TYLKO U NAS
GAZETA BANKOWA: Nowy porządek
Czy czeka nas chaos i upadek cywilizacji jaką znamy, czy też może rodzi się w bólach nowy międzynarodowy ład, który przywróci wiarę w przyszłość, pomoże przezwyciężyć pandemię i recesję? - odpowiedzi szyka na łamach „Gazety Bankowej” Jerzy Bielewicz
Każde państwo na świecie mierzy się dziś z pandemią COVID–19 wywołaną wirusem SARS–Cov–2. Nakłady na walkę z „niewidzialnym wrogiem” są przeogromne, a mogą jeszcze podwoić się w okresie jesienno–zimowym na przełomie 2020–2021. Nie mniejsze szkody niż w światowej gospodarce epidemia wywołuje w społecznościach, narodach, ale także strukturach poszczególnych państw. W wielu krajach cierpi autorytet przywódców i wiarygodność instytucji państwowych. Twardej ocenie poddane są światowe organizacje, które miały stanowić forum debaty i rozstrzygania sporów, a także regulować prawo międzynarodowe czy też koordynować wspólne przedsięwzięcia. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zdaje się jednym z najbardziej jaskrawych przykładów utraty zaufania i sponsora, który w dużej mierze finansował jej działania. Zawodzą nawet formaty jak rządowe grupy G–7 i G–20… Media donoszą co i raz o falach niezadowolenia społecznego, demonstracjach, a nawet rebeliach. „Żółte kamizelki” we Francji „Black Life Matters” i Antifa w USA, nieustające zamieszki w Hongkongu… Krwawa rebelia w Kolumbii i protesty wyborcze na Białorusi. Nadto, stare nowe „gorące ogniska” (ang.: hot spot) jak Iran, Syria, Liban na Bliskim Wschodzie, Libia, Mali i wiele innych w Afryce. Czy czeka nas chaos i upadek cywilizacji jaką znamy, czy też może rodzi się w bólach nowy międzynarodowy porządek, który przywróci wiarę w przyszłość, pomoże przezwyciężyć pandemię i recesję gospodarczą?
Powrót imperiów?
Rosja, Iran i Turcja dążą do odbudowania swoich dawnych imperiów wywołując napięcia i destrukcję oraz zasadne sprzeciwy społeczności międzynarodowej. Mówią o multilateralnym świecie w którym cel uświęca środki, nie obowiązują ograniczenia prawa międzynarodowego, usprawiedliwiając w istocie rzeczy w ten sposób swoje autorytarne rządy, prześladowania a nawet mordy polityczne. Próba otrucia Aleksieja Nawalnego przy użyciu nowiczoka tj. zakazanej traktatami broni chemicznej – wstrząsnęła opinią publiczną. Skutek – być może – oczekiwany na Kremlu przez Putina i jego akolitów? Tragedia lidera opozycji niemal w przeddzień wyborów regionalnych miała zapewne przestrzec obywateli Rosji przed aktami niesubordynacja i protestami, gdyby zwątpili w uczciwość procedur i wyniki samych wyborów, dokładnie tak jak miało to miejsce na Białorusi kilka tygodni wcześniej . Władimir Putin boi się efektu domina i końca „jego” Rosji tj. scenariusza jaki doprowadził przed trzydziestu laty do rozpadu Związku Sowieckiego. Podobnie jak wtedy, utrzymanie władzy stało się zadaniem nadrzędnym bez względu na stan gospodarki i poziom życia obywateli czy też pozycję przetargową na scenie międzynarodowej, bowiem próba zabicia Nawalnego może w praktyce przekreślić ostatecznie tak ważny geopolityczny projekt jakim dla Putina i Gazpromu są dwie dodatkowe nitki gazociągu po dnie Bałtyku, tzw. Nord Stream 2, które podwoiłyby możliwości przesyłowe gazu z Rosji do Niemiec z ominięciem państw Europy centralnej. Podobnie Turcja, która nie zważa na stosunki bilateralne z Grecją, Francją i UE roszcząc sobie prawo do złóż gazu pod dnem Morza Śródziemnego u wybrzeży Izraela, Libii i Cypru. W opinii prezydenta Erdogana wystarczy w sposób jednostronny i arbitralny ogłosić poszerzenie własnych wód terytorialnych…
Czy są tacy, którzy wierzą, że odbudowa imperiów nie doprowadzi w konsekwencji do konfliktów interesów między np. Iranem a Turcją na Bliskim Wschodzie czy Rosją a Turcją w regionie Morza Czarnego, Cieśniny Bosforu, Morza Marmara i Dardaneli? Historia podpowiada zgoła inne scenariusze… Powrót imperiów w mojej ocenie to wysadzenie ładu międzynarodowego jaki znamy. Byłby to powrót do mechanizmów i reguł geopolityki z początku XX wieku i koncertu mocarstw: ciągłych sporów, wrogości między narodami i państwami prowadzących do lokalnych wojen i potencjalnie do konfliktu na skalę globalną. Instytucje międzynarodowe powstałe po II wojnie światowej z inicjatywy USA stałyby się atrapami bez racji bytu.
