Informacje

Atom / autor: Pixabay
Atom / autor: Pixabay

Atom na Pomorzu wiosny nie czyni

Agnieszka Łakoma

Agnieszka Łakoma

dziennikarka portalu wGospodarce.pl, publicystka miesięcznika "Gazeta Bankowa", komentatorka telewizji wPolsce.pl; specjalizuje się w rynku paliw i energetyce

  • Opublikowano: 23 września 2024, 16:52

    Aktualizacja: 23 września 2024, 16:57

  • Powiększ tekst

Bez elektrowni jądrowych będziemy zdani na innych, co podważa naszą suwerenność - mówi Wanda Buk, była wiceprezes PGE

W ostatni piątek energetyka jądrowa formalnie przeszła do Ministerstwa Przemysłu z resortu Klimatu i Środowiska. Na razie jednak, choć taki departament w działającym od marca resorcie istnieje, to nie ma tam wiceministra odpowiedzialnego za atom. A powinien być nim Maciej Bando jako pełnomocnik rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej i dotychczas także „człowiekiem od atomu”. Czy mamy chaos kompetencyjny w tej kwestii, czy to tylko takie wrażenie?

Wanda Buk: Chcę wierzyć, że ta zmiana resortu dowodzi, że istnieje poważna i ostateczna wizja oraz pomysł, jak strukturalnie ułożyć rzeczywistość ,by zapewnić efektywne zarządzanie Programem Energetyki Jądrowej i pierwszym projektem na Pomorzu. Obawiam się jednak, że dyskusje, z jakimi mieliśmy do czynienia w ostatnich miesiącach, temu przeczą, skoro nie mamy pewności, gdzie i w jakiej randze będzie usytuowany pełnomocnik. Jedyna jaskółka, która raczej wiosny nie czyni, to ostatnie działania w obszarze przygotowań do budowy elektrowni, czyli wniosek o notyfikację do KE pomocy publicznej dla tej inwestycji oraz informacje o zaplanowanej kwocie ok. 5 mld zł w budżecie na 2025 rok na dostosowanie nadbrzeża. Pozytywne jest również to, że - choć wizji dla całego krajowego programu jądrowego nie ma i słyszymy, że PPEJ [Program Polskiej Energetyki Jądrowej – red.] będzie modyfikowany, mimo, że upłynęło dziewięć miesięcy od zmiany rządu - podtrzymał on plan kontynuowania projektu na Pomorzu.

Jak ocenia Pani szanse na realizację budowy w terminie? Słyszymy już o tym, że w najlepszym razie pierwszy reaktor będzie gotowy za 11 lat.

  • Zwykle dwa kluczowe wymiary determinują sukces takiego projektu. Pierwszy to decyzja i wsparcie polityczne szeroko rozumiane, które póki co jest prawdopodobne za sprawą m.in. wysokiego poparcia społecznego dla atomu. Wtedy wszystko idzie szybciej. A druga kwestia to rzeczywistość wykonawcy. A tu mamy do czynienia ze skomplikowanym procesem inwestycyjnym i technologicznym, o którym nikt z nas - i zapewne też ekspertów - nie wie wszystkiego. Najwięcej wiedzą amerykańscy partnerzy - Westinghouse i Bechtel, więc to tylko one tak naprawdę są w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy uda się dowieźć harmonogram i budżet. Warto pamiętać, że jako kraj czy rząd nie na wszystko mamy wpływ w tym projekcie, wiele zależy od wykonawcy, który ze swoim doświadczeniem wie dużo lepiej, jakie problemy np. technologiczne, w projekcie mogą wystąpić.

Skoro mówimy o harmonogramie i budżecie, to wiadomo, iż każde opóźnienie oznacza dodatkowe koszty, które już w prognozach i tak są wysokie, czyli około 115-120 mld zł. Czy zapłacimy ostatecznie więcej?

  • Termin, który sobie wyznaczamy, teoretycznie jest możliwy, ale w mojej ocenie mało realny. Niestety doświadczenia ostatnich dekad pokazują – co nie napawa optymizmem - że elektrownie jądrowe ze względu na skalę i poziom skomplikowania oddawane są do użytku z opóźnieniem przy wyższych nakładach. I praktycznie to już nikogo nie dziwi. Nawet Międzynarodowa Agencja Energetyczna w swoich raportach informowała, że wszystkie te inwestycje nie zamykały się w pierwotnym harmonogramie i budżecie.

Skoro budowa elektrowni jądrowej miałaby się opóźnić, a jest traktowana jako element stabilizacji pracy całego systemu energetycznego w sytuacji, gdy mają być stopniowo zamykane elektrownie węglowe, to powstaje pytanie o bezpieczeństwo dostaw energii…

  • Sądzę, że w tym okresie przejściowym powinniśmy sobie poradzić, bo jednak do systemu wejdą nowe moce gazowe, ciągle będą funkcjonować elektrownie węglowe, nie zaprzestaniemy też importu. Ale nie zmienia to faktu, że powinniśmy zrobić absolutnie wszystko, by elektrownia jądrowa jak najszybciej zaczęła pracować w tzw. podstawie.

Ale jedna elektrownia nie zabezpieczy systemu, a wokół projektów kolejnych „jądrówek” zapanowała głucha cisza. Czy kolejne duże bloki jądrowe w innych rejonach kraju powinny już być planowane i powinny powstać?

  • Powinniśmy wszystko zrobić, by zrealizować obecne i ciągle jeszcze obowiązujące projekty, zapisane w Programie Polskiej Energetyki Jądrowej czyli mieć elektrownie w tej technologii o mocy 6- 9 GW, które będą pracowały w podstawie. I przygotowywać się jak najszybciej do ich budowy. A jeśli tego nie zrobimy, to wiadomo - OZE nas nie zabezpieczą, bo  nie zawsze świeci i wieje, zaś przełomu technologicznego w kwestii dużych magazynów energii nie widać, wiec nie możemy się na nich opierać. Bez elektrowni jądrowych będziemy zdani na innych, co podważa naszą suwerenność. Oczywiście nikt nie neguje konieczności istnienia połączeń transgranicznych, wymiany międzysystemowej. Ale samowystarczalność w wymiarze wytwarzania energii jest kluczowa.

Rozmawiała Agnieszka Łakoma

»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:

Dąbrowski: w energetyce mamy chaos kompetencyjny

Niemcy nam suflują: „Polska może się obejść bez atomu”

Rezygnacja z atomu to import prądu. Z Niemiec

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych