Na jeden temat przy czwartku: Praca dzieci?
Zapraszam Państwa do kolejnego artykułu z interaktywnego cyklu. Wprawdzie każdy artykuł można komentować i wchodzić w dyskusję, jednak nie ma co liczyć na nic więcej, niż kulturalna wymiana zdań. My proponujemy Państwu konkurs, który promuje najciekawsze komentarze. Co czwartek pojawia się artykuł w cyklu "na jeden temat". Spośród komentarzy poniżej wybieramy najlepszy, który zostanie opublikowany, jako samodzielny artykuł, lub którego autor będzie mógł rozwinąć swoją myśl i napisać autorski tekst, który opublikujemy na portalu. Oceny będzie dokonywać zespół redakcyjny bezstronny, obiektywny, do łapówek nieskory. Zachęcam Państwa do rzeczowej i kulturalnej dyskusji - w końcu niecodziennie można zostać dziennikarzem wGospodarce.pl!
W poprzednim tygodniu autorem najlepszego komentarza pod artykułem „Gospodarka według Margaret Thatcher część III” jest....(orkiestra tusz!) „Jurek Wawro”. Jurek Wawro swoim komentarzem wygrywa publikację swoich myśli na portalu wgospodarce.pl. Prosimy o kontakt [email protected] w celu uzgodnienia szczegółów publikacji.
Na jeden temat przy czwartku: Praca dzieci?
Bardzo ciekawe i pouczające są rozprawy libertarian i konserwatystów. Najczęściej mówią i piszą przekonująco, ich tezy są nośne, zmuszają do myślenia i innego oglądu rzeczywistości. Jednak raz na jakiś czas dostają ciężkiego urazu głowy i spod ich piór i z ich ust wypadają takie tezy, że nie wiadomo, czy zacząć krzyczeć, czy się rozpłakać. Może to wpływ Korwinowych przypowieści, które niestety, najszerszym echem rozchodzą się po Polsce i zostawiają piętno na wszystkich głosicielach myśli liberalnej (nie, Donald Tusk do nich nie należy). Jednym z takich tematów jest praca dzieci. Wydaje mi się, że samo głoszenie poglądu zezwalającego na to, powinno być karalne.
Mówiąc o pracy dzieci konserwatyści wychodzą z błędnych założeń we wszystkich aspektach. Mają złe intencje, złe założenia, zły tok rozumowania. Za „dobry przykład” i punkt wyjścia w swych rozważaniach przyjmują jedno z państw afrykańskich, gdzie po wprowadzeniu zakazu zatrudniania dzieci wzrosła niebotycznie skala ubóstwa i śmierci głodowych. Pokazują to, jako przykład, że zakazywanie zatrudniania dzieci jest złe! Równie dobrze, możemy mówić, że po 89r. państwo nie powinno „uwalniać” cen, bo wzrosły. Według tych ludzi, problem ubóstwa leży w tym, że latorośl nie pracuje, a nie w tym, że ich rodzice nie pracują! Odwołując się do natury ludzkiej oraz ról wczesno-społecznych, jasno widać, że istota posiadania potomstwa na przestrzeni wieków się nie zmieniła. Zwróćmy uwagę, że od zarania dziejów, dzieci nie pracowały. Dzieci przygotowywały się do dorosłego życia tj. uczyły i rozwijały. W czasach, kiedy rasa ludzka toczyła życie koczownicze, kiedy mężczyzna szedł polować, kobieta zostawała z dziećmi w schronieniu. Ojciec uczył swoje potomstwo polować, ale uczył to nie znaczy kazał im polować na zwierzynę całymi dniami! Wynikało to z prostej przyczyny chęci podtrzymania gatunku. „Młode” nie były jeszcze tak silne, sprytne, nie znały wszystkich technik i nie były aż tak sprawne fizycznie, dlatego istniało spore zagrożenie, że nie dożyją wieku produkcyjnego. Trzeba było, więc otoczyć ich specjalną opieką i uczyć, aby zostały jak najlepszymi dorosłymi. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Nadal należy dzieci otaczać szczególną opieką, ponieważ (nadal) same nie potrafią się obronić oraz edukować, aby były mądre, roztropne i potrafiły zarobić na siebie (tj. przetrwać).
W zatrudnianiu dzieci nie ma mowy o dobrowolności. Nie wolno używać argumentu, że dziecko chce siedzieć 10h w kopalni, ponieważ małoletni nie mogą stanowić o sobie. Kiedy rodzice decydują się na wysłanie latorośli do pracy w sposób jawny je krzywdzą. W istocie porównywalnym do tego jest bicie dzieci, albo znęcanie się nad nimi psychicznie, a takie zachowania są traktowane, jako drastyczne naruszenie ich wolności. Nie możemy decydować o tym, w jaki sposób ktoś wychowuje swoje potomstwo, ani oceniać, czy robi to dobrze, czy nie, ale mamy prawo zapobiegać „drastycznym naruszeniom” wolności osobistej, czyli pospolitej krzywdzie. Nie godzimy się na niewolnictwo, przymuszanie do prostytucji, a kiedy rodzicom się nie chce pójść do roboty i wysyłają tam swoje nieletnie dzieci to już wszystko ok? Gdzie w tym wszystkim logika, nie wspominając o moralności?
Do całego mojego sprzeciwu wobec głoszenia poglądu, jakoby zakaz zatrudniania dzieci był zły, warto dodać, co mam na myśli pod słowem „praca” oraz „nauka”. Słowem „praca” określam etatowe zatrudnianie, w przypadku nieletnich na przykład na kasie w popularnym markecie, czy na taśmie produkcyjnej znanych firm odzieżowych. Jeśli młody chłopak ma ochotę kupić sobie motorynkę i zdecyduje się dorobić za pomocą mycia sąsiadom samochodów, albo skoszenia trawy, to nie jest to „praca”. Raczej rodzaj sąsiedzkiej przysługi lub nauki, że praca jest dobra, bo daje pieniądze, za które można kupować fajne rzeczy. Taką formę jak najbardziej popieram, ponieważ sprawia radość, a jednocześnie naprawdę edukuje. Podobnie jak sprzedawanie lemoniady podczas festynu w dzielnicy, czy pilnowanie pasącej się krowy. Słowem nauka, określam wszystkie czynności, które zbliżają latorośl do bycia przyzwoitym dorosłym, czyli między innymi wyżej opisany rodzaj pracy oraz pogłębianie wiedzy o świecie.
Kiedyś pewien radiowiec ze znanego radia wolnościowego, ubolewał nad biednymi 18-stolatkami, że zakazuje się ich zatrudniać, a później lądują na rynku pracy zupełnie do niego nieprzystosowani. To, co, powinniśmy od urodzenia biegać po urzędach pracy i chodzić na rozmowy kwalifikacyjne, żebyśmy w wieku 18 lat byli „przygotowani”? Rodzinny album; zdjęcia z porodówki- mama i nowonarodzony Przemek, tu zdjęcia z chrztu- Przemek ma już 3 miesiące, a tu już duży chłopak pół roku mu stuknęło, szuka pierwszej pracy? No ludzie! Zawsze lądując w nowym miejscu, jesteśmy zupełnie do niego nieprzystosowani i musimy się tam jakoś wpasować, odnaleźć. Jeśli praca byłaby dozwolona od lat 16 z pewnością wystąpiłby w swym radio opowiadając o niedoli 16-stolatka. Dziwne, że nie pochyla się nad świeżo upieczonymi emerytami- jak oni sobie poradzą, tak zupełnie nieprzygotowani do emerytury.
Celem podsumowania: praca dzieci nie ma najmniejszego sensu ekonomiczno- logicznego, ponieważ jako gatunek ludzki mamy przygotować dzieci do dorosłego życia i dbać o to, aby dożyły wieku produkcyjnego, najlepiej bez szwanku na zdrowiu. Chyba oczywistym jest, że praca po 10 godzin w fabryce nie zrobi z latorośli sprawnego, gotowego do podjęcia pracy i rozpoczęcia budowania własnego życia. I jeśli kogoś cieszy, że dzięki możliwości zatrudniania nieletnich na Sri Lance może mieć tanie obuwie sportowe, niech zacznie kraść. Wyjdzie mu jeszcze taniej.
Zapraszam do dyskursu. Publicznego.
POLECAMY wSklepiku.pl: "Być wielkim jak dziecko"