Pułapka Tukidydesa i bipolarny porządek świata
Pandemia wywołana wirusem SARS–Cov–2 i jej dewastujące skutki zarówno ekonomiczne jak i społeczne podsyca fobie i obawy o przyszłość stosunków między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Coraz częściej w mediach i na wyższych uczelniach rozważa się niezwykle groźny scenariusz konfliktu zbrojnego między światowym liderem gospodarczym tj. USA (PKB rzędu 21 bilionów dolarów w 2019 roku) a mocarstwem pretendującym do tej roli tj. ChRL (PKB rzędu 14 bilionów dolarów w 2019 roku). W teorii USA i Chiny miałyby podobnie jak Ateny i Sparta w starożytności rozwiązać spory handlowe na drodze bezpośredniej konfrontacji militarnej. W mojej ocenie taki rozwój sytuacji nam nie grozi, bowiem oba mocarstwa podjęłyby nadmierne ryzyko utraty swej pozycji na międzynarodowej scenie politycznej i gospodarczej. Co więcej, gdybym miał szukać beneficjenta tak apokaliptycznej wizji wskazałbym na… Rosję Putina, która z całą pewnością poddaje się wpływom i interesom Chin na Dalekim Wschodzie. Dość przypomnieć, że region miasta Chabarowsk, który kontestuje władzę Putina, graniczy z Chinami. To właśnie te dwa kraje, Rosja i Chiny, które dzielą wspólną granicę na długości 4 tysięcy 300 kilometrów, mogą popaść w konflikt o wpływy i terytorium, czyli w pułapkę Tukidydesa!
Z drugiej strony, USA i Chiny dzieli Ocean Spokojny, a łączy współpraca gospodarcza i wymiana handlowa. Gdyby miała załamać się, to oba kraje popadłyby w kłopoty gospodarcze na niewyobrażalną skalę. USA i ChRL mimo różnic nie wejdą w bezpośredni konflikt militarny i nie zaprzestaną kooperacji na wielu polach. I choć bezsprzecznie globalną scenę gospodarczą dominuje rywalizacja między tymi mocarstwami na wielu polach jak: e–handel, wysokie technologie oraz telekomunikacji, a takie rozwiązania i koncepcje jak sieć 5G, internet rzeczy, sztuczna inteligencja, krypto waluty, to te dziedziny, które mogą stanowić o prymacie jednej bądź drugiej ze stron, to jednak przynoszą one już teraz nadzwyczajne zyski korporacjom zarówno z USA jak i Chin. Dość wspomnieć takie firmy jak amerykańskie: Amazon, Apple, Google, Microsoft i Facebook, czy też chińskie: Huawei, Alibaba i Tencent. Obie strony świadome rachunku zysków i strat podjęły negocjacje, uzgodniły i podpisały umowę handlową w połowie stycznia tego roku. Przewidywała ona m.in. dalsze fazy negocjacji, których celem miało być określenie wspólnych standardów w handlu obowiązujących w perspektywie czasu nie tylko obie strony, ale też wszystkich innych graczy biorących udział w międzynawowej wymianie handlowej. Umowa doprowadziła do zniesienie barier chroniących rynek wewnętrzny Chin, otwarcie sektora finansowego Państwa Środka, uregulowała stosunki własności znosząc obowiązujące dotąd ograniczenia. Umożliwiła między innymi budowę megafabryki samochodów elektrycznych pod Szanghajem, której jedynym właścicielem jest dziś amerykańska Tesla. Bieżącą współpracę bilateralną przerwał „wirus z Wuhan” i pandemia COVID–19. Zakażeniu uległo ponad 30 milionów ludzi na całym świecie, a blisko milion padło ofiarą tej śmiertelnej choroby. Wzajemne zaufanie