Analizy

Rynek walutowy: w szerokiej konsolidacji

Tomasz Witczak, FMC Management

  • Opublikowano: 21 października 2017, 22:00

  • 0
  • Powiększ tekst

Na wykresie głównej pary

W sierpniu na wykresie głównej pary walutowej zaczęła się formować szeroka konsolidacja: dolne ograniczenie to ok. 1,1670, górne to ok. 1,21. Pomiędzy tymi skrajnościami jest też rejon 1,1850 – 1,19 (mniej więcej). Poniżej tego obszaru mamy pierwszą kondygnację trwającego trendu bocznego, parter: i na tym parterze jesteśmy od ostatnich dni września.

Notowania poruszały się w dużej mierze w rytm tego, jak zmieniały się oczekiwania inwestorów co do dalszej polityki monetarnej Rezerwy Federalnej i ewentualnie EBC. Mieliśmy niedawno okres – np. po słabych wrześniowych payrollsach (danych z rynku pracy USA) – w którym wiara w dolara trochę przygasła. Notowano podejścia w okolice 1,1880 – potem był powrót wykresu na niższe poziomy, acz tylko do 1,1730.

Zapiski z ostatniego posiedzenia FOMC sugerują jednak, że w grudniu Fed dokona podwyżki stóp – mimo iż np. sama Janet Yellen przyznaje, iż inflacja jest na rozczarowujących poziomach. Są też mocniejsze głosy gołębie w gremium amerykańskich decydentów monetarnych, vide np. Kaplan czy Kashkari. Tym niemniej np. pocieszający dla graczy był fakt, iż Izba Reprezentantów zatwierdziła projekt budżetu na rok 2018.

Może jednak być i tak, że rynek wyceni grudniową podwyżkę, ta zaś faktycznie się dokona, ale tenże rynek zacznie mieć wątpliwości co do dalszej polityki. W tym kontekście ciekawy jest wątek EBC: z jednej strony Mario Draghi nadal rzuca hasła o konieczności stymulacji monetarnej i sugeruje zbyt dużą moc euro, z drugiej jednak EBC będzie musiał w styczniu ograniczyć program QE, a to choćby z powodów proceduralnych.

Na razie tkwimy na owym opisanym wcześniej parterze konsolidacji. Zakres możliwych wahań jest dość szeroki, zwłaszcza jeśli doliczyć piętro sięgające 1,21. Oba banki centralne rządzące tą parą są w jakimś sensie jastrzębie, przynajmniej na tle lat ubiegłych.

Na złotym

Jak pamiętamy, w maju 2017 euro-złoty zakreślił minima przy 4,1515, po czym zaczął się formować trend wzrostowy. Potwierdzeniem tej tendencji okazały się np. dołki z lipca i września. Linia ta jednak została w ostatnim czasie rozbita: stało się to wtedy, gdy rynek zaczął przeceniać dolara. Oczywiście euro-złoty nie jest bezpośrednio powiązany z walutą USA, ale chodziło o to, że jeśli w Stanach Fed miałby opóźnić zacieśnianie polityki (np. z powodu słabych payrollsów), to w naturalny sposób daje to pole do popisu walutom rynków takich jak nasz. Nawet w relacji do euro.

Po kilku dniach intensywnego umocnienia proces przyhamował i krążymy z grubsza w rejonie 4,22 – 4,2450, jak pokazał miniony tydzień. Sytuacja gospodarcza w Polsce jest dobra, ale niektóre dane z zakończonego właśnie tygodnia były relatywnie słabe, np. poniżej prognoz wypadły wynagrodzenia, zatrudnienie i produkcja przemysłowa. A zatem rynkiem nie wstrząsnęło już to, że agencja S&P nie obniżyła nam ratingu… Cóż, to nie jest sukces: moglibyśmy oczekiwać raczej jego podwyższenia. A ten po prostu nie został zmieniony. Agencja wyliczyła zresztą mankamenty naszego kraju, jak np. problem z rosnącą liczbą emerytów, niepewność w kwestii inwestycji prywatnych etc.

USD/PLN dziś i wczoraj zaliczał dołki przy 3,57, opór można lokować w rejonie 3,60 – 3,6070. Od dobrych paru dni tkwimy w konsolidacji, acz dziś widać było próbę jej przebijania (i wczoraj też). Złoty pozostaje dość silny, choć oczywiście klarowny trend spadkowy pary, wszczęty w grudniu 2016 przy 4,28 – wytracił impet i od sierpnia ma raczej charakter szerokiej, niejasnej konsolidacji od 3,51 do 3,70.

Tomasz Witczak, FMC Management

Powiązane tematy

Komentarze