od umowy agencje kwaterują pracowników, zapewniają im wyżywienie i dowóz do pracy. W powiatach o wyższym bezrobociu takie stawki są atrakcyjne także dla Polaków. Ale społeczeństwo polskie jest już na tyle zamożne, że Polacy w pewnych zawodach pracować nie chcą i tę lukę właśnie wypełniają Ukraińcy.
Podejmują się zajęć, jakich przed laty podejmowali się Polacy w Europie Zachodniej. Czy otwartość na imigrantów to przyszłość polskiego rynku pracy?
Polska jest w stanie katastrofy demograficznej. Politycy udają, że tego nie widzą. Jeśli idzie o współczynnik dzietności, mamy 214. pozycję na świecie na 224 kraje świata. Do 2020 r., czyli wkrótce, zabraknie nam miliona rąk do pracy. Do 2050 r. – wedle wszystkich prognoz demograficznych – pięciu milionów! Gdyby nie było Ukraińców, polska gospodarka już teraz by stanęła.
O tym, jak po 11 czerwca Niemcy chcą rywalizować z Polską o przeciągnięcie Ukraińców i czy szkoły języka polskiego na Ukrainie to znakomity pomysł na biznes przeczytasz w pełnej wersji tego tekstu zamieszczonego w „Gazecie Bankowej”:
Bieżące wydanie jest dostępne w salonach Empik i kioskach. Polecamy też e-wydanie miesięcznika, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html