Informacje

Andrzej Goździkowski, prezes Cedrob SA / autor: fot. materiały prasowe
Andrzej Goździkowski, prezes Cedrob SA / autor: fot. materiały prasowe

Wielki wyścig żywnościowy

Gazeta Bankowa

Gazeta Bankowa

Najstarszy magazyn ekonomiczny w Polsce.

  • Opublikowano: 1 stycznia 2019, 10:58

    Aktualizacja: 1 stycznia 2019, 10:58

  • Powiększ tekst

Rolnictwo nie może być traktowane jak skansen z sochą, koniem i kosą. Konserwowanie nieefektywnych metod działalności rolniczej, blokowanie rozwoju obszarów wiejskich to działania szkodliwe dla całej gospodarki, gdy przed Polską stoi wielka szansa, aby wziąć udział w globalnym wyścigu o dostarczanie żywności – pisze w „Polskim Kompasie 2018” Andrzej Goździkowski, prezes Cedrob SA

Zrównoważony rozwój zakłada zwiększanie produkcji przy jak najmniejszym zużyciu surowców i ograniczaniu negatywnego wpływu na społeczeństwo oraz środowisko. W rolnictwie jest on możliwy dzięki intensyfikacji, poprawie produktywności i nowym technologiom.

Część opinii publicznej twierdzi jednak coś zupełnie przeciwnego. Utożsamia zrównoważony rozwój z rolnictwem ekstensywnym lub ekologicznym, które opiera się na tradycyjnych metodach uprawy czy chowu. Oczywiście dla tego nurtu także znajdzie się miejsce we współczesnej gospodarce. Ważne jednak jest to, że aby zapewnić bezpieczeństwo żywnościowe kraju, stawać się coraz silniejszym światowym producentem żywności i budować w ten sposób narodowe bogactwo, nie można na nim opierać strategii rozwoju rolnictwa. Produkcja tradycyjna może być ważną alternatywą dla wymagających konsumentów, stać się początkiem intensywnego rozwoju rolnictwa ekologicznego, jednak nie może zastąpić inwestycji w zwiększanie mocy produkcyjnych gospodarstw i zastosowania nowych technologii.

Niepokojące jest coraz częściej pojawiające się twierdzenie, że rolnik, hodowca czy przedsiębiorca zajmujący się produkcją rolną nie może się rozwijać, za to ma pielęgnować pewną romantyczną wizję życia blisko natury. Konserwowanie nieefektywnych metod działalności rolniczej, trwanie w miejscu, blokowanie wręcz rozwoju obszarów wiejskich przez mieszkańców nie zajmujących się rolnictwem to działania szkodliwe dla całej gospodarki. Podszyte są one często nieświadomością lub obcymi interesami. Sprawia to, że polskie rolnictwo, zamiast intensywnie się rozwijać, sięgać po światowej klasy rozwiązania, być globalnym producentem żywności (jak choćby mała Holandia) i konkurować z najlepszymi na świecie, w niektórych obszarach stoi w miejscu.

Czerpać mądrość z przeszłości

W tym roku obchodzimy setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, to jednocześnie rocznica odbudowy z gruzów polskiej gospodarki. Wiele uwagi poświęca się odbudowie przemysłu, armii i miast po I wojnie światowej. Niestety znacznie mniej miejsca zajmuje w dyskusji publicznej polityka agrarna, mimo że aż do drugiej połowy XX w. większość polskiego społeczeństwa stanowiła ludność wiejska.

Co ważne, jednym z najpoważniejszych problemów wsi w okresie międzywojnia było przeludnienie. Na 100 ha gruntów ornych, łąk i pastwisk przypadało w Polsce w połowie lat 30. XX w. 81 osób, podczas gdy w Niemczech – 49, Czechosłowacji – 64, a w Danii tylko 36. Jednocześnie plony w tych krajach były znacznie wyższe niż w Polsce. Zacofanie cywilizacyjne, niewystarczająca mechanizacja, rozdrobnienie na terenach byłego zaboru rosyjskiego i austriackiego sprawiły, że rolnicy szczególnie dotkliwie odczuli wielki kryzys gospodarczy. Gwałtownie spadły ceny na artykuły rolne. W 1935 r. za pszenicę chłopi otrzymywali jedynie 34 proc., a za żyto 32 proc. cen obowiązujących w 1928 r.

Problemy dwudziestolecia pogłębione przez czasy wojny spotęgowane zostały przez komunizm. Wieś traktowano jako rezerwuar, z którego można tylko brać, nie dając wiele w zamian. Parcelacja gruntów prywatnych i ciągłe dociążanie rolników indywidualnych kolejnymi daninami wydrenowały, często wielopokoleniowe, gospodarstwa. Stawały się one małe, zapóźnione technologicznie. Paradoksalnie mimo tak trudnej sytuacji to gospodarstwa indywidualne osiągały lepsze wyniki produkcyjne niż spółdzielnie czy PGR-y.

W efekcie trudnej przeszłości dziś wielu polskich rolników musi gonić zachodnich konkurentów. W niektórych obszarach ciągle osiągają słabsze wyniki produkcyjne, w innych są słabiej zorganizowani i rozdrobnieni. Obecna sytuacja jest jednak szansą na skok rozwojowy. Zamiast powielać błędy przeszłości, skoncentrujmy się na rozwoju.

Niewystarczająca wydajność

Od czasu wejścia Polski do UE eksport produktów rolno-spożywczych z naszego kraju stale rośnie (poza lekkim zachwianiem w roku 2009 r., kiedy z uwagi na ogólnoświatowy kryzys finansowy cały nasz eksport zmalał). W 2004 r. wyeksportowaliśmy żywność za 5,2 mld euro. W 2017 r. było to już 27,3 mld euro. Taki wynik oznacza też, że żywność to trzeci polski hit eksportowy, po wyrobach przemysłu elektromaszynowego i chemicznego, z udziałem na poziomie prawie 13,5 proc. Czy jednak nie stać nas na więcej? Czy w innych dziedzinach rolnictwa możemy powtórzyć sukces drobiu? Kluczem do dalszego rozwoju, który będzie zrównoważony, jest poprawa efektywności, którą można osiągnąć przez intensyfikację i nowoczesność. Mamy bowiem w tych obszarach wiele do nadrobienia.

W 2016 r. średnia wydajność pracy w rolnictwie UE-28, wyrażona relacją wartości dodanej do liczby osób zatrudnionych, była prawie trzykrotnie niższa niż w gospodarce. Największe dysproporcje występują w Rumunii, Portugalii, Bułgarii i Polsce. W krajach tych wydajność pracy w sektorze agrarnym jest niemal cztero-, pięciokrotnie niższa niż w pozostałej części gospodarki. Dynamiczne zmiany w większości z nich determinowane były z jednej strony ubytkiem osób zatrudnionych w sektorze rolnym, a z drugiej – wzrostem wytwarzanej w nim wartości dodanej. Tych kilka danych pokazuje, jak duży jest jeszcze obszar do poprawy, chociażby w obszarze wydajności.

Rynek wieprzowy – soczewka problemów rolnych

Problemy naszej stuletniej polityki agrarnej widać najwyraźniej w sektorze hodowli trzody chlewnej. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej polskie gospodarstwa musiały się zmierzyć z międzynarodową konkurencją, która boleśnie zweryfikowała kondycję hodowców świń. Początkowe dwa lata nie zapowiadały jeszcze późniejszego załamania, które nastąpiło w 2006 r. Lepiej zorganizowane przedsiębiorstwa i hodowcy z zagranicy zaczęli wypierać polską wieprzowinę. Stało się to powodem likwidacji części stad. Jeszcze w 2006 r. pogłowie trzody liczyło 18,9 mln sztuk, by po  10 latach osiągnąć poziom 10,9 mln sztuk. Od kilku lat liczba świń w naszym kraju lekko wzrosła, do 11,5 mln sztuk, jednak ciągle daleko nam do najlepszych czasów. Naszą słabość wykorzystali też duńscy i niemieccy producenci prosiąt. W 2006 r. w Polsce było ponad 1,8 mln loch, które w zasadzie pokrywały potrzeby hodowców, a po 11 latach w 2017 r. pogłowie macior spadło do niecałego miliona. W efekcie import prosiąt i warchlaków wynosi dziś już ponad 6,3 mln sztuk. W Polsce nadal jest wielu producentów, którzy utrzymują 10–15 loch. Skala ich działalności jest zbyt mała, trudno im przez to konkurować z zagranicznymi stadami liczącymi tysiąc i więcej macior. Rozdrobnienie nie sprzyja także standaryzacji produkcji prosiąt ani wynikom produkcyjnym. Pokazuje to chociażby mała średnia liczba urodzonych prosiąt. W Polsce średnio wynosi ona 19,8 sztuk, podczas gdy w Danii aż 31,9. Sukces drobiu – skuteczna alternatywa Zupełnie inaczej wygląda z kolei sytuacja na rynku drobiowym. Polska jest największym europejskim producentem tego rodzaju mięsa. Według Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ) produkcja mięsa drobiowego oraz podrobów w naszym kraju wzrosła w ubiegłym roku do ok. 2810 tys. ton, tj. o ok. 7 proc. w stosunku do roku poprzedniego. Warto zauważyć, że w 2004 r., gdy Polska wchodziła do UE, produkcja wynosiła tylko 839 tys. ton. Sukces był możliwy dzięki zwiększaniu mocy produkcyjnych i zastosowaniu najnowszych technologii oraz technik hodowlanych.

Pamiętam, jak razem z kolegami jeździliśmy na Zachód oglądać, jak tam zorganizowana jest hodowla. Robiło to na nas duże wrażenie. Dziś jest odwrotnie, to zagraniczni hodowcy z podziwem patrzą na nas.

Produkcja drobiarska to jeden z najnowocześniejszych sektorów rolnictwa. Pozwala nam to osiągać bardzo dobre wyniki produkcyjne i cenę, która gwarantuje konkurencyjność. Warunkiem utrwalenia sukcesu jest jednak dalszy rozwój bazy surowcowej. Zapotrzebowanie na białe mięso będzie rosło, a Polska dzięki temu może się stać jeszcze większym globalnym dostawcą żywności niż dziś.

