W 2020 Unia może wykończyć polski biznes przewozowy
Dyrektywa UE o pracownikach delegowanych nie od dziś wpędza w stan nerwowego rozstroju wielu przedsiębiorców, a już na pewno tych z branży przewozowej. Wszystko dlatego, że jeśli wejdą w życie zmiany w unijnych przepisach w kolejnych dwóch latach, to koszty pracownicze w tym sektorze mogą wzrosnąć nawet do 40 proc.
Udostępnione dane z Ogólnopolskiego Centrum Rozliczania Kierowców (OCRK) mówią, że jeżeli do tej pory kierowca otrzymywał wypłatę na poziomie 6500 złotych na rękę z uwzględnieniem diet i ryczałtów za noclegi, to pracodawca ponosił za niego całkowity koszt około 8500 złotych. Teraz mogą to być zdecydowanie wyższe kwoty.
Zdaniem Łukasza Włocha z OCRK zgodnie z ustawą o delegowaniu każdy kraj będzie mógł za pomocą odpowiednich wytycznych oraz prawa wewnętrznego samodzielnie ustalać stawki płacy minimalnej lub płacy w danym określonym sektorze.
System wynagradzania kierowców powinien przejrzysty dla europejskich służb kontrolnych. Nie powinien zdaniem przedstawicieli branży powodować podwyżki kosztów pracowniczych na poziomie, który rzeczywiście może wyeliminować z rynku polskich przedsiębiorców.
- Niezależnie od wprowadzonych zmian kilkuprocentowa podwyżka kosztów po stronie pracodawców jest nieunikniona. Jednak bez modyfikacji polskiego prawa - sama dyrektywa o delegowaniu wprowadzi chaos legislacyjny, znaczne utrudnienia administracyjne oraz spowoduje jeszcze większe koszty – tłumaczy ekspert OCRK.
Konkretnie chodzi o to, że w 2020 roku zgodnie z wytycznymi należy odstąpić od stawek płac minimalnych na rzecz wynagrodzenia sektorowego. I ma to być zawsze określane według kraju przyjmującego. Zwrot kosztów takich jak diety i ryczałty za nocleg mogą zostać w całości wykluczone z wyliczania należnego wynagrodzenia w trakcie delegowania pracownika.
- Obecna kwota, którą otrzymuje kierowca, składa się w 70 proc. z diet i ryczałtów noclegowych, a 30 proc. to wynagrodzenie bazowe, od którego odprowadzane są składki na ubezpieczenie społeczne oraz zaliczki na podatek dochodowy – mówi Kamil Wolański, OCRK.
Po wejściu w życie dyrektywy o delegowaniu nie będą wypłacane minimalne stawki godzinowe, ale pełne wynagrodzenie obowiązujące w danej grupie zawodowej w tym kraju do którego wjeżdża lub po drogach którego krąży „obca” np. ciężarówka. W ten sposób konkurencja niższymi kosztami przestaje istnieć.
W praktyce ma to wyglądać tak,że pracodawca powinien porównać wysokość minimalnej kwoty wypłacanej między państwami wysyłającym i przyjmującym oraz uzupełnić, to znaczy wyrównać do pensji tego miejsca, które przyjmuje pracownika delegowanego.
Wniosek? To oczywiście może wielu polskim firmom uniemożliwić prowadzenie działalności na terenie wielu krajów. Jednak, zupełnie też nie do przyjęcia dla wielu pracowników, ale też zagranicznych konkurentów jest takie jak dotychczas szacowanie wynagrodzenia – tzn. na poziomie 30 proc. wynagrodzenia bazowego i 70 proc. wypłacania diet i ryczałtów.
Taka sytuacja na pewno po zmianach nie będzie akceptowana.
Czytaj także:Polscy transportowcy zwiększą przewozy o 20 proc.