nadwerężyły również zmiany prawne i protesty w Hongkongu oraz prześladowania mniejszości muzułmańskiej Ujgurów we wschodniego regionie Sinciang. Nie pomaga zaognienie sytuacji na Morzu Południowochińskim czy Oceanie Indyjskim, gdzie amerykańskie lotniskowce w pełnej gotowości i chińskie okręty z najnowszym uzbrojeniem operują na tych samych akwenach. Czy Amerykanie i Chińczycy wrócą do stołu negocjacyjnego? Póki co obie strony zdają się odkładać strategiczne decyzje do listopada tego roku, a więc do czasu wyborów prezydenckich w USA. W mojej ocenie przywódcy obu potęg nie tylko wrócą do stołu negocjacyjnego, ale najprawdopodobniej poszerzą zakres uzgodnień o kwestie bezpieczeństwa i kontroli zbrojeń. Nastąpi wyciszenie sporów i stabilizacja wzajemnych stosunków mimo różnic, które dzielą oba państwa.
Choroba holenderska w gospodarce Afryki
Kontynent afrykański może ucierpieć najbardziej w wyniku kryzysu gospodarczego wywołanego pandemią pomimo stosunkowo niskiej liczby zachorowań na COVID–19. Przede wszystkim państwa tego regionu dotyka tzw. choroba holenderska. Polega na tym, że przemysł wydobywczy dusi i dominuje inne działy gospodarki ograniczając ich rozwój. Kraje te można nazwać rentierami dużych korporacji międzynarodowych zainteresowanych przede wszystkim eksploatacją naturalnych surowców. Administracja państwowa najczęściej pozostaje skorumpowana i niewydolna. Paradoksalnie, im większe zasoby naturalne, tym wyższy stopień korupcji oraz różnice w zamożności obywateli, co rodzi spiralę niepokojów społecznych, rebelii i konfliktów na tle etnicznym i religijnym. To właśnie na tym kontynencie trwa bezpardonowa walka o surowce. Stronami pozostają dawne potęgi kolonialne jak Francja, Niderlandy i Wielka Brytania. Do gry weszły ostatnio Chiny, gotowe w zamian za koncesje wydobywcze finansować rozwój infrastruktury. Po latach na kontynent afrykański wróciła Rosja, która nie tylko zbroi zwaśnione strony i państwa, ale także dostarcza najemników i doradców wojskowych. Większość krajów afrykańskich wpadło w spiralę zadłużenia w wyniku spadku światowych cen i popytu na surowce. Nie stać ich nawet na finansowanie bieżących potrzeb jak służba zdrowia czy utrzymanie podstawowej infrastruktury – i dotyczy to takich lokalnych potęg gospodarczych jak Nigeria i Republika Południowej Afryki… Afrykę trawi kryzys humanitarny, który w ciągu najbliższych lat może się tylko pogłębić. O dramatycznej sytuacji alarmuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który z jednej strony udziela pożyczek ratunkowych, a z drugiej przestrzega graczy jak Chiny o potrzebie restrukturyzacji udzielonych już kredytów.
Kryzys gospodarczy dotknął państwa Afryki Północnej trzy lata po globalnym kryzysie finansowym w 2008 roku. Galopująca inflacja i wzrost cen żywności wywołały zamieszki społeczne, a w konsekwencji tzw. „wiosnę ludów” i upadek oraz fragmentacje struktur państwowych. Przez analogię tym razem cały kontynent może czekać podobny kryzys humanitarny w perspektywie najbliższych lat, a Europa zmierzy się z kolejnymi narastającymi falami zdesperowanych uchodźców i nielegalnych migrantów zarobkowych.
