Trump, May, Yellen – tydzień nazwisk
Donald Trump nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Do niedawna można było mieć wątpliwości, bo ostatecznie był to tylko (i aż) prezydent elekt. Ale teraz Trump został zaprzysiężony.
W tym tygodniu Trumpa uznano za czynnik obniżający wartość dolara – a to dlatego, że wypowiedział się krytycznie o pozycji gospodarki amerykańskiej w relacji do chińskiej. Innymi słowy, jego zdaniem USA przegrywa z Chinami m.in. z powodu zbyt mocnego dolara. Zatem dolar stracił, ale wkrótce potem trochę odzyskał, albowiem sama pani prezes Fed – Janet Yellen – dodała mu animuszu, prezentując jastrzębie przemówienie dla Commonwealth Club w San Francisco. Było to w środę. Wystąpienie, jak na bankiera centralnego (bankierkę?) było nawet zjadliwe pod względem stylu, tzn. względnie proste.
Następnego dnia naszego czasu Yellen przedstawiła jednak inną wypowiedź, znacznie bardziej zawiłą pod względem języka. Tym razem zabrzmiała relatywnie gołębio, podkreślając, że istnieją pewne zagrożenia dla gospodarki, a o ścieżce podwyżek stóp nie da się nic konkretnego powiedzieć, bo oczywiście wszystko zależy od danych.
Dziś zaprzysiężono Trumpa, a jego wypowiedzi z tym związane były – jak to się mówi w medialnym mainstreamie – populistyczne. Odwoływał się do tożsamościowych, prawicowych (albo prawicujących) sentymentów, głosząc hasła protekcjonistyczne, a po części może i pro-rynkowe.
Eurodolar jednak nie spadł, dolar nie zyskał. Świeca dzienna, choć ma długi knot dolny, to jednak koniec końców rysuje się jako biała, wzrostowa, a knot górny jest minimalny. Generalny trend na eurodolarze ma charakter wzrostowy. Do niedawna można było sądzić, że to, co widzimy od 3 stycznia, to jedynie korekta w obrębie generalnej tendencji zwyżkowej (biegnącej np. przez maksima z 4 listopada i 8 grudnia), ale tamtą linię już rozbito. Mamy inne czasy, choć oczywiście trzeba pamiętać o oporze w rejonie ok. 1,0860-80. A może nawet o 'okrągłej ósemce'.
Theresa May, premier Wielkiej Brytanii, zadziałała na korzyść funta, mimo że jej wypowiedzi były poniekąd eurosceptyczne. Może i były (mówiąc kolokwialnie), ale z drugiej strony dała do zrozumienia, że proces wychodzenia z UE ma być ok. dwuletni i pod kontrolą, jak również, że jej kraj będzie chciał utrzymać kontakt ze wspólnym rynkiem, choć nie jako jego członek. 16 stycznia na EUR/GBP notowano 0,8850 w roli szczytu, zaś wczoraj byliśmy niemal przy 0,86, a dziś tylko trochę wyżej. Na USD/GBP mamy 0,81, ale w początkach tygodnia było 0,8340.
Na złotym
USD/PLN mimo wszelkich dziwnych wahań schodzi na południe. W tym tygodniu był chwilami nawet przy 4,0685 – 4,07. Teraz, gdy piszemy te słowa, jest ok. 1,5 grosza wyżej (czy nawet 2 grosze wyżej, w końcu sytuacja zmienia się co sekundę) – niemniej znów schodzi poniżej magicznej 'dziesiątki'. Można mieć jakąś nadzieję, że pójdzie bardziej na południe, kto wie, czy nie do 4 zł – o ile oczywiście na eurodolarze wygenerowany zostanie skok do 1,0870.
Wczoraj zresztą mieliśmy dobre dane z polskiej gospodarki. Produkcja przemysłowa w Polsce w grudniu spadła co prawa o 4,3 proc. m/m, ale obawiano się ruchu o 4,6 proc. W skali rocznej doszło do wzrostu o 2,3 proc., zakładano tymczasem 1,8 proc. Produkcja budowlano-montażowa wypadła wręcz rewelacyjnie – co prawda spadła o 8 proc. r/r, ale nie o 13,3 proc., co było w przewidywaniach. Sprzedaż detaliczna zwyżkowała o 6,4 proc. r/r (zakładano 6,1 proc.).
Na EUR/PLN mamy 4,3650 – stan jest cały czas konsolidacyjny. Mocne wsparcie to 4,35, zaś nieco wyżej mamy 4,3570. Wyżej jako opór występuje mniej więcej 4,39.
Na GBP/PLN doszło w dniu 16 stycznia do osiągnięcia minimum na 4,9465 – ale potem wykres zwyżkował, złoty stracił, pani May zrobiła swoje. Obecnie mamy 5,0460.