Rynek obligacji: Defaulty oswojone
Odsetek niewykupionych obligacji na Catalyst nie odstaje znacząco w porównaniu do rynków rozwiniętych, natomiast różni się strukturą. Zbyt łatwo dochodzi w Polsce do fraudów, które zbyt rzadko są karane.
Oczywiście, aby porównać jabłka z gruszkami, trzeba pewnych uproszczeń. CNBC podał w tym tygodniu, że odsetek defaultów obligacji o ratingu poniżej oceny inwestycyjnej wyniósł 3,8 proc. W Polsce niewiele firm ma rating, a jeszcze mniej uzyskało oceny inwestycyjne (od BBB- w górę), dlatego w pewnym uproszczeniu można porównać ten wynik z odsetkiem 3,1 proc. niewykupionych papierów na Catalyst przez ostatnich 12 miesięcy (na taki wynik wskazuje Indeks Default Rate opracowany przez Obligacje.pl). Statystyka zadaje więc kłam teoriom, jakoby inwestowanie w obligacje firm wiązało się w Polsce z ponadnormatywnie wysokim ryzykiem, choć oczywiście to tylko statystyka. Inwestorzy, którzy dali się skusić na papiery Ganta, e-Kancelarii czy PCZ mają na ten temat zapewne przeciwne zdanie.
Nie bez racji. Odsetek niewykupionych emisji o wartości do 10 mln zł wyniósł w I kwartale (w ujęciu 12-miesięcy) 22,9 proc. Co czwarta złotówka nie wróciła do inwestorów i ta statystyka raczej odstrasza od rynku niż zachęca do inwestowania. Jednak jak podaje serwis bonds.about.com, odsetek defaultów wśród obligacji, którym nadano rating na poziomie CCC i poniżej sięga 26,85 proc. Znów upraszczając sprawę – emisje do 10 mln zł w większości kwalifikowałyby się zapewne do oceny CCC lub poniżej tego poziomu. Różnica w porównaniu do rynków rozwiniętych nie ogranicza się do samego faktu istnienia ocen ratingowych w każdej notowanej serii obligacji (brak ocen ratingowych to wciąż zaciągnięty hamulec ręczny w rozwoju Catalyst), ale przede wszystkim w charakterze samych defaultów. O ile na świecie bankrutują firmy, które ponoszą ryzyko biznesowe związane obecnie z notowaniami surowców, o tyle w Polsce są to zwykle ordynarne defraudacje, które nie tylko nie są karane, ale znajdują wręcz naśladowców, o czym niestety wkrótce przekonamy się po raz kolejny.
Mimo to, kiedy zna się już statystyki, wróg wydaje się bardziej oswojony. Trzymając się firm o porządnym standingu (a przecież wciąż poniżej ratingu inwestycyjnego) ryzyko zanotowania defaultu we własnym portfelu spada 10-krotnie, a w przypadku firm z oceną powyżej A- niemal do zera. Dobrze się więc składa, że rynek publicznych emisji obligacji opartych na prospektach emisyjnych w Polsce rozkwita. Trwają zapisy na obligacje Ghelamco (4,0 pkt proc. ponad WIBOR6M; 50 mln zł), we wtorek rusza emisja Bestu (50 mln zł; 3,5 pkt proc. ponad WIBOR3M), na dniach zapisy zbierać będzie PCC Rokita (5 proc.; 25 mln zł) – trzy firmy, które od lat są wizytówką detalicznej części Catalyst.
W porównaniu do lat 2012-13 wyraźnie spadło ryzyko dla posiadaczy obligacji deweloperów. Mieszkaniowa hossa została wykorzystana do obniżenia lewarowania. Dla trzynastu deweloperów mieszkaniowych, którzy opublikowali raporty roczne, a są notowani na detalicznej części Catalyst, dług netto w relacji do kapitału własnego obniżył się z 0,59 do 0,43 (średnia), zaś saldo gotówki przyrosło o 51 proc., do 1,3 mld zł. A przecież mieszkaniowa hossa trwała w najlepsze także i w I kwartale.
Niespodziewany zwrot sytuacji wlał nową nadzieję w serca obligatariuszy Kerdosu, za którego restrukturyzację wzięła się – na razie bez oficjalnego potwierdzenia i tytułu – Monika Nowakowska, której udało się postawić na nogi Miraculum. Doświadczenie i efekty synergii mogą dać efekty, choć oczywiście droga do sukcesu jest daleka i warunkowana uzyskaniem finansowania.