Intensyfikacja w hodowli

W tym miejscu warto się zatrzymać nad ideą zrównoważonego rozwoju. Biznes zdaje sobie sprawę, że nie jest samotną wyspą. Funkcjonuje w konkretnym społeczeństwie i otoczeniu przyrodniczym. Dlatego jeśli jest prowadzony z długoterminową wizją, chce z jednej strony w jak najmniejszym stopniu oddziaływać negatywnie na otoczenie, a z drugiej – wykorzystywać jak najmniej zasobów, co podnosi jednocześnie opłacalność. Podobnie jest w produkcji rolnej. Dlatego wielkotowarowy chów zwierząt jest najbardziej efektywnym dla środowiska sposobem zapewniania ludziom białka zwierzęcego. Dzięki najnowocześniejszym technologiom stosowanym przez producentów duże fermy – w przeliczeniu na jedno zwierzę – produkują mniej obornika, mniej ścieków oraz zużywają mniej wody niż w przypadku chowu tradycyjnego. Owszem, koncentracja zwierząt na danym obszarze jest większa, ale sprawia to, że znacznie więcej przestrzeni może być wolnych od produkcji zwierzęcej. Mało tego, koncentracja sprawia, że opłacalne jest zbudowanie biogazowni rolniczej.

Co z kolei umożliwia uzyskanie bardzo dobrego nawozu, a także wyprodukowanie energii cieplnej czy nawet elektrycznej, która zasilać może nie tylko dane gospodarstwo, lecz i całą wieś. Oczywiście trzeba robić to rozsądnie, w odpowiednim oddaleniu od zabudowań, przestrzegając wszystkich przepisów.

Z drugiej strony możemy pozostawić rozdrobnione gospodarstwa, których poziom produkcji jest mały. Jeśli taki rolnik nie chce zwiększać skali działalności, powinien przejść na rolnictwo ekologiczne, dzięki czemu uzyska lepsze wynagrodzenie za swoją pracę, jednak nie może przestać się unowocześniać. Dlatego konieczna jest zmiana sposobu myślenia o rolnictwie jak tylko o skarbnicy tradycji i odejście od pielęgnowania negatywnych wzorców. Perspektywa 2050 Według ONZ do 2050 r. ludność globu osiągnie liczbę 9,8 mld. To wielka szansa dla Polski, aby wziąć udział w globalnym wyścigu o dostarczenie żywności. Czy można tę wizję zrealizować, stosując ekstensywną hodowlę? Niestety nie.

Niektóre obszary, jak drobiarstwo, są w bardzo dobrej kondycji, inne, jak sektor wieprzowy, borykają się z poważnymi problemami. Jednak rolnik, zwłaszcza hodowca, który chce się rozwijać, napotyka liczne bariery. Trzeba też jasno zaznaczyć: intensyfikacja i nowoczesność nie oznaczają stosowania większej ilości nawozów sztucznych, środków ochrony roślin czy antybiotyków, wprost przeciwnie – wraz ze zróżnicowanym rozwojem będzie rosło efektywne wykorzystywanie również tych substancji.

Doskonale obrazuje to koncepcja upraw hydroponicznych (rośliny rosną bez gleby, na specjalnych membranach), w których roślina otrzymuje bezpośrednio do korzeni dokładnie tyle wody i substancji odżywczych, ile wykorzysta do wzrostu. Nic się nie marnuje, nic nie ulatuje do atmosfery. To drastyczne obniżenie kosztów i zmniejszenie ilości stosowanej chemii. Przykładem oszczędzania wody na wielką skalę jest stosowanie hydrożelu w uprawach. Substancja ta zatrzymuje wodę w glebie. Dzięki temu zmniejsza się ilość wody, a plony wzrastają. W produkcji zwierzęcej już dziś stosuje się ziarna kukurydzy, które mają enzymy ułatwiające trawienie, a cały cykl od ziarna do stołu jest monitorowany komputerowo. Dzięki temu jesteśmy w stanie zmniejszyć marnotrawstwo w całym cyklu produkcyjnym. Stosowanie dronów, robotów, zdjęć satelitarnych, energii odnawialnej będzie powszechne w uprawach i hodowli najprawdopodobniej w perspektywie kilkunastu lat.

Już dziś w nowoczesne technologie rolnicze inwestują najwięksi biznesmeni Doliny Krzemowej, bo produkcja żywności jest nie tylko odpowiedzią na podstawowe potrzeby ludzkości, lecz ma również olbrzymi potencjał unowocześnienia i zrównoważonego rozwoju.

Rolnictwo nie może być traktowane jak skansen z sochą, koniem i kosą. Mamy szansę wziąć udział w wielkim wyścigu żywnościowym. Od nas samych zależy, którą drogę obierzemy.

Andrzej Goździkowski, prezes Cedrob SA

Wydanie „Polskiego Kompasu 2018” dostępne jest na stronie www.gb.pl a także w aplikacji „Gazety Bankowej” na urządzenia mobilne

Polecamy i zachęcamy do lektury tego wyjątkowego rocznika

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych