Informacje

Fot. Freeimages
Fot. Freeimages

Gazeta Bankowa: Interes pusty jak Gant

xxx xxx

  • Opublikowano: 1 września 2014, 12:37

    Aktualizacja: 1 września 2014, 12:39

  • Powiększ tekst

W bieżącym numerze "Gazeta Bankowa" opisuje spektakularny upadek firmy Gant. Lista ofiar upadłości Ganta jest naprawdę imponująca. Oprócz klientów indywidualnych, banków czy