Chiny kontrują USA w wojnie handlowej
Wojna handlowa pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Chinami nabiera rozpędu, chociaż obie strony publicznie nie mówią o tym, że są w stanie takiej wojny. Może to być początek globalnej wojny handlowej ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami dla wszystkich państw i konsumentów
Wprowadzenie przez prezydenta Donalda Trumpa ceł na import stali w wysokości 25 proc. o aluminium w wysokości 10 proc. spotkało się ze zdecydowaną ripostą ze strony Chin, które w odwecie na ten krok wprowadziły od 2 kwietnia br. cła na 128 amerykańskich produktów. Chińskie cła odwetowe na towary importowane z USA obejmują m.in. soję, której eksport zapewniał Amerykanom miliardowe dochody i utrzymanie 300 tys. miejsc pracy.
Władze w Chinach nie „podpierają” swojej decyzji o ceł odwetowych w wysokości od 15 do 25 proc. względami bezpieczeństwa narodowego, tak jak to argumentowała administracja prezydenta Donalda Trumpa przy wprowadzeniu 8 marca br. ceł na stal i aluminium, która powołała się na przepis z 1962 roku. Wskazują po prostu na obowiązujące wszystkie państwa członkowskie Światowej Organizacji Handlu (WTO) zasady, które pozwalają na legalne i usprawiedliwione działaniami drugiej strony wprowadzenie adekwatnych środków ochrony własnego rynku i ograniczenia importu poszczególnych towarów.
Organizacja ta zajęła się już sporem handlowym pomiędzy dwiema największymi mocarstwami gospodarczymi i przyznała, że Chiny nie zawsze przejmowały towary objęte ochroną własności intelektualnej na zasadach „czysto rynkowych”. A jednym z podstawowym motywów wszczęcia wojny handlowej z Chinami przez administrację prezydenta Donalda Trumpa było, oprócz dążenia do niwelacji ogromnego deficytu w handlu z Państwem Środka, ukrócenie kradzieży amerykańskiej własności intelektualnej.Władze Chin kategorycznie zaprzeczają, aby taki proceder, nieuczciwego przejmowania przez chińskie firmy cudzej własności intelektualnej (licencji i know-how) miał w ogóle miejsce. Jednocześnie wskazują na podjęcie przez USA nieadekwatnych środków odwetowych w stosunku do „problemu, który można rozwiązać w drodze negocjacji”. Amerykańskie cła uderzają przecież nie tylko w Chiny i te firmy chińskie, które dopuszczają się mniej lub bardziej zakamuflowanej „kradzieży” cudzej własności intelektualnej, lecz dotyczą wielu kategorii towarowych, których eksporterem nie jest tylko Państwo Środka, lecz wiele innych krajów świata. O ile więc amerykańsko-chińska wojna handlowa przekształci się w wojnę globalną, to stracą na niej także niektórzy sojusznicy USA, a zyskają te kraje, które będą mogły dostarczać Chinom potrzebne im towary do niedawna importowane z USA.
Warto przypomnieć, że udział USA w handlu towarami z Chinami wynosi w ujęciu wolumenowym tylko 14,2 proc. całkowitego handlu Państwa Środka z resztą świata. Chiny mogą więc stosunkowo łatwo znaleźć alternatywne źródła zaopatrzenia w np. w importowaną soję ( w Brazylii) czy nowych technologii (w Niemczech). Mają też – jak twierdzą niektórzy analitycy – cenny argument jakim jest posiadanie amerykańskich papierów skarbowych ,denominowanych w dolarach i gwarantowaych przez władze USA, których udział w chińskch rezerwach walutowych , szacowanych pod koniec lutego br. na 3,13 bln dolarów wynosi ok. 1,17 bln dolarów. Ogółem Chiny kontrolowały na początku br. 18,7 proc. całkowitego zadłużenia USA. Jest to poważny atut w rękach władz w Pekinie, który może zapobiec eskalacji wojny handlowej, a przynajmniej mocno do niej zniechęcić obecną administrację w Waszyngtonie.
Wydaje się raczej mało prawdopodobne, że na obecnym etapie amerykańsko-chińskiej wojny handlowej władze w Pekinie zdecydują się na sprzedaż posiadanych przez siebie amerykańskich papierów dłużnych. Krok taki odbiłby się negatywnie także na chińskiej gospodarce oraz przede wszystkim pozbawiłby Chiny możliwości wywierania wpływu na politykę gospodarczą USA.
Stąd dosyć jeszcze wyważone reakcje władz w Pekinie na obecny konflikt handlowy z USA i wprowadzenie tylko odwetowych, mniej więcej proporcjonalnych w stosunku do amerykańskich, ceł na importowane z Ameryki towary. Są jeszcze spore szanse na to , że także władze w Waszyngtonie nie zdecydują się na wprowadzenie kolejnych restrykcji handlowych porównywalnych z cłami wprowadzonymi w 1930 roku na ponad 20 tys. towarów importowanych do USA. Takie, nieprzemyślane posunięcie doprowadziłoby do globalnej wojny handlowej, która zrujnowałaby gospodarki wielu krajów świata, łącznie z gospodarką Stanów Zjednoczonych.
Adam Gwiazda