Węgiel - ostatnia dekada?
Najbardziej rozwinięte kraje świata skupione w G7 zapowiadają koniec energetyki opartej na węglu w 2035 roku. W grupie tej są Niemcy, Francja i Włochy czyli unijni liderzy, a więc nie można wykluczyć, że spróbują narzucić ten plan w całej Wspólnocie.
Ministrowie Energii i Klimatu Francji, Japonii, Kanady, Niemiec, USA, Wielkiej Brytanii i Włoch zadeklarowali na zakończonym wczoraj szczycie w Turynie, że zrezygnują z wytwarzania energii opartej na węglu w połowie kolejnej dekady. Formalnie – jak mówił włoski minister Gilberto Pichetto Fratin cytowany przez media - „jeśli to możliwe i tam, gdzie to możliwe”. Ale praktycznie przedstawiciele państw G7 zgodzili się na utrzymanie energetyki węglowej tylko wtedy, gdy będą odpowiednie technologie umożliwiające wychwytywanie dwutlenku węgla. Tym samym G-7 chce dać światu przykład i zachęcić inne kraje do podobnych działań na rzecz ochrony klimatu.
OZE drogie ale słuszne
Elektrownie węglowe mają zostać zastąpione przez źródła odnawialne, bo ministrowie na spotkaniu w Turynie podtrzymali swoje poparcie dla planu potrojenia produkcji energii z OZE do końca tej dekady (przyjętego na ostatniej, grudniowej światowej konferencji klimatycznej w Dubaju).. W tym kontekście G7 stawia też na rozwój magazynów energii a także sieci energetycznych - na co potrzeba 3,6 biliona dolarów do 2030 roku.
W dokumencie podsumowującym szczyt ministrowie zapewnili, że plan ograniczenia globalnej emisji gazów cieplarnianych o ok. 43 procent do 2030 r. i 60 procent do 2035 r. (w porównaniu z 2019 r.) jest aktualny. I liczą na „wspólny wysiłek wszystkich krajów, zwłaszcza głównych gospodarek”, aby przyszły rok był ostatnim, w którym te emisje wzrastają.
Presja na inne kraje
Wszystko wskazuje na to, że kraje G-7 będą chciały narzucić plan jak najszybszego odejścia od węgla innym państwom. A we wnioskach z turyńskiego spotkania ministrów znalazło się wręcz „zobowiązanie” do tego. Jak czytamy w końcowym dokumencie chodzi o „współpracę z krajami i partnerami międzynarodowymi, w tym z sektorem finansowym”, by jak najszybciej zakończyć zatwierdzanie „nowych elektrowni węglowych na całym świecie”. Ministrowie zapowiedzieli również, że będą wzywać „prywatne instytucje finansowe”, by przestały wspierać energetykę węglową.
O ile wezwania przywódców G7 do zamknięcia elektrowni węglowych w Indiach i Chinach, które są światowymi liderami, gdy chodzi o budowę takich obiektów na przekór polityce klimatycznej, zapewne nie odniosą skutku, o tyle można spodziewać się próby przeniesienia zobowiązań z turyńskiego spotkania na grunt europejski. Siła oddziaływania Francji i Niemiec na Starym Kontynencie jest powszechnie znana, podobnie jak presja na realizację Zielonego Ładu, zakładającego szybką dekarbonizację i neutralność klimatyczną w połowie wieku. W najbliższych tygodniach rządy w Berlinie i Paryżu raczej nie podejmą konkretnych działań w tym zakresie na unijnym forum. I nie tylko dlatego, że w Niemczech ciągle jeszcze obowiązuje harmonogram, według którego wycofanie węgla z energetyki nastąpi w 2038 r., ale ponieważ kadencja Parlamentu Europejskiego dobiegła końca. A na początku czerwca odbędą się wybory i skutki – zwłaszcza społeczne -unijnej polityki klimatycznej są mocno krytykowane. Jednak po eurowyborach, zależnie od ich wyników, temat przyśpieszenia wyrzucenia węgla może wrócić. I to szczególnie będzie ważne dla polskiej i bułgarskiej gospodarki. W naszym kraju ponad 60 proc. energii pochodzi z elektrowni węglowych, a poprzedni rząd planował ostateczny kres górnictwa w 2049 roku. Rząd Donalda Tuska – sądząc po wypowiedziach jego przedstawicieli (np. wiceminister Klimatu i Środowiska Urszuli Zielińskiej z początku roku) może chcieć wycofać węgiel znacznie szybciej, nawet za kilka lat. W takiej sytuacji spodziewać się należy reakcji górników i pracowników elektrowni.
Jak taka reakcja może wpłynąć na decyzje polityczne, już widać w Bułgarii. Z jednej strony Parlament tego kraju wstrzymał się z głosowaniem nad planem na rzecz klimatu po akcjach protestacyjnych, a z drugiej Komisja Europejska zagroziła odebraniem Bułgarii 4,4 mld euro z Funduszu Odbudowy i Zwiększania Odporności. (Przypomnijmy, że przez kraj przetoczyła się fala strajków i blokad po zapowiedzi rządu, że zamknie kopalnie i elektrownie węglowe.)
Agnieszka Łakoma