Politycy gładko zmieniają front w sprawie motoryzacji
Polski rząd chce dziś ratować unijne koncerny motoryzacyjne przed wysokimi karami za nieprzestrzeganie limitów emisji. Nikt nie wspomina, że to posłowie wybrani z listy tzw. Koalicji Europejskiej, firmowanej w 2019 roku przez Platformę Obywatelską, w swoim czasie entuzjastycznie poparli nie tylko ustanowienie tych kar, jak i w ogóle zakaz od 2035 roku sprzedaży nowych samochodów spalinowych.
Polska wraz z sześcioma innymi krajami, w tym i Włochami jest w nieformalnej koalicji, która domaga się, by unijne władze jak najszybciej dokonały przeglądu norm emisji CO2 dla branży motoryzacyjnej . We wspólnym dokumencie – jak podaje portal Euronews. – rządy wskazały, że to jest „pilnie potrzebne” (…), „aby utrzymać konkurencyjność europejskiego przemysłu motoryzacyjnego i zapobiec odpływowi inwestycji”.
Co ciekawe do grona autorów listu, w którym są także Austria, Bułgaria, Czechy, Rumunia i Słowacja, nie dołączyły ani Niemcy, ani Francja. I to mimo że chodzi o byt ich flagowych koncernów samochodowych, zagrożonych nie tylko karami w 2025 roku ale borykającymi się z wieloma problemami a szczególnie słabym popytem na auta elektryczne. Czołowe europejskie koncerny branży stracą przychody i ograniczają produkcje w swoich zakładach (jak choćby Fiat) i ogłaszają zwolnienia pracowników (VW, Audi). Wizja kar – gdy zdecydują się na sprzedaż większej liczby aut spalinowych – jest realna i nawet została oszacowana na 15 mld euro, o czym mówił we wrześniu szef Renault Luca de Meo. Za każdy samochód powyżej normy kara może sięgnąć 5 tys. euro, stąd też prognozy, że w grę wchodzi ograniczenie produkcji o 2,5 mln sztuk.
Rygorystyczne normy emisji
Wyższe limity i ograniczenia dla aut spalinowych to efekt Zielonego Ładu, a chodzi o przepisy, będące efektem porozumienia z 27 października 2022 r. między Radą i Parlamentem Europejskim w sprawie kolejnych rygorystycznych norm emisji CO2 dla nowych samochodów osobowych i dostawczych, które mają doprowadzić do tego, że w 2035 r. w produkcji i w salonach sprzedaży będą tylko nowe elektryki (i inne auta bezemisyjne). Choć normy i zakaz wywoływał od początku olbrzymie kontrowersje i wywołują je do tej pory, zwłaszcza że auta z wtyczką są drogie, a tych klasy ekonomicznej jeszcze nie mają w swojej ofercie europejskie koncerny, to jednak ich zwolenników nie brakuje. Także nowo wybrani komisarze unijni potwierdzili, że przejście UE na elektromobilność to konieczność.
Przypomnijmy, że Marek Belka, Włodzimierz Cimoszewicz, Bogusław Liberadzki, Leszek Miller byli wśród europosłów, którzy poparli cały pakiet przepisów zakładających przejście unii na elektromobilność, limity emisji i zakaz sprzedaży nowych samochodów spalinowych w 2035 roku, a dostali się do Europarlamentu z listy tzw. Koalicji Europejskiej, którą w euroowyborach w 2019 roku firmowała Platforma Obywatelska.
Sprzedaż elektryków rośnie bardzo wolno i nie wiadomo, kiedy nastąpi wzrost, Szczególnie że w dużej mierze sprzedaż jest wspierana przez państwowe dotacje. A przykład Niemiec, których rząd rok temu wstrzymał dofinansowanie, pokazał, że bez dopłat zainteresowanie elektrykami drastycznie spada. Teraz – według informacji sprzed kilku dni, także francuskie władze zamierzają zmniejszyć wsparcie dla nabywców aut elektrycznych i zamiast kwoty od 4 tys. do 7 tys. euro nabywcy otrzymają maksymalnie 4 tys. euro.
Agnieszka Łakoma
»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:
Plan Tuska. Zamach na 800 plus
Zaczyna się! Wjeżdża „zielona” podwyżka opłat drogowych
Polska bieda, czyli oszczędzam, by przeżyć
»» Dr Karol Nawrocki w obronie obywatelskiego projektu ustawy #TakDlaCPK - oglądaj konferencję na antenie telewizji wPolsce24