Informacje

Stanisław Remuszko: Kampania robienia wrażenia przeciwko Amber Gold

Stanisław Remuszko

Stanisław Remuszko

dziennikarz, autor książki "Gazeta Wyborcza. Początki i okolice". „...jako naoczny świadek wydarzeń napisałem wysoce krytyczną, dokumentalno-publicystyczną książkę o Agorze, "Gazecie Wyborczej", Michniku i okolicach, w której wielokrotnie i expressis verbis oskarżyłem to towarzystwo nie o jakieś duperele, lecz o konkretne czyny obrzydliwe moralnie…”

  • Opublikowano: 9 sierpnia 2012, 12:03

  • 1
  • Powiększ tekst

Czym rywalizują ze sobą rynkowe podmioty? Po pierwsze – ceną, po drugie – ceną, po trzecie – ceną. Jeśli dasz lepszą cenę towaru/usługi – klienci przyjdą do ciebie, nie do konkurencji, i to ty zarobisz, a nie rywale. Taka rynkowa ZASADA GŁÓWNA obowiązuje od początku świata (a przynajmniej od czasów Fenicjan, którzy ponoć wynaleźli pieniądze).

 

Jeszcze kilka lat temu banki dawały dwakroć niższe oprocentowanie niż dziś, zaklinając się, że nie mogą dać więcej, bo już robią bokami. Nasze zaprzyjaźnione wróble niby to dziobały okruszki na parapecie, lecz przez uchylone okno dobrze słyszały nadprezesów*, którzy podprezesom tłumaczyli: po cóż mamy dawać frajerstwu choć ćwierć procenta więcej, skoro i tak muszą przyjść do nas, nie mając wyboru? Jednak, gdy karierę zaczęły robić słynne dziś SKOK-i, i gdy nie dało się ich upupić – okazało się, że bez szkody dla banków oprocentowanie można zwiększyć półtora, a nawet dwa razy!

 

Podobnie z liniami lotniczymi. Kilkanaście lat temu ceny biletów były horrendalnie wysokie dlatego, że jak pączki w maśle żyli z nich wszyscy – i prezesi, i stewardzi. Gdy przyszedł niedobry szeryf Rynair (wraz z różnymi parszywymi pomocnikami), jak zwykle próbowano zrazu go zastrzelić, lecz, ponieważ strzelał celniej i szybciej – ceny biletów spadły na pysk, zarobki prezesów zmalały dwukrotnie, pensje zaś stewardów obniżyły się z dawnych jako tako przyzwoitych czterech średnich do obecnych marnych dwóch średnich (płac krajowych).

 

Szczegóły każdy może sobie sam wyguglać, więc przypomnę tylko, że finansowa firma Amber Gold działa na polskim rynku od trzech lat, ale kłopoty przydarzają się jej dopiero od kilku miesięcy – gdy wyszło na jaw, że w tak krótkim czasie odebrała „narodowemu przewoźnikowi” już kilkadziesiąt tysięcy pasażerów, a bankom – już kilkadziesiąt tysięcy inwestorów.

 

W III Rzeczpospolitej sławny był przypadek pana Romana Kluski i jego „Optimusa”, lecz urzędnicy skarbowi i prokuratorzy wyciągnęli z tego naukę, i dziś już nie mówią do kamery, że Amber Gold łamie prawo, i już nie aresztują profilaktycznie właściciela na „ile trzeba”, a nawet nie aresztują w ogóle. Odwrotnie: mimo usilnych starań rozmaitych instytucji, firm i konkretnych ludzi, niezależna prokuratura mojego państwa od trzech lat konsekwentnie odmawia wszczęcia jakiegokolwiek śledztwa przeciwko Amber Gold, twierdząc, iż w działaniach tej spółki nie stwierdza niczego nielegalnego!

 

W tej sytuacji, niestety, całą mokrą robotę muszą wykonać media. I wykonują.

 

Co robi rzetelny dziennikarz śledczy? Dociera do nieznanych faktów, liczb, dat, nazwisk, sygnatur, zdjęć, dokumentów, świadków (nieanonimowych), itp., zdobywa weryfikowalne dowody, łączy wszystko w logiczną całość, tu i ówdzie stawia uczciwy znak zapytania, i w takiej postaci przedstawia czytelnikom/słuchaczom/widzom. Co natomiast robi nierzetelny dziennikarz śledczy? Wrażenie. Nic więcej. To jest jego zadanie jedyne.

 

Otóż mam za sobą 65 lat, w tym 40 w pismaczym zawodzie, ale taką współpracę dziennikarzy z grupą trzymającą władzę (wpisz w gugle) widziałem ostatnim razem w czasach głębokiego PRL – oczywiście prócz samej afery Michnika-Rywina (2003). Odnoszę wrażenie, iż w kampanii robienia wrażenia przeciwko Amber Gold prym wiodą „Gazeta Wyborcza” i TVN (sztandarowe nazwiska to Maciej Samcik i Dariusz Prosiecki), i gdyby doszło do sądowego procesu na ten temat, to chętnie będę zeznawał.

 

Jakie wrażenie ma powstać? Ano takie, że Amber Gold to jedno wielkie łajdackie szachrajstwo (tzw. piramida finansowa – wpisz w gugle), a kieruje nim złodziej Marcin Plichta z wyrokiem za oszustwo, który po pijaku bija żonę (albo coś w tym rodzaju). Jako prekursor i wzór dla tegoż Plichty, przywoływany jest niejaki Bernard Madoff (wpisz w gugle), który okradł naiwnych amerykańskich emerytów i rencistów na 35 miliardów dolarów, przyczynił się do światowego kryzysu finansowego z lat 2007-2009 i został za to skazany na 150 lat więzenia. Ufff…

 

Mówię teraz ze śmiertelną powagą: albo pan Marcin Plichta i jego Amber Gold są de iure O’K – albo nie są. Jeśli są O’K – mam nadzieję, że wyprocesują taką rekompensatę, która zachwieje potęgą „robiących wrażenie”. Jeśli zaś nie są O’K – mam nadzieję, że MP dostanie przynajmniej 15 lat kicia, rzetelni zaś dziennikarze śledczy dobiorą się do tyłka prokuratorom, ABW, CBA i GTW, którzy przez lata chronili ten gigantyczny przekręt.

 

Tertium non datur, a przynajmniej ja takiego nie widzę.

 

Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem  : -)
Stanisław Remuszko

 

 

*zarabiających dwa tysiące dolarów na godzinę

Powiązane tematy

Komentarze