Ekspert: Wszystko wszystkim zabronić? Nie tędy droga!
Czy warto otworzyć siłownie w pandemii? Czy decydując o ich zamknięciu posłużono się nie tymi badaniami, co trzeba? Ile kosztuje tak naprawdę nas i państwo zamrożenie aktywności fizycznej obywateli. Gościem wywiadu gospodarczego jest dr hab. med. Ernest Kuchar, specjalista chorób zakaźnych i medycyny sportowej
Trzeba było dużo pracy, żeby polskie społeczeństwo polubiło aktywne spędzanie czasu. Według danych z 2019 roku, dwie trzecie Polaków powyżej piętnastego roku życia co najmniej raz w miesiącu korzystało z zajęć sportowych, a 19 procent deklarowało taką aktywność pięć razy w tygodniu. To przynosi efekty także ekonomiczne – zdrowsze społeczeństwo, to mniej chorujące społeczeństwo, a wiec mniej obciążające budżet państwa. Jednak, jeśli tak dalej pójdzie, lockdown cofnie ten pozytywny proces. Konsekwencje tego także będą ekonomiczne.
Kiedy mówimy o kosztach pandemii ponoszonych przez gospodarkę, szacujemy przede wszystkim wymierne straty firm, związane z lockdownem. To jednak bardzo niepełny obraz. Zamknięcie przez władze obiektów sportowych spowodowało obniżenie aktywności fizycznej Polaków, za które przez kolejne lata będziemy płacić wszyscy. A kwotowo koszty idą w miliardy złotych.
Zdanych przygotowanych dla Ministerstwa Sportu przez Instytut Badań Strukturalnych wynika, że roczne koszty braku aktywności fizycznej, czyli przewlekłego niedoboru ruchu Polaków zamykają się kwotą, bagatela, 7 mld zł, z czego 6 mld przypada na koszty absencji pracowników, spowodowanej chorobami ich i bliskich. Gdyby co drugi nieaktywny Polak zaczął ćwiczyć, oznaczałoby to 3 mld oszczędności dla firm i blisko pół miliarda dla publicznej służby zdrowia. szacunki te nie obejmują idących w miliardy kosztów leczenia chorób cywilizacyjnych, takich jak otyłość, cukrzyca czy nadciśnienie tętnicze, które w zdecydowanej większości ponosi budżet państwa, a których występowanie i przebieg są ściśle powiązane z przewlekłym niedoborem ruchu, czyli zbyt małą aktywnością fizyczną.
Społeczeństwa krajów uprzemysłowionych, do których Polska się zalicza, cierpią na coś, co określamy przewlekły niedobór ruchu. Mamy różne objawy, które wynikają z tego, że się nie ruszamy. Klasycznym przykładem są choroby cywilizacyjne: miażdżyca, nadciśnienie, otyłość, zaburzenia nastrojów, problemy ze snem. To wszystko w dużej mierze wynika z powszechnego niedobory ruchu – wyjaśnia dr hab. med. Ernest Kuchar, specjalista chorób zakaźnych i medycyny sportowej. – Przestaliśmy się ruszać, bo praca zmieniła charakter. Nawet praca fizyczna jest realizowana przy użyciu maszyn. Operator walca, czy innych maszyn, może i jest pracownikiem fizycznym, ale tak naprawdę ruchu ma bardzo mało. (…) Przestaliśmy się ruszać, a pandemia jeszcze dodatkowo w dużej mierze się do tego przyczyniła – dodaje.
Wiele osób uważa, że rząd zamknął siłownie i kluby fitness niesłusznie. Sprawa rozbiła się o amerykańskie badania, które zdaniem wielu ekspertów są nieadekwatne do polskiej i europejskiej rzeczywistości.
W renomowanym czasopiśmie Nature ukazały się badania amerykańskie, które badały gdzie gromadzą się telefony komórkowe. Okazało się, że w USA wiele osób gromadziło się w restauracjach i w siłowniach. Wyciągnięto wniosek, że skoro tam ludzie się gromadzą, to tam się zarażają. Tymczasem eksperci wskazują, że to nieprawda, wskazują na przeczące takim tezom badania europejskie i zaznaczają, że zwłaszcza w Polsce siłownie są na znacznie wyższym poziomie niż w USA.
Tam są stare, ciasne, niewentylowane pomieszczenia i trudno je porównać z tym, co jest w Polsce – wskazuje dr Kuchar. - Badania norweskie, które przeprowadzono w sposób bardzo wiarygodny, stwierdziły, że na 4 tysiące osób, które kontrolowano przez 3 tygodnie, zaraziła się tylko jedna osoba i to wcale nie w czasie aktywności sportowej na siłowni, tylko po prostu w pracy – dodaje. – Mam wrażenie, że w Polsce decyzje podejmowane są jednostronnie. Wszystko wszystkim zabrońmy. Natomiast to jest bardzo duże uproszczernie. Jeżeli nie bierzemy pod uwagę analizy korzyści w stosunku do ryzyka, to popełniamy błąd, bo najprościej wszystko zabronić, ale proszę zwrócić uwagę, że społeczeństwo jest tymi zakazami już zmęczone.
W Wielkiej Brytanii siłownie i kluby fitness zaliczono do tzw. infrastruktury niezbędnej, przyjmując, że ruch jest dla człowieka tak samo niezbędny, jak pożywienie. W ślad za tym (co prawda na krótko, bo zaraz wprowadzono obostrzenia z powodu zmutowanego koronawirusa) kluby fitness na Wyspach otwarto w pierwszym etapie znoszenia restrykcji. W Polsce planuje się je otwierać na szarym końcu, razem z teatrami czy klubami nocnymi.
Czy kluby, siłownie i baseny rzeczywiście są miejscami zagrożonymi rozprzestrzeniania się wirusa? Czy taki wyznacznik w ogóle istnieje? Czy zamknięcie obiektów sportowych nawet na kilka tygodni może znacznie wpłynąć na stan zdrowia społecznego, szczególnie w czasie pandemii (a więc okresu, gdzie powinniśmy dbać szczególnie o wzmocnienie naszej odporności). Czy siłownie i kluby fitness powinny być otwarte i kiedy?
Zobacz cały wywiad Gospodarczy:
CZYTAJ TEŻ: [Tylko połowa Polaków chce się zaszczepić]((https://wgospodarce.pl/informacje/91096-tylko-polowa-polakow-chce-sie-zaszczepic)
CZYTAJ TEŻ: Skąd ciężki przebieg COVID-19? Wirus atakuje i zakaża mózg!
CZYTAJ TEŻ: [Nowe mapy! Sprawdź sytuację epidemiologiczną w kraju LIVE] (https://wgospodarce.pl/informacje/91102-nowe-mapy-sprawdz-sytuacje-epidemiologiczna-w-kraju-live)