Analizy

Złoty zyskuje do dolara i szwajcarskiego franka

źródło: Marcin Kiepas niezależny analityk

  • Opublikowano: 4 stycznia 2017, 10:48

  • 1
  • Powiększ tekst

W środę notowania euro i funta pozostają stabilne, podczas gdy tanieje dolar i szwajcarski frank. Na większe spadki kursów głównych walut przyjdzie nam zaczekać do drugiej połowy miesiąca.

Wzrost notowań EUR/USD oraz utrzymujące się dobre nastroje na rynkach globalnych pozostają głównym wyznacznikiem zmian na krajowym rynku walutowym. W środę złoty pozostaje stabilny w relacji do euro i brytyjskiego funta, po tym jak wczoraj zyskał on do obu tych walut. Jednocześnie umacnia się on do dolara i szwajcarskiego franka. O godzinie 11:28 kurs EUR/PLN testował poziom 4,3857 zł, USD/PLN 4,2027 zł, CHF/PLN 4,0968 zł, a GBP/PLN 5,1590 zł.

W kolejnych godzinach układ sił na polskich parach nie powinien ulec już większym zmianom. Przede wszystkim dlatego, że brakować będzie potencjalnych impulsów mogących takie zmiany wymusić. Wprawdzie wieczorem zostanie opublikowany protokół z ostatniego posiedzenia amerykańskiej Rezerwy Federalnej (Fed). Tyle tylko, że będzie to protokół z grudniowego posiedzenia, które przyniosło podwyżkę stóp procentowych w USA i któremu towarzyszyła publikacja najnowszych projekcji makroekonomicznych i stóp procentowych, a także konferencja prasowa Janet Yellen. Stąd też dziś trudno oczekiwać jakiś niespodzianek w protokole.

Kolejna seria dobrych danych makroekonomicznych napłynęła dziś z europejskiej gospodarki. Kondycja sektora usług obrazowana zmianami indeksów PMI dla najważniejszych gospodarek była w grudniu lepsza od oczekiwań (aczkolwiek nieznacznie gorsza niż w listopadzie), a indeks zaufania gospodarstw domowych we Francji wzrósł do najwyższego poziomu od ponad 9 lat. To przyspieszenie idzie w parze z rosnącą inflacją. W grudniu, jak wynika z opublikowanych dziś wstępnych szacunków, inflacja HICP w strefie euro wzrosła do 1,1% w relacji rok do roku (prognoza: 1% R/R) z 0,6% w listopadzie, a we Włoszech inflacja CPI do 0,5% R/R (prognoza: 0,4% R/R) z 0,1%. To koreluje z wtorkowym raportem z Niemiec, gdzie inflacja podskoczyła w grudniu aż do 1,7% R/R z 0,8%, znacznie przekraczając rynkowe prognozy (1,5% R/R).

Wzrost inflacji w Europie, co również obserwujemy w Polsce, niewątpliwie potwierdza ożywienie gospodarcze sygnalizowane przez inne dane makroekonomiczne, ale też przybliża moment wyjścia z ultraluźnej polityki monetarnej prowadzonej przez Europejski Bank Centralny (ECB). Przypomnijmy, ECB począwszy od kwietnia ograniczy skalę miesięcznie kupowanych obligacji (QE), aczkolwiek wciąż będzie kontynuował ten program przynajmniej do końca 2017 roku. Ożywienie gospodarcze i skok inflacji jednak będzie wzmagać głosy, żeby program ten ograniczyć w jeszcze większej skali. Zresztą już takie głosy się pojawiają. Wczoraj szef wpływowego monachijskiego instytutu Ifo, w reakcji na silny skok inflacji w Niemczech powiedział, że program QE należy zakończyć w kwietniu.

Z punktu widzenia rynku walutowego potencjalna zmiana oczekiwań co do polityki ECB ma niebagatelne znaczenie. Ograniczenie programu QE wzmocniłoby wspólną walutę. Z punktu widzenia złotego, który był jednym z beneficjentów tego programu, każde jego ograniczenie zmniejszałoby popyt na polską walutę.

Początek roku przynosi lekką poprawę sentymentu do złotego. Stoją za tym zarówno lepsze nastroje na rynkach globalnych, jak i dane sugerujące poprawę kondycji polskiej gospodarki (inflacja, PMI). Jednak na większe umocnienie złotego możemy zaczekać aż do 13 stycznia, gdy agencje Fitch i Moody's opublikują przegląd ratingu Polski. To w krótkim terminie jedyny poważny czynnik ryzyka. Zakładam, że na koniec stycznia notowania EUR/PLN spadną do 4,35 zł, a CHF/PLN do 4,04 zł. Jednocześnie kurs USD/PLN wzrośnie w ślad za drożejącym dolarem na świecie do 4,26 zł.

W długim terminie niezmiennie podstawowym ryzykiem dla złotego pozostaje fakt, że drogi dolar, rosnące rentowności obligacji i potencjalne powolne odchodzenie czołowych banków centralnych od ultra luźnej polityki monetarnej doprowadzi do masowej ucieczki inwestorów z rynków wschodzących, a w konsekwencji do kryzysu zadłużenia.

Marcin Kiepas niezależny analityk

Powiązane tematy

Komentarze