Informacje

Marek Król. Fot. Radiownet.pl
Marek Król. Fot. Radiownet.pl

B. wydawca "Wprost" nie musi płacić córce Cimoszewicza. "Polska Głos Wielkopolski" ma zapłacić M. Libickiemu 100 tys. zł.

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 28 stycznia 2012, 18:09

  • Powiększ tekst

Nie da się wykonać w Polsce wyroku amerykańskiego sądu, mocą którego dawny wydawca i naczelny tygodnika "Wprost" mieliby zapłacić około 5 mln dolarów córce b. premiera Włodzimierza Cimoszewicza - uznał w czwartek prawomocnie Sąd Apelacyjny w Warszawie.

Wykonanie tego wyroku naruszałoby polski porządek publiczny; sąd nie ocenia, jaka kwota byłaby właściwa - ocenia jedynie, że ta zasądzona w USA jest rażąco za wysoka

- stwierdziła w ustnym uzasadnieniu orzeczenia sędzia Barbara Trębska.

Sąd podtrzymał w czwartek rozstrzygnięcie I instancji z sierpnia zeszłego roku, gdy Sąd Okręgowy w Warszawie uznał za niewykonalny wyrok wydany w lipcu 2009 r. przez amerykański sąd. Chodziło o tekst Jana Fijora z "Wprost", w którym oskarżył on mieszkającą w USA córkę Cimoszewicza i jej rodzinę o rzekome nadużycia finansowe w związku z zakupem za pośrednictwem ojca akcji PKN Orlen.

Amerykański wyrok uznawał za zasadne powództwo Małgorzaty Cimoszewicz-Harlan oraz jej męża przeciw wydawcy czasopisma Agencji Wydawniczo-Reklamowa "Wprost" i jej ówczesnemu naczelnemu Markowi Królowi; nakazywał pozwanym zapłatę rodzinie Cimoszewicza łącznie około 5 mln dolarów za zniesławienie. Na tę kwotę składało się odszkodowanie za doznane krzywdy oraz tzw. odszkodowanie karne - instytucja nieznana polskiemu prawu cywilnemu.

Według polskiego sądu I instancji wyrok z USA jest sprzeczny z porządkiem prawnym RP, bo zasądzane w Polsce odszkodowania nie mogą prowadzić do wzbogacenia powoda i zarazem upadłości pozwanego - a tak by się stało, gdyby wyrokowi z USA nadać klauzulę wykonalności. W Polsce powodowie mogliby liczyć na wypłatę 100-200 tysięcy zł - uznał sąd okręgowy.

Rozstrzygnięcie to potwierdził w czwartek sąd apelacyjny. Sądzia Trębska powiedział, że odszkodowanie karne jest sprzeczne z polskim porządkiem prawnym.

Nasze prawo nie zna takiej kary

- dodał. Co do odszkodowania za doznane krzywdy (w Polsce mówi się w tym kontekście o zadośćuczynieniu) według Sądu Apelacyjnego w Warszawie, nie może ono sięgać milionowych kwot.

To nie przystaje do wysokości polskich odszkodowań

- podkreśliła.

Sąd uznał też w czwartek, że Marek Król nie był w odpowiedni sposób powiadomiony o wszczęciu w USA procesu przeciwko niemu.

Wezwanie było zaadresowane na adres biurowca, w którym mieściła się redakcja tygodnika. Pismo odebrała osoba, która była do tego uprawniona (recepcjonistka - PAP). Ale nie zaznaczono w nim - a powinno się to zrobić, że jest to wezwanie adresowane do miejsca zatrudnienia, a nie zamieszkania


- podkreślił sąd.

Wyrok jest prawomocny, ale strony mają jeszcze prawo zwrócić się w tej sprawie ze skargą kasacyjną do Sądu Najwyższego. Prawnicy Cimoszewicz-Harlan oświadczyli, że nie wiedzą jeszcze, czy to zrobią.

Satysfakcji z rozstrzygnięcia nie krył Król.

Oczywiście, że odetchnąłem z ulgą. Mój majątek nie wystarczyłby na zapłatę takiej kwoty

- powiedział PAP. Jak podkreślił, jest właścicielem różnych dóbr, ale należą one nie tylko do niego, ale także do żony.

Amerykański wyrok był horrendalny

- ocenił.

Proces w USA dotyczył artykułu tygodnika z 2005 r. pt. "Konspiracja Cimoszewiczów". W 2005 r.
Cimoszewicz-Harlan i jej mąż Russell Harlan zaskarżyli "Wprost" - początkowo do sądu w Karolinie Południowej, gdzie mieszkają, a następnie do sądu w Chicago. W 2009 r. media podały, że ława przysięgłych w Chicago orzekła, że informacje tygodnika były nieprawdziwe i znieważyły powodów. Zasądzono 5 mln dolarów odszkodowania.

Po informacji o tym w polskich mediach wskazywano, że tak wysokie odszkodowanie oznaczałoby ruinę dla tygodnika. Podkreślano, że aby przełożyć wyrok zagranicznego sądu na polski system prawny trzeba wszcząć postępowanie o uznanie wykonalności wyroku w Polsce; nie dotyczy ono już meritum sporu, tylko spraw formalnych.

Z kolei b. europoseł Marcin Libicki ma otrzymać od dziennika "Polska Głos Wielkopolski" 100 tys. zł zadośćuczynienia, musi jednak pokryć koszty procesu - orzekł w czwartek Sąd Okręgowy w Poznaniu. Polityk wytoczył gazecie proces za podawanie, że miał współpracować z wywiadem PRL.

Proces rozpoczął się we wrześniu 2010 r. Były europoseł PiS domagał się od dziennika zadośćuczynienia i odszkodowania, w sumie ponad 4 mln zł, za naruszenie dóbr osobistych i utraconą pensję europarlamentarzysty. Według Libickiego to publikacje "Głosu" spowodowały, że jego nazwisko zniknęło z listy kandydatów PiS przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 r.

Polityk nie otrzymał odszkodowania za utraconą pensję europarlamentarzysty. Według sądu domaganie się przez Libickiego odszkodowania w wysokości 3,3 mln zł za to, że nie został wybrany w wyborach do PE, było bezzasadne. Jak przypomniał sędzia Janusz Jezierski, wiele mediów pisało o sprawie opublikowanych przez IPN dokumentów dotyczących Libickiego, zaś PiS, podejmując decyzję o kształcie listy, prosiło o opinie historyków. Na podstawie tych opinii zdecydowano o nieumieszczeniu Libickiego na liście.

Nie można mówić, że to działania dziennika zdecydowały o nieumieszczeniu powoda na liście wyborczej. Problem lustracyjny wyniknął, gdy na stronie internetowej IPN umieszczono nazwisko Libickiego z informacją, że znajdują się dokumenty, z których może wynikać, że współpraca ze służbami bezpieczeństwa PRL po stronie powoda istniała. Tego samego dnia informację tę podały media ogólnopolskie

- powiedział sędzia Janusz Jezierski.

Marcin Libicki domagał się też 800 tys. zł zadośćuczynienia; sąd uznał tę kwotę za wygórowaną i zdecydował o przyznaniu 100 tys. zł. Sąd podkreślił, że w szeregu artykułów gazety stwierdzono stanowczo, że istniała współpraca Libickiego ze służbami PRL, czym naruszono dobra osobiste polityka. Decyzją sądu Libicki będzie jednak musiał pokryć koszty procesu w łącznej wysokości ponad 92 tys. zł.

W kwietniu 2009 r. Marcin Libicki nie otrzymał rekomendacji Komitetu Politycznego PiS do startu w wyborach do PE. Po usunięciu go z listy kandydatów wystąpił o autolustrację i odszedł z partii. Sąd uznał, że Libicki złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne oraz że nie był świadomym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa.

"Polska Głos Wielkopolski" twierdziła, że publikacje gazety były oparte na dokumentach historycznych oraz wypowiedziach ekspertów.

Libicki nie chciał komentować wyroku do czasu jego uprawomocnienia. Adwokat gazety zapowiedział apelację.

wu-ka, PAP

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych