Piraci śmiało grasują w III RP i nikt ich nie potrafi pokonać
Kiedy Pan X przyszedł do mnie z pomysłem rozkręcenia biznesu polegającego na stworzeniu wyspecjalizowanego portalu filmowego w sieci, początkowo byłem zachwycony. Gdy jednak wdrożyłem się nieco w temat, opadły mnie wątpliwości.
Zarobić niewątpliwie można i to niemało
- podniecał się X.
Mój entuzjazm jednak szybko opadł, kiedy przytoczył dane. Co prawda od czerwca do września br. przybyły w sieci 52 nowe portale i wortale rozrywkowe, a zamknięto jedynie 20, sam biznes bardzo się bardzo opłaca, ale jest nielegalny. Filmy i gry zamieszczane w portalach są na ogół kradzione.
Twórcy nie przeżyją jeżeli będą okradani. Nie akceptuję piractwa pod pozorem propagowania wolności słowa czy gwarantowania praw obywatelskich
– stwierdza Michał Komar, wiceprzewodniczący zarządu ZAIKS.
Nie może być zgody państwa na kradzież i ignorowanie prawa
- grzmi Robert Tyszkiewicz, poseł na Sejm, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, członek Komisji Kultury i Środków Przekazu. Działania na rzecz ochrony własności intelektualnej stały się podobno jednym z priorytetów Prokuratury Generalnej.
Mega biznes
Twórcy pirackich portali doszli jednak do wniosku, że warto ryzykować i kosić duże pieniądze. Wiedzą też, że przybywa oglądających nielegalne transmisje w internecie – na jednego legalnego widza przypada w Polsce aż czterech zaglądających do „piratów” – wskazują badania Megapanel PBI / Gemius. Ludzie korzystają z serwisów za darmo, a reklamodawcy doceniają idące co miesiąc w miliony „kilknięcia”. Ale równie często użytkownicy, gdy chcą oglądać lub grać bez większych ograniczeń - płacą. Za oglądanie nielegalnych treści w sieci zapłaciło w ub.r. 2,4 mln osób.
Z naszego raportu „Co oglądasz w internecie” wynika, że aż 2,4 mln osób zapłaciło za treści oglądane online nie wiedząc, że płacą nielegalnym serwisom
– potwierdza te dane Paweł Kolenda z IAB.
Według firmy eksperckiej Anti-Piracy Protection w samym tylko wrześniu br. na serwisy telewizyjne i filmowe weszło 10 milionów ludzi. Żyją one głównie z banerów. Rzadziej - z abonamentów. Największemu pirackiemu serwisowi z filmami, tylko w ciągu roku, dwukrotnie przyrosła liczba użytkowników - do 400 tysięcy. OECD szacuje roczne przychody sieciowych piratów na miliard dolarów (ok.3,2 miliarda złotych).
To jest zorganizowana działalność prowadzona dla osiągnięcia korzyści finansowych kosztem legalnego rynku, twórców i nieświadomych tego konsumentów
– irytuje się Jarosław Mojsiejuk, prezes Stowarzyszenia Sygnał.
Być piratem
Jak zostaje się piratem? Firma oferująca takie usługi w Polsce jest zarejestrowana w innym kraju (np. na Cyprze), a serwery znajdują się w jeszcze odleglejszym, z punktu widzenia polskiego prawa, miejscu. Na dobrą sprawę nawet nie wiadomo, kto jest właścicielem danego serwisu. Promując się jako portal społecznościowy, w założeniu zamieszcza tylko treści swoich użytkowników.
Pan X, który chce mieć własny serwis, musi wiedzieć, że podstawą tego biznesu są głównie kradzione dystrybutorom filmy czy gry on-line itp.
I co, będziesz płacić kary dystrybutorowi i się z nim sądzić, oni zatrudniają coraz lepszych prawników? Nie mówiąc o „skarbonie” i innych urzędach, które prędzej czy później wsiądą Ci na kark
– mam wątpliwości. Pan X może przecież nie mieć świadomości, że powstają czarne listy nielegalnych serwisów, domy mediowe, które odmówiły sprzedawania reklam donoszą na serwisy, podobnie banki, przez które przechodzi część płatności.
E tam, będzie dobrze – uśmiecha się X pod nosem. Trzeba się właściwie spozycjonować w google, by cię było widać na samej górze. Zrobię tak, jak Kinomaniak, napiszę w regulaminie, że za prawa autorskie do dostarczonych przez użytkowników gier, filmików, zdjęć itd. serwis nie ponosi odpowiedzialności
- zapowiada.
Nie było, znowu jest
Kinomaniak.pl był i jest jednym z najpopularniejszych serwisów filmowych w sieci. Nagle witryna zniknęła z internetu. Twórcy portalu popadli w konflikt z dostawcą usług hostingowych - firma OVH usunęła ze swoich serwerów stronę z filmami twierdząc, że serwis kradnie filmy. Jak wieść niesie cierpliwość dystrybutora wyczerpała się, gdy portal zamieścił świeżutki film Quentina Tarantino pt. „Django”. Wiele wody w Wiśle jednak nie upłynęło, gdy Kinomaniak.pl znów zaczął działać. Także po zaliczonym przez „Chomika” ciosie w postaci oskarżenia o łamanie praw autorskich nie ma już śladu; serwis świetnie prosperuje.
Tak sobie myślę… mógłbym zostać piratem. Pożeglować w sieci po… zyski. Chyba jednak nie. Bałbym się. To nie jest uczciwe. Chociaż liczna rzesza, korzystających z tego typu witryn Polaków jest odmiennego zdania.