Polacy przestają spłacać kredyty
Od lat słyszymy chóralne pianie rządzących w Polsce o fantastycznym funkcjonowaniu, świetnym dokapitalizowaniu, rewelacyjnych wynikach, rzekomo „polskiego” sektora finansowego i podobno polskich banków. Tak jakbyśmy nie mieli wyprzedane na rzecz kapitału zagranicznego ponad 60 proc. sektora bankowego w Polsce, banków które na dodatek mają blisko 200mld zł zadłużenia, głównie u swych zagranicznych właścicieli, banków - matek.
Ostatnio, ponownie usłyszeliśmy z ust byłego ministra Jana Vincenta Rostowskiego jak i szefa KNF Andrzeja Jakubiaka publiczne zapewnienia skierowane do polskiej opinii publicznej, jak i przedstawicieli Senatu RP, że „mamy bardzo bezpieczny system bankowy, polskie banki mają się świetnie, bo są dobrze dokapitalizowne i dlatego, ani nie trzeba ich dodatkowo opodatkowywać, ani tym bardziej przewalutowywać kredytów mieszkaniowych we franku szwajcarskim, bo poniosły by one podobno z tego tytułu gigantyczne straty rzędu 42mld zł.
Po pierwsze to polskich banków, zwłaszcza tych dużych, poza PKO BP to prawie już nie ma, a po drugie to w tym samym właśnie czasie inny przedstawiciel KNF - czyli polskiego nadzorcy finansowego stwierdził coś niezwykle niepokojącego, co naprawdę powinno zmartwić zarówno polskich ciułaczy, opinię publiczną, jak i szefostwo KNF. Dowiedzieliśmy się mianowicie, że „trzy polskie banki komercyjne nie spełniają wymaganego przez KNF poziomu współczynnika wypłacalności na poziomie 12 proc., a jeden ma nawet problem z drugim, jakże ważnym kryterium kapitałowym - współczynnikiem Tier 1, który nie powinien być niższy niż 9 proc.”.
Według dyrektora KNF pana Reicha wypłacalność sektora bankowego w Polsce jest też niższa od unijnej średniej. Tylko wtajemniczonym wiadomo, o które banki chodzi, i choć nikt nie chce wzbudzać paniki to jednak polski nadzór, ponoć niezawodny powinien poinformować opinię publiczną, o które to banki chodzi. Na dodatek KNF, choć tak bardzo reklamuje stabilność sektora bankowego w Polsce, chyba udaje, że nie wie, że 3 banki w tym 2 zagraniczne działające w Polsce są „zapakowane po brzegi” kredytami mieszkaniowymi we frankach szwajcarskich, które stanowią 40-55 proc. całej puli udzielonych przez nich kredytów - rzecz idzie o dziesiątki miliardów złotych. Łączna pula tych zobowiązań wynosi ok. 170mld zł.
Nic dziwnego, że ostatnio nawet prezes NBP Marek Belka stracił cierpliwość i ostrzegł banki, żeby przestały udawać, że nie ma problemu z kredytami mieszkaniowymi we franku szwajcarskim. A przecież jeszcze miesiąc temu szefowie KNF Andrzej Jakubiak i Wojciech Kwaśniak na zwołanym na wniosek senatora PIS Grzegorza Biereckiego specjalnym posiedzeniu Senatu, dotyczącym problemu zadłużenia Polaków w ramach kredytów mieszkaniowych w walutach obcych, w tym zwłaszcza we franku szwajcarskim zapewniali, że nie ma najmniejszych problemów ze spłatą tego typu kredytów, że jest wręcz pokazowo i komfortowo oraz zero zagrożeń na horyzoncie.
I oto minął miesiąc, a media alarmują, że Polacy przestają spłacać kredyty mieszkaniowe. Okazuje się, że portfel kredytów hipotecznych złych i zagrożonych to już blisko 11 mld zł. Jest to wzrost rok do roku, o ponad 17 proc. Tych we franku szwajcarskim jest już na blisko 4 mld zł, to błyskawiczny wzrost i to o 25 proc. Jak mawiają fachowcy portfele dłużne - „dojrzewają” i już niedługo zaczną spadać jak przejrzałe gruszki, zwłaszcza te z okresu boomu na kredyty mieszkaniowe we franku szwajcarskim z lat 2006-2008. Wtedy to dopiero narobi się zamieszania i paniki na tym rzekomo „stabilnym” i w rzekomo „polskim” rynku bankowym.