Narkobiznes w Ameryce Środkowej i Południowej
Ameryka Łacińska podobnie jak Afryka w dużej mierze opiera swą gospodarkę na eksploatacji surowców naturalnych, co wraz ze spadkiem popytu i cen na światowych rynkach, czyni ją z definicji niezwykle podatną na głęboką zapaść w gospodarce. Dodatkowo, pandemia COVID–19 poczyniła w państwach tego regionu stosunkowo największe spustoszenie w ostatnich miesiącach. Nieudolna i niewydajna służba zdrowia nie radzi sobie w tej sytuacji. Szczególne studium przypadku stanowi Wenezuela, kraj najprawdopodobniej o największych złożach ropy naftowej na świecie, a jednocześnie upadły ze względu na wszechogarniającą korupcję – dotąd wspomagany doraźnie przez Rosję i Chiny. Jednak głównym źródłem utrzymania struktur siłowych jak armia, służby specjalne i policja pozostaje nielegalna działalność – od narkobiznesu po niekoncesjonowaną eksploatację złóż złota. Znaczenie geopolityczne Ameryki Łacińskiej maleje wraz z narastającymi kłopotami w gospodarce. USA, samowystarczalne energetycznie, w dużej mierze straciło zainteresowanie tym regionem. Chiny importują głównie artykuły żywnościowe, jednak ich wartość stanowi zaledwie 5 proc. całości importu żywności do Państwa Środka. Ameryka Łacińska znalazła się na uboczu globalnej polityki z jednym wyjątkiem – narkobiznesu, który zagraża w sposób egzystencjalny części społeczeństwa USA. Szlaki przemytnicze z Azji, Kolumbii i Wenezueli prowadzą przez Meksyk na intratny amerykański rynek. Osławiony mur na granicy USA i Meksyku może zaradzić do pewnego stopnia temu problemowi. Czy tak się stanie zależy przede wszystkim od wyniku nadchodzących wyborów prezydenckich.
Nowy światowy porządek
Stany Zjednoczone pomimo pandemii COVID–19 uparcie przemeblowują ład polityczny i gospodarczy na świecie. Jednak nie czują się już globalnym policjantem. Przeciwnie, poprzez dwustronne umowy gospodarcze i o współpracy militarnej znajdują w poszczególnych regionach strategicznych partnerów. I tak Polska wzięła na siebie taką rolę w regionie Trójmorza, czy jak kto woli, Europy Środkowej. W basenie Oceanu Indyjskiego wpływy Chin równoważą Indie i do pewnego stopnia Australia. Na Pacyfiku Amerykę wspiera Japonia i Korea Południowa. Na Bliskim Wschodzie rolę sojusznika pełni Izrael. Kraje te mogą liczyć ze strony USA na pełne wsparcie dyplomatyczne, gwarancje bezpieczeństwa oraz zaangażowanie kapitałowe, a także na dostęp do technologi wojskowych.
Inny element nowego ładu światowego stanowi bezpieczeństwo energetyczne, gdyż USA stały się nie tylko samowystarczalne energetycznie, ale też weszły z impetem na globalny rynek gazu naturalnego i ropy naftowej stając się już teraz kluczowym graczem. Ta zmiana wektorów na rynku surowców została spotęgowana poprzez rozwój inteligentnych sieci energetycznych i zwrot ku elektrycznym silnikom w przemyśle samochodowym, transporcie i ogólnie motoryzacji. Należy oczekiwać dalszych spadków cen ropy i gazu przy malejącym popycie.
Trzecim elementem dynamicznych zmian na świecie okazuje upowszechnienie dostępu do informacji i wiedzy poprzez internet, które wraz ze wzrostem szybkości przepływu danych w sieci (5G) otwiera całkowicie nowe perspektywy rozwoju w handlu, transferu technologii i współpracy, ale też może okazać się integralną częścią systemu bezpieczeństwa. Globalna epidemia COVID–19 obnażyła słabości systemu i porządku światowego, ale pokazała zarazem co należy naprawić, by gospodarka w wymiarze globalnym szybko wróciła na ścieżkę wzrostu.
Jerzy Bielewicz
Więcej informacji i komentarzy o światowej i polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” - do kupienia w kioskach i salonach prasowych
„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android
Szczegóły, jak zamówić e-wydanie „Gazety Bankowej”, kliknij tutaj