TYLKO U NAS
O inflacji z odległej i bliskiej perspektywy czasowej
Jednym z najczęściej spotykanych przejawów rozregulowania gospodarki są mniej lub bardziej gwałtowne ruchy cen: deflacja bądź inflacja. Deflacją mało kto się przejmuje, natomiast inflacja od dawien dawna budziła i budzi powszechne zainteresowanie, bo „jest nie tylko zjawiskiem ekonomicznym, ale także problemem etycznym” – pisze prof. Grażyna Ancyparowicz, ekonomistka, GWSH, Rada ds. Społecznych przy Prezydencie RP na łamach rocznika „Polski Kompas 2023”.
Siła pieniądza wiąże się ściśle z potęgą ludzkiej wyobraźni, pogoń za pieniądzem jest tym, co wyróżnia „homo œconomicusa” spośród innych stworzeń, toteż – jak zauważył Stefan Kisielewski – choć pieniądze szczęścia nie dają, to każdy chciałby sprawdzić to osobiście.
„Nasza wrodzona chęć działania jest siłą napędową gospodarki – pisał w 1921 r. John Maynard Keynes. – Staramy się dokonywać racjonalnych wyborów, ale często ulegamy zachciankom, sentymentom i przypadkowi, a to powoduje, że rezultaty naszych działań bywają dalekie od oczekiwań” . Pojawiają się więc różnego typu szoki, kryzysy gospodarcze, wyzwania rozwojowe zaburzające makro- i mikroekonomiczną równowagę. Jednym z najczęściej spotykanych przejawów rozregulowania gospodarki są mniej lub bardziej gwałtowne ruchy cen: deflacja bądź inflacja. Deflacją mało kto się przejmuje, natomiast inflacja od dawien dawna budziła i budzi powszechne zainteresowanie, bo „jest nie tylko zjawiskiem ekonomicznym, ale także problemem etycznym”.
Inflacja w epoce pieniądza kruszcowego
Arystoteles i inni starożytni mędrcy, jak również czerpiący pełnymi garściami z ich dorobku scholastycy i Doktorzy Kościoła mieli niechętny (żeby nie powiedzieć wrogi) stosunek do obrotu pieniądzem. Sobory laterańskie: drugi (1139), trzeci (1179) i czwarty (1215) zakazywały lichwy (czyli pobierania odsetek od kapitału) pod groźbą ekskomuniki. Jeszcze bardziej rygorystycznie podszedł do tej kwestii sobór wienneński (1311–1312), traktując jak heretyków tych, którzy „śmialiby z uporem twierdzić, że uprawianie lichwy nie jest grzechem”. Obowiązujące przez wieki drakońskie prawo kanoniczne w kwestii czerpania zysków z obrotu pieniądzem miało negatywny wpływ na morale stron kontraktu pożyczkowego. Uciekano się do krętactwa, omijania ducha prawa przy zachowaniu jego litery. Takie niecne praktyki piętnował jeden z największych filozofów średniowiecza św. Tomasz z Akwinu (1224/5–1274): „Brać lichwę za pożyczone pieniądze jest samo przez się grzechem, gdyż sprzedaje się to, czego się nie ma, a to jest oczywistym naruszeniem równości, na której polega sprawiedliwość”. Akwinata, potępiając lichwę, dopuszczał jednak w określonych przypadkach gratyfikację finansową dla pożyczkodawcy, traktując – zgodnie z pojęciem „ceny sprawiedliwej” – procent od kapitału pożyczkowego jako wynagrodzenie kredytodawcy za rezygnację z zaspokojenia jego własnych potrzeb. Było to ważne stwierdzenie, bo rozciągnięcie koncepcji ceny sprawiedliwej na sferę finansów pozwalało klasztorom i opactwom czerpać korzyści z wyderkafu (dzierżawy dochodów z nieruchomości). Ta znana od XIII w. forma długoterminowego kredytu w 1425 r. oficjalnie zyskała aprobatę papieża Marcin V, który orzekł, że to „zwyczaj rozsądny, ogólnie uznany i pożyteczny”.
Nieprzejednane wcześniej stanowisko Kościoła w kwestii lichwy (zwłaszcza w kontraktach krótkoterminowych) złagodził piąty sobór laterański (1512–1517), zwołany w czasie, gdy polityczną rolę katolicyzmu osłabiła reformacja. Od tego czasu kapitał pożyczkowy stał się siłą, która konsekwentnie przejmowała kontrolę nad gospodarką całych narodów, zaś pod patronatem Kościoła zaczęły powstawać góry miłosierdzia i banki pobożne stanowiące wczesną formę spółdzielczości finansowej. Obok lichwy średniowiecznych filozofów nurtował problem drożyzny; badacze tego zjawiska przypisywali je rosnącej liczbie cyrkulujących monet. Jednym z najbardziej dociekliwych był Mikołaj z Oresme (1320–1382), autor „Tractatus de origine, natura, iure et mutationibus monetarum”. Dwa wieki później – niezależnie od siebie – Mikołaj Kopernik i Thomas Gresham doszli do wniosku, że ceny rosną nie dlatego, że jest więcej monet w obiegu, ale dlatego, że nowe monety (przy zachowaniu nominału) są bite z gorszej jakości stopu i mają mniejszą wagę. Na tej podstawie sformułowali prawo wypierania z rynku pełnowartościowych monet przez monety o niższej zawartości czystego kruszcu i apelowali o zaniechanie tego procederu. W memoriałach z lat 1517–1521 Kopernik dowodził, że „psucie” pieniądza szkodzi gospodarce: nikt rozsądny nie chce sprzedawać towaru za „spodlone” pieniądze, toteż „dobry” pieniądz prowadzi do ogólnego dobrobytu, „zły” – do zastoju i ubóstwa. W podobnym tonie wypowiadał się kilkadziesiąt lat później florencki patrycjusz Bernardo Davanzati; w swym najbardziej znanym dziele „Lezione delle monete” (1582) streścił historię pieniądza, wyjaśnił jego rolę jako środka cyrkulacji, ganiąc zachłanność władców, którzy szukają lada wymówki, żeby bić pieniądz z wątpliwej jakości stopów.
W epoce wielkich odkryć geograficznych nie tylko „psucie” monety destabilizowało rynki pieniężne, ale także napływ do Europy złota zrabowanego rdzennym mieszkańcom Nowego Świata. Ówcześni intelektualiści głowili się, dlaczego utrzymująca się od wprowadzenia złotego florena we Florencji (1252) i złotego dukata w Wenecji (1284) względnie stabilna relacja wymienna złota do srebra w wieku XVI tajemniczo zmieniła się na korzyść srebra. Kwestię tę na gruncie ilościowej teorii pieniądza wyjaśnił w 1568 r. Jean Boduin w pracy „Responsio ad paradoxa Malestretti”, w której wykazał, że przyczyną zaburzeń w systemie bimetali była tezauryzacja srebra, którego zasoby rosły znacznie wolniej niż złota. Sto siedemdziesiąt lat później ukazał się pamflet, który zapoczątkował trwający do dziś dyskurs pomiędzy monetarystami a zwolennikami innych szkół ekonomicznych: spór dotyczy definicji wartości jako kategorii ekonomicznej i sposobu, w jaki wpływa ona na relacje cen i siłę nabywczą pieniądza.
Inflacja – skutek niekontrolowanej emisji banknotów
„Kto ma pieniądze, ten ma wszytko w ręku: jego władza, jego są prawa i urzędy”, toteż gdy monarcha chce napełnić skarbiec, zawsze znajduje się ktoś usłużny, kto podpowie, jak to uczynić. Spektakularnym przykładem takich działań były francuskie eksperymenty finansowe przeprowadzone za panowania Ludwika XIV, który – nie licząc się z groszem – słynął z umiłowania przepychu i wojen. „Jeśli nadintendent finansów podwaja dochody, to Ludwik potraja wydatki”, więc aby sprostać żądaniom Króla-Słońce, a tradycyjne metody zawiodły, zdecydowano się – nie nakładając podatków – inną drogą pozyskać od poddanych zasoby kruszcu. Deponenci szlachetnych metali otrzymywali z mennicy królewskiej dokument potwierdzający lokatę, wycenioną według dawnej wartości luidorów i talarów, wyższą od wartości nowo emitowanych monet. Chętnych do wzbogacenia się nie brakowało, toteż w latach 1701–1706 trzykrotnie przeprowadzono podobne transakcje, nie zważając, że zasoby mennicy są niewspółmierne małe w stosunku do zobowiązań. Gdy wreszcie się okazało, że roszczenia wierzycieli nie mogą być zaspokojone, zaczęto sukcesywnie wymieniać bezwartościowe asygnaty na skrypty dłużne lub renty, resztę zobowiązań uregulowano w pieniądzu kruszcowym w 1712 r., po tym jak napłynął transport szlachetnych metali z Peru.
Po śmierci rozrzutnego Ludwika XIV sytuacja gospodarcza Francji była fatalna; skarbiec obciążały dwa miliardy liwrów długu, w gospodarce panował zastój, narastało napięcie polityczne i społeczne. W tych okolicznościach regent Francji – Filip Orleański – skorzystał z pomysłu Johna Lawa, który w swoich licznych traktatach (ignorowanych przez innych władców) twierdził, że dla zapewnienia płynności finansowej wystarczy 10-procentowa rezerwa kruszców, zaś lukratywne projekty inwestycyjne można realizować, pozyskując kapitał przez giełdę. Powołano w tym celu państwowy bank emisyjny i otwarto giełdę papierów wartościowych, nadając całemu przedsięwzięciu odpowiednią oprawę marketingową. Istotnie, zgodnie z przewidywaniami Lawa wpompowanie wielkiej ilości fiducjarnego pieniądza chwilowo ożywiło francuską gospodarkę, ale – czego nie przewidział – transakcje giełdowe finansowane szybko rosnącym kredytem (i kreacją pieniądza papierowego) nakręciły spiralę inflacyjną; po czterech latach ceny rosły w zawrotnym tempie po 23 proc. miesięcznie. Zapanował chaos, który próbowano – bezskutecznie – powstrzymać metodami nakazowymi; w połowie 1720 r. system monetarny Lawa ostatecznie się załamał wywołując kryzys gospodarczy nie tylko we Francji, lecz i w Holandii i na Wyspach Brytyjskich.
Krach systemu Lawa na kilka pokoleń podważył zaufanie Europejczyków do pieniądza emitowanego w systemie rezerwy cząstkowej. „Nie istnieje żaden powód, by używać fałszywych [to jest papierowych – przyp. aut.] pieniędzy, których nie przyjmą obcokrajowcy jako zapłaty i których wartość spadnie do zera w przypadku jakiegokolwiek większego niepokoju w państwie. Próba sztucznego zwiększenia podaży kredytu fiducjarnego spowodowałaby, że podaż pieniądza wzrosłaby ponad swoje naturalne proporcje w stosunku do pracy oraz towarów, zwiększając jedynie ich ceny” – pisał Dawid Hume (1711– 1776)5 . Ten wielki filozof doby oświecenia mylił się, katastrofę finansową wywołała nie tyle sama emisja banknotów, ile finansowanie zobowiązań niezabezpieczonym kredytem, który był niczym innym, jak handlem powietrzem. Gigantyczna bańka spekulacyjna musiała kiedyś pęknąć, podobnie jak to się stało kilkadziesiąt lat wcześniej w ogarniętej tulipanomanią Holandii, dwa wieki później w Czarny Czwartek na giełdzie nowojorskiej czy całkiem niedawno, u progu XXI w., kiedy cały świat mierzył się ze skutkami kryzysu wywołanego toksycznymi transakcjami na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych („subprime”).
Pieniądze są niewinne. To my obarczamy je własnymi grzechami, demonizujemy i fetyszyzujemy” – warto zapamiętać tę maksymę6 . Wśród nielicznych, którzy potrafili bez negatywnych emocji analizować przyczyny zapaści finansowej systemu Lawa, był Richard Cantillon (1680– 1734), który dostrzegł, iż w określonych warunkach kreacja fiducjarnego pieniądza może posłużyć „rozszerzeniu działalności przedsiębiorców pod kątem klienta każdego typu” i dzięki temu staje się promotorem wzrostu gospodarczego. Z dzisiejszej perspektywy koncepcję Lawa można uznać za – wyprzedzającą swoją epokę, niestety nieudolną – próbę uruchomienia protokeynesowskiego mechanizmu kontroli cyklu koniunkturalnego.
Inflacja w wieku XX – następstwo globalnych kryzysów monetarnych
Drogą prób i błędów pod koniec XIX w. ukształtował się pierwszy ponadnarodowy system monetarny – Gold Exchange Standard (GES). System ten stwarzał poczucie pewności działania podmiotom gospodarczym, ułatwiał wymianę handlową, wyrównywanie bilansów i stosunki kredytowe. Okazał się jednak mało odporny na szoki; zawieszony w latach I wojny światowej i hiperinflacji, ostatecznie załamał się podczas Wielkiego Kryzysu (1929–1935), kiedy to: „narody dowiedziały się, że jednostka monetarna nie ma nic wspólnego z jednostkami miary czy wagi, które wynikają z podlegającej ścisłym prawom natury materii”. Nadal jednak więź pieniądza fiducjarnego ze złotem wydawała się kanonem wszelkiej polityki monetarnej, zatem także „condicio sine qua non” stabilnych cen. Następcą GES stał się, w pełni negocjowalny, kierowany przez rządy państw, system monetarny przyjęty w 1944 r. w Bretton Woods; jednym z celów tego systemu była kontrola inflacji przez utrzymanie kursów wymiany walut narodowych w jednoprocentowym przedziale wahań i regulowanie międzynarodowych zobowiązań finansowych w sztabach złota.
Teoretycznie waluty narodowe były oparte na parytecie złota, lecz praktyka doprowadziła do światowej dominacji dolara amerykańskiego, co zobowiązywało rząd Stanów Zjednoczonych do rozliczania transnarodowych wierzytelności w tym kruszcu. Wraz ze wzrostem wolumenu obrotów w handlu zagranicznym w miarę upływu czasu coraz bardziej narastało ryzyko niedoboru płynności w skali międzynarodowej, określane mianem dylematu Triffina: kreacja dolara rosła bowiem znacznie szybciej niż podaż złota, a bilans płatniczy USA zamykał się coraz wyższym deficytem. Ostateczny krach systemu sztabowo-dewizowego nastąpił na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX w., po szokach naftowych. Ustalony kurs 35 dolara za uncję złota stał się niemożliwy do obrony, nawet przy wsparciu Rezerwy Federalnej przez konsorcjum najpotężniejszych banków europejskich. W niedzielę 15 sierpnia 1971 r. prezydent Stanów Zjednoczonych Richard Nixon ogłosił zawieszenie wymienialności dolara na złoto, traktując tę decyzję jako tymczasową. Dopiero w 1976 r., gdy nikt już nie wierzył, że uda się przywrócić kruszcowy system walutowy, rozpoczęła się współczesna nam era pieniądza papierowego.
Odpowiedzialnością za kryzys monetarny i stagflację, które dotknęły gospodarkę światową, obarczono nie tylko polityków, lecz także akademickich zwolenników interwencjonizmu państwowego, w szczególności keynesistów. Popularność zdobyła – mało przedtem znana, choć istniejąca od lat trzydziestych XX w. – szkoła chicagowska, nawiązująca do leseferyzmu i dorobku szkół matematycznych. Pół wieku później jej polityczną i empiryczną inkarnacją były thatcheryzm oraz reganomika; szkoła chicagowska wywarła również przemożny wpływ na sposób myślenia polskich stypendystów Fulbrighta, którzy po 1989 r. przejęli stery gospodarki w naszym kraju.
Milton Friedman – prominentny przedstawiciel „Chicago Boys”, a zarazem twórca doktryny monetarystów – uważał, że „inflacja zawsze i wszędzie jest zjawiskiem pieniężnym”, w związku z czym dynamikę cen można skutecznie kontrolować, utrzymując tempo wzrostu agregatów pieniężnych M1 i M2 na poziomie nie wyższym niż 2–3 procent rocznie (nawiasem mówiąc, w tych granicach mieści się cel inflacyjny niemal wszystkich głównych banków centralnych). Monetaryzm abstrahował od tego, że – w przeciwieństwie do eleganckich i sofistycznych ujęć modelowych – w zaawansowanym technologicznie środowisku finansowym popyt na pieniądz zmienia się w czasie i przestrzeni, zatem stała stopa wzrostu jakiegokolwiek agregatu pieniężnego nie zapewnia automatycznie stabilności cen, a postulat, aby nie zważając na okoliczności, uparcie dążyć do celu inflacyjnego – jest szkodliwy dla realnej gospodarki. Friedman dostrzegł to dopiero u schyłku życia: „skupianie uwagi na ilości pieniądza nie przyniosło sukcesu. […] Nie jestem pewien, czy dziś zalecałbym tego rodzaju politykę z równym zapałem, z jakim czyniłem to dawniej”.
Nawis inflacyjny w Polsce – mity i rzeczywistość
Do końca lat osiemdziesiątych XX w. w Polsce Ludowej ceny ustalano administracyjnie i utrzymywano na niezmienionym poziomie przez wiele lat, a potem – w dużych odstępach czasu – skokowo korygowano w górę; wywoływało to nagły spadek poziomu życia, więc budziło ostry sprzeciw społeczny, czego konsekwencją były – niezbędne z punktu widzenia ówczesnych władz – przetasowania w aparacie partyjno-państwowym. W przeciwieństwie do tłumionych siłą protestów z lat 1956, 1970, 1976 i 1978 przebieg kryzysu politycznego, który zaczął się w sierpniu 1980 r., był pozornie łagodny i zakończony kompromisem. Strona rządowa, formalnie ustępując ekonomicznym postulatom strajkujących, w tym żądaniom podwyżek płac oraz indeksacji wynagrodzeń, zdołała chwilowo złagodzić napięcie społeczne i zyskała czas na rozprawę z „Solidarnością”. Jednak „waloryzacja płac równolegle do wzrostu cen i spadku wartości pieniądza” w nader złożonej sytuacji gospodarczej lat osiemdziesiątych, uniemożliwiającej zaspokojenie popytu na podstawowe dobra i usługi, coraz bardziej nakręcała tempo inflacji; po zniesieniu reglamentacji deficytowych towarów ceny dla konsumentów w grudniu 1989 r. były 2,5-krotnie wyższe niż rok wcześniej. Zjawisko to przypisano w całości „nawisowi inflacyjnemu”, czyli narastającym przez całą dekadę oszczędnościom ludności, w głównej mierze gromadzonym w dolarach amerykańskich i innych walutach obcych.
Likwidacji owego nawisu podjął się stypendysta Fulbrighta i wicepremier w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, Leszek Balcerowicz. Zgodnie z receptą monetarystów tłumił inflację, wykorzystując takie narzędzia polityki pieniężnej jak: mityczna (teoretycznie uznawana za byt rzeczywisty) „realnie dodatnia stopa procentowa” oraz utrzymywany w warunkach hiperinflacji sztywny kurs złotego wobec dolara (PZL/ USD). Instrumentem wspomagającym tak rozumiane porządkowanie rynku pieniężnego były: ujemna indeksacja płac, daleko posunięty fiskalizm, wystawienie bezradnych polskich producentów na otwartą konfrontację z potężnymi zagranicznymi koncernami. Po dwóch latach owej „szokowej terapii” ceny dóbr konsumpcyjnych wzrosły 11-krotnie, dochód narodowy obniżył niżył się o 23 proc., bezrobocie sięgało 20 proc., oszczędności gospodarstw domowych zostały praktycznie unicestwione10. Rezultaty te trudno uznać za sukces, lecz wśród neoliberałów, libertarian i kosmopolitów żywa pozostała legenda Balcerowicza jako niekwestionowanego autorytetu ekonomicznego. Pod wpływem tej legendy – niezależnie od różnic programowych i barw partyjnych – znalazły się niemal wszystkie gabinety w pierwszym ćwierćwieczu transformacji ustrojowej w Polsce. Zmiana priorytetów i metod rządzenia w kierunku budowy państwa opiekuńczego nastąpiła dopiero po wyborach 2015 r.
W ciągu minionych ośmiu lat – pomimo niesprzyjających uwarunkowań zewnętrznych i silnej opozycji wewnętrznej – polski PKB zwiększył się o 32 proc., zadłużenie sektora finansów publicznych w relacji do PKB spadło z 51,3 proc. do 49,3 proc., bezrobocie (BAEL) obniżyło się z 7,0 proc. do 2,9 proc., realne rozporządzalne dochody gospodarstw domowych wzrosły o 19,3 proc. Niemal całkowicie wyeliminowano ubóstwo wśród dzieci, poprawiono warunki bytowe osób starszych, niepełnosprawnych, niezaradnych życiowo, zmuszonych z różnych przyczyn do korzystania z pomocy społecznej. Polska gospodarka nie tylko szybko się rozwijała, lecz w latach 2020–2022 wykazała się większą odpornością na koronakryzys niż gospodarka światowa i unijna; w 2020 r. nasz PKB obniżył się tylko o 2 proc., podczas gdy światowy spadł o 3,1 proc., a Unii Europejskiej o 5,7 proc., (w tym w strefie euro aż o 6,1 proc.). W roku następnym wartość tego wskaźnika w Polsce wyniosła 6,9 proc. i była realnie wyższa o 1,4 proc. niż przed wybuchem pandemii, co oznacza, że z nawiązką odrobiliśmy straty. Wysokie tempo wzrostu naszej gospodarki wystąpiło również w 2022 r. pomimo wojny u wschodniej granicy, braku rekompensaty za wydatki na pomoc humanitarną dla Ukrainy, blokady należnych nam środków z programu „New Generation” czy strat naszych firm z tytułu sankcji gospodarczych nałożonych na reżim Putina i jego popleczników.