Ciekawe też czy rozminęli się z prawdą czy też tylko mylili się szefowie KNF-u zapewniając opinię publiczną i senatorów RP, że co jak co, ale problem z kredytami we franku szwajcarski nie istnieje. Żeby było jeszcze bardziej dramatycznie trzeba przypomnieć, że właściciel działającego w Polsce dużego banku Pekao SA, włoski Unicredit poniósł za zeszły 2013 r. astronomiczne straty — ok. 15 mld euro i może również w tym roku ponieść znaczące straty na terenie Rosji i Ukrainy. Niewątpliwie więc wydrenuje z dywidendy swą spółkę — córkę bank Pekao SA. Częściowo jeszcze polski PKO BP ma ponoć za namową prezydenta B.Komorowskiego pożyczać pieniądze — setki milionów złotych ukraińskim firmom. Zamiast więc KNF ciągle epatować opinię publiczną sprawami polskich SKOK-ów i tak bardzo martwić się o ich przyszłość, warto popatrzeć wstecz na własne dokonania w ostatnich sześciu latach jak i na skalę, już dziś rysujących się bardzo poważnych zagrożeń na rynku bankowym w Polsce i w Europie.
Tym bardziej, że amerykański nadzór finansowy i bankowy dopiero co ogłosił, że aż 5 dużych banków na świecie wymaga dokapitalizowania, a wśród nich jest Santander Bank, właściciel działającego w Polsce BZ-WBK. Podobnie EBC przygotowuje się do tzw. stress testów w obawie o stan kapitałów 120 europejskich banków. Sprawy wyglądają tym bardziej dwuznacznie, że polski nadzór finansowy — KNF, który tak chętnie informuje media o sytuacji polskich SKOK-ów, które przecież stanowią zaledwie 1 proc. polskiego rynku finansowego, jakoś nie chce poinformować Polaków, które to banki mają aktualnie problemy ze współczynnikami wypłacalności, choć pisze do nich listy motywacyjne. KNF troszczy się ponad wszystko o działające w Polsce banki, wylewa krokodyle łzy nad sektorem bankowym, który według MF, jak i szefów KNF mógłby podobno stracić nawet 42mld zł w przypadku przewalutowania kredytów frankowych. Wśród fachowców na rynku bankowym krąży opinia, że o żadnych stratach banków mowy być nie może, albowiem banki sprowadziły swoje ryzyko kursowe w tej materii praktycznie do zera, zabezpieczając się tzw. swapami walutowymi.
Czyli tak na prawdę banki komercyjne udzielające kredytów mieszkaniowych w walutach obcych przerzuciły ogromne i wyłączne ryzyko kursowe na polskich kredytobiorców — swych klientów. Tą opinię może potwierdzać dodatkowo fakt, że większość banków działających w Polsce czuła się na tyle pewnie i komfortowo, że nie tworzyły one żadnych rezerw, ani odpisów z tytułu owego ryzyka w ramach swych bilansów. I jest to wyraźnie widoczne w bilansach niektórych banków zagranicznych działających w Polsce i to pomimo, że KNF już od 2007 r. nakładał na nie obowiązek tworzenia tego typu rezerw w wysokości 50 proc. wartości udzielonych kredytów walutowych. KNF powinien jak najszybciej podać do publicznej wiadomości, czy owe swapy walutowe, jako forma pełnego zabezpieczenia interesów banków była w Polsce stosowana. Bo jeśli tak to opowieści przedstawicieli KNF o rzekomych gigantycznych stratach banków z tytułu przewalutowania kredytów walutowych rzędu 42 mld zł są funta kłaków nie warte, co może mieć również istotny wpływ na sytuację prawną i procesową polskich kredytobiorców, którzy zaciągnęli kredyty walutowe we franku szwajcarskim, a którzy dziś występują na drogę sądową. Polacy chcieliby w końcu wiedzieć, kto kogo kontroluje; KNF banki czy banki KNF?
--------------------------------------------------------------------------
--------------------------------------------------------------------------
TYLKO MY TO MAMY!
Kubki z logotypem wPolityce.pl
Kubek lemingowy
oraz
Kubek węgierski
Do nabycia TYLKO wSklepiku.pl!