
TYLKO U NAS
Albo walka z metanem, albo bezpieczeństwo paliwowe?
Unijne władze muszą poluzować przepisy dotyczące emisji metanu, jeśli Europa chce nadal kupować amerykański gaz. A kontynent nie ma innego wyjścia, bo to Stany Zjednoczone rzuciły mu koło ratunkowe w postaci LNG po napaści Rosji na Ukrainę i są największym dostawcą tego paliwa.
O ile w czasie prezydentury Joe Bidena, nastawionej na zielona agendę, Bruksela nie miała problemu ze współpracą w kwestiach ochrony klimatu, to od 20 stycznia sytuacja radykalnie się zmieniła. Prezydent Donald Trump stawia bowiem na paliwa kopalne, a UE tymczasem ogranicza nie tylko emisję dwutlenku węgla, lecz też zaczyna wdrażać kolejne z przyjętych wcześniej przepisów zmierzających do redukcji metanu. Regulacje unijne to z jednej strony wyzwanie dla importerów gazu (ale też ropy i węgla) a z drugiej także dla ich producentów poza granicami Wspólnoty. Zaś w tym kontekście przyszłość dostaw gazu skroplonego (LNG) ze Stanów Szczególnie wrażliwą kwestią, ze względu na ich znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego kontynentu. Jednocześnie plan zwiększenia importu LNG jest jedna z możliwych kart przetargowych Brukseli w negocjacjach handlowych z Waszyngtonem, wobec zapowiedzi podwyższenia ceł na towary unijne.
Pierwsze sygnały o tym, że przepisy dotyczące ograniczenia emisji metanu krytycznie ocenia amerykańska branża naftowo-gazowa pojawiły się w styczniu, o czym informował portal Politico. Dziś natomiast podaje (powołując się na nieoficjalne źródła), że trwają w tej sprawie formalne negocjacje, a w ostatnim czasie rozmowy w Waszyngtonie na ten temat prowadziła jedna z najbardziej wpływowych osób w Komisji Europejskiej – dyrektor generalna ds. Energii Ditte Juul Jørgensen. Według źródeł Politico „wymagania dotyczące pomiaru emisji metanu i maksymalne dozwolone limity mogą ulec zmianie”. A zatem w grę wchodzi o złagodzenie przyjętych w zeszłym roku przepisów, lecz - choć są one bardzo rygorystyczne - nie ma mowy o gruntownej zmianie.
Kłopotliwe przepisy
Tzw. dyrektywa metanowa dotyczy producentów ropy, gazu, węgla w Europie jak również importerów. Na początek czyli od tego roku muszą szczegółowo „mierzyć, monitorować i raportować i weryfikować wielkość emisji zgodnie z najwyższymi standardami monitorowania oraz podejmować działania w celu ich redukcji” – czytamy na stronie Komisji Europejskiej, która też ma utworzyć „globalne narzędzie do monitorowania metanu i założy bazę danych (…) , w której regularnie publikowane będą wyniki monitoringu lotniczego dużych emitentów metanu ze źródeł energii”. Informacje maja być weryfikowane na podstawie danych satelitarnych „o wielkości, występowaniu i lokalizacji źródeł emitujących duże ilości metanu w UE lub poza nią”. A państwa członkowskie „będą zobowiązane do gromadzenia danych i informacji na temat emisji metanu zgłaszanych przez operatorów i importerów z UE oraz do udostępniania ich Komisji i opinii publicznej”.
Natomiast już za dwa lata każda firma, która nie spełni wymogów w zakresie emisji metanu musi liczyć się z konsekwencjami – to „płatności karne lub grzywny”. Politico cytuje wypowiedź, Matteo Mazzoni dyrektora ds. analiz energetycznych w firmie ICIS, zajmującej się wywiadem towarowym, która uważa, że środki te „działają w praktyce jak cło graniczne na eksport ze Stanów Zjednoczonych i zwiększają obciążenia administracyjne oraz koszty operacyjne eksporterów i importerów”.
Co na to Katar?
Na razie trudno przewidzieć, czy i jak unijne przepisy dotyczące metanu są oceniane i wpłyną na import LNG z innych krajów. Wśród nich jednym z najbardziej znaczących jest Katar, a jego przedstawiciele już wcześniej ostro skrytykowali inne wymagania UE dotyczące sprawozdawczości w kwestiach ochrony środowiska.
Przypomnijmy, że minister energetyki Kataru Saad Sherida al-Kaabi w wywiadzie dla „Financial Times” w grudniu ub.r. ostrzegł, że eksport gazu do Unii Europejskiej zostanie wstrzymany, jeśli będą nadal obowiązywać kary nieprzestrzeganie przepisów dotyczących należytej staranności w zakresie zrównoważonego rozwoju. Chodzi o dyrektywę z lipca ub.r., według której przedsiębiorstwom grozi grzywna w wysokości do 5 procent rocznych globalnych przychodów, jeśli nie wypełni przepisów dyrektywy. W przypadku katarskiego potentata – QatarEnergy, którym kieruje minister, kary mogłyby sięgnąć miliardów dolarów. - Jeśli stracę 5 procent swoich przychodów, dostarczając produkty do Europy, nie będę ich dostarczał — powiedział al-Kaabi. I zapewnił, że „nie blefuje”.
Przypomnijmy, że UE polega na imporcie gazu i nie może niego zrezygnować, nawet realizując zielona agendę.
Agnieszka Łakoma
»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:
Zwrot na rynku mieszkań? Ceny zaczynają spadać
Złoty potężny i… już przewartościowany?
Polskie zbrojenia. 1,9 biliona złotych w dekadę!
»»Niemcy wypychają do Polski migrantów – oglądaj film tylko na antenie telewizji wPolsce24