Na ten pozytywny obraz cień rzuca podwyższona inflacja. Polska, podobnie jak inne demokratyczne państwa, wydatkowała znaczne środki na pomoc przedsiębiorcom i gospodarstwom domowym, aby złagodzić skutki restrykcji sanitarnych wprowadzane w nadziei na spowolnienie rozprzestrzeniania się wirusa SARS-CoV-211. Wydatki na programy interwencyjne zwiększały dług publiczny, zatem – dla ograniczenia kosztów jego obsługi – po 11 marca 2020 r. (oficjalnym ogłoszeniu pandemii przez WHO) – polityka monetarna uległa wręcz natychmiastowemu rozluźnieniu. Działania makroostrożnościowe podjęte przez wszystkie główne banki centralne, w tym Narodowy Bank Polski, w reakcji na szok pandemiczny (skoncentrowane w miesiącach wiosennych i letnich 2020) miały na celu zapewnienie stabilności sektora finansowego, ale równocześnie: uwolnienie zakumulowanego w bankach kapitału w celu zwiększenia ich efektywnego popytu na rządowe papiery wartościowe oraz zwiększenie dostępności kredytu dla przedsiębiorstw i ludności przez – adresowaną do uczestników rynku międzybankowego – obniżkę stopy referencyjnej i innych głównych stóp NBP. Efekt tych działań – jak widać z przywołanych wyżej danych statystycznych dotyczących koniunktury – okazał się zadowalający i jesienią 2021 r. Rada Polityki Pieniężnej uznała, że można odejść od „luzowania ilościowego” w polityce pieniężnej na rzecz zwalczania podwyższonej inflacji. RPP nie mogła jednak przewidzieć, że obok szarży „szarych nosorożców” (czyli skutków zerwania globalnych łańcuchów wartości i lockdownów) pojawi się stado „czarnych łabędzi”, do których trzeba zaliczyć: głęboką destabilizację rynku gazu, wysoki wzrost światowych cen energii, żywności oraz innych surowców strategicznych. W tych okolicznościach przejściowa pełzająca inflacja zmieniła charakter na uporczywą, zaś po agresji putinowskiej Rosji na Ukrainę – 24 lutego 2022 r. – przyspieszyła, bo obok „koronainflacji” i „putinflacji” pojawił się ten czynnik: warunki sprzyjające realizacji nadzwyczajnie wysokiej marży zysku w sektorach o wysokim stopniu koncentracji (w tym m.in. w sektorze banków komercyjnych, sektorach paliwowym i energetycznym oraz w dużych przedsiębiorstwach handlowych – zwłaszcza w hurcie).
Biorąc pod uwagę ogólną poprawę sytuacji zdrowotnej (a w związku z tym oddalenie groźby spadku aktywności gospodarczej) oraz wyraźny powrót dobrej koniunktury, Narodowy Bank Polski – wyprzedzając Fed, EBC i kilka innych banków centralnych – zaostrzył politykę monetarną. W okresie od 6 października 2021 do 7 września 2022 r. RPP w cyklu jedenastu podwyżek podniosła stopę referencyjną NBP z 0,1 proc. do 6,75 proc., dokonując stosownych zmian także innych instrumentów polityki pieniężnej. Walka z inflacją była prowadzona ostrożnie, aby nie zaprzepaścić szans realizacji ambitnych programów rozwojowych i społecznych, które szybko skracają dystans dzielący nas od zamożniejszych mieszkańców Europy. Rozłożony w czasie cykl podwyżek kosztów pieniądza dał naszym przedsiębiorstwom czas na dostosowanie się do działania w trudniejszych warunkach bez nadmiernej obawy o utratę płynności finansowej; równocześnie wyhamował presję popytową ludności. W maju i czerwcu 2023 r. miesięczne tempo inflacji było już zerowe, co wskazuje na wysokie prawdopodobieństwo powrotu do celu polityki pieniężnej NBP (1,5–3,5 proc.) na przełomie lat 2024–2025.
Prof. Grażyna Ancyparowicz ekonomistka, GWSH, Rada ds. Społecznych przy Prezydencie RP
Tekst został opublikowany w elektronicznym wydaniu „Polskiego Kompasu 2023” dostępnym bezpłatnie do pobrania na stronie www.gb.pl a także w aplikacji „Gazety Bankowej” na urządzenia mobilne
»» Pobierz teraz bezpłatnie PDF „Polskiego Kompasu 2023”:
APPLE APP STORE - KLIKNIJ TUTAJ
Polecamy i zachęcamy do lektury tego wyjątkowego rocznika