GAZETA BANKOWA: Ukraina włącza dopalacz
Na ukraińskim rynku energetycznym właśnie się rozpoczęła walka o nowy układ sił. Jest i będzie to rywalizacja bezpardonowa, która może zmienić polityczno-biznesowy krajobraz kraju – pisze na łamach „Gazety Bankowej” Marek Budzisz
(…) 1 lipca 2019 r. rozpoczęła się na Ukrainie druga faza reformy rynku energetycznego, przy czym znacznie ważniejsza od pierwszej, przewidującej uwolnienie dostaw hurtowych, bo obejmująca kontrakty detaliczne. Po dwóch miesiącach funkcjonowania nowych zasad już widać, że obawy pesymistów dowodzących, iż przedwczesny start systemu doprowadzi na Ukrainie do blackoutu się nie potwierdziły. Wiadomo jednak co innego – walka o nowy układ sił na ukraińskim rynku energetycznym właśnie się rozpoczęła. Jest i będzie to rywalizacja bezpardonowa, która może zmienić polityczno-biznesowy krajobraz kraju i w kluczowy sposób wpłynąć na szanse odniesienia sukcesu przez nową ekipę prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
Nowe rozdanie na rynku energetycznym
Do tej pory producenci energii elektrycznej na Ukrainie obligatoryjnie sprzedawali swą produkcję państwowemu operatorowi Energorynok, który odsprzedawał ją lokalnym dystrybutorom na podstawie oficjalnych taryf. Ten system w pewnej części został utrzymany, bo np. energetyka atomowa 90 proc. swej produkcji nadal musiała odsprzedawać według sztywnych taryf, podobnie hydroenergetyka (choć tu udział jest niższy – 20 proc.). Pierwsze efekty reformy nie nastrajają optymistycznie. Wzrosły ceny – według informacji publicznego operatora Ukrenergo, od 14 do 28 proc. dla odbiorców przemysłowych. Wywołało to ostre protesty związku przedsiębiorców zrzeszającego m.in. bardzo energochłonne firmy odlewnicze i stalownie, w tym pięć kontrolowanych przez oligarchę Ihora Kołomojskiego, którego ludzie, jak się uważa stali się „twarzą” sprzeciwu. W rezultacie w połowie sierpnia rząd premiera Wołodymyra Hrojsmana zmienił swą uprzednią decyzję i zmniejszył do 75 proc. obowiązek sprzedaży państwu energii wyprodukowanej przez elektrownie atomowe. Ma to umożliwić zawieranie długoterminowych kontraktów między Energoatomem a odbiorcami przemysłowymi. Jeden z czterech nowych rynków handlu energią to kontrakty długoterminowe – dwustronne, jednak w obliczu ograniczeń podaży nie wszyscy duzi odbiorcy byli w stanie podpisać umowy i musieli zaopatrywać się na rynkach krótkoterminowych, na których ceny są z reguły wyższe. Manewr ten ma uspokoić zdenerwowany przemysł, przede wszystkim oligarchów kontrolujących największych konsumentów energii elektrycznej na Ukrainie, ale gdyby patrzeć na to z punktu widzenia ludności, to z pewnością oznacza przeniesienie części kosztów związanych ze wzrostem cen na ich barki. Tym bardziej, że wraz z rozpoczęciem reformy znacząco wzrosły opłaty przesyłowe – do 1 lipca br. wynosiły one 5,7 kopiejki na kilowatogodzinę, a obecnie 34,7 kopiejek, ale na dodatek wprowadzono dodatkową opłatę w wysokości 8,9 kopiejki. To wszystko oznacza sześciokrotny wzrost opłat przesyłowych.
(…)
»» Zobacz film na YT o „Gazecie Bankowej” i serwisie wGospodarce:
Do akcji wkroczyło ukraińskie Biuro do Walki z Korupcją, które znacznie przyspieszyło ślimaczące się od kilkunastu miesięcy śledztwo w sprawie tzw. formuły „Rotterdam+”. Chodzi o przyjętą w 2016 roku przez Komisję ds. Regulacji Energetyki i Mediów formułę rozliczeniową, jaką publiczne podmioty płaciły za dostarczany węgiel. Ceną miała być cena rynkowa w porcie w Rotterdamie plus koszty przywiezienia na Ukrainę. Agencją kierował Dmytro Vovk protegowany ówczesnego prezydenta Poroszenki. Został on teraz oficjalnie oskarżony, wraz z pięcioma innymi osobami, o spowodowanie strat dla ukraińskiej gospodarki w kwocie nie mniejszej niż 750 mln dolarów. Jeden z kijowskich sądów wydał nakaz aresztowania Vovka, który jeszcze w ubiegłym roku wyjechał z kraju i nie ma zamiaru wracać. Wielkość strat, jakie mogła ponieść ukraińska gospodarka jest dość umowna, bo np. Andrij Gerus specjalny reprezentant prezydenta Zełenskiego w gabinecie Hrojsmana i ekspert rynku energetycznego jest zdania, że straty są nie niższe niż 1,2 mld dolarów i to tylko licząc dwa lata obowiązywania systemu. Cała istota tego „schematu” miała polegać na tym, że węgiel był z Donbasu, ale cena z Rotterdamu, plus zupełnie odmienne, niż rzeczywiste koszty transportu. Innymi słowy ten kto kontrolował dostawę węgla z separatystycznych republik mógł na tym sporo ugrać. I tu znów pojawia się firma DTEK Rinata Achmetowa, która jak twierdzą ukraińscy śledczy dobrze na całej operacji zarobiła. Dochód operacyjny firmy kontrolującej 20 proc. ukraińskiego rynku energii elektrycznej wzrósł po wprowadzeniu nowego systemu rozliczeń tylko w pierwszym roku o 200 mln dolarów. I teraz zarzutami objęto dwójkę managerów DTEK-u. Trzeba też zwrócić uwagę na niezwykle ciekawą wypowiedź oligarchy Kołomojskiego, który w udzielonym pod koniec sierpnia wywiadzie powiedział, że po to aby uratować Ukrainę, należy znacjonalizować wszystkie duże firmy dziś kontrolowane przez oligarchów. Palcem wskazał na Achmetowa, którego podmioty mają największy udział w dystrybucji energii elektrycznej na Ukrainie. Jego zdaniem, nie uda się zdemonopolizować rynków ani w konsekwencji wprowadzenia konkurencji obniżyć cen dla odbiorców, jeśli na rynkach żerować będą oligarchowie. To ciekawy i wart obserwowania wątek, tym bardziej, że właśnie rozstrzygnięto na Ukrainie kolejny przetarg, tym razem na modernizację jednego z bloków Chmielnickiej Elektrowni Atomowej oraz budowę specjalnego mostu energetycznego do Polski. (…) Ukraina, którą czekają trudne rozmowy z Gazpromem w sprawie przedłużenia tranzytu rosyjskiego gazu (umowa wygasa z końcem roku) przygotowuje się do całkowitego odejścia od współpracy z Federacją Rosyjską. W Kijowie niechętnie reagują na rosyjskie stanowisko w świetle którego warunkiem podpisania nowej umowy miałoby być zrezygnowanie przez Ukrainę ze wszystkich roszczeń wobec Gazpromu, nie są również zadowoleni z propozycji zawarcia krótkoterminowych umów tranzytowych, w miejsce 10-letniego kontraktu, przewidujących zresztą zmniejszenie tranzytu gazu o dwie trzecie. A to oznacza, że scenariusz w myśl którego po nowym roku rosyjski gaz ziemny nie będzie płynął przez Ukrainę musi być i jest rozpatrywany poważnie. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na podpisane w Warszawie porozumienie o współpracy gazowej, w którym zapisano deklarację o budowie interkonektora między Polską a Ukrainą, co ma niedługo umożliwić dostawy gazu początkowo na poziomie 1,5 mld m³ a docelowo, w 2021 roku, nawet 7,5 mld m³. Zawiera ono również inne niezwykle istotne zapisy na które warto rzucić nieco więcej światła. Jak powiedział agencji Interfax – Ukraina, Ołeksandr Orżel, minister odpowiadający w rządzie Honczaruka za energetykę, zapisano w nim możliwość „wykorzystania gazowych, podziemnych zbiorników Ukrainy dla magazynowania amerykańskiego gazu dostarczanego do polskich bałtyckich terminali gazowych. Będzie on dostarczany do krajów centralnej i wschodniej Europy.” Warto przypomnieć, że nasz wschodni sąsiad dysponuje największymi w Europie podziemnymi magazynami gazu, w których gromadzić można nawet 35 mld m³ tego paliwa. Jeden z zapisów porozumienia przewiduje również, że to strona polska odpowiadać będzie za dostosowanie ukraińskiego systemu gazowego do reguł panujących w Unii Europejskiej. W tym kontekście czytać należy deklaracje prezydenta Zełenskiego, który wyraził w Warszawie zainteresowanie uczestnictwem swego kraju w projekcie Trójmorza.
Marek Budzisz
Więcej informacji i komentarzy o światowej i polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” - do kupienia w kioskach i salonach prasowych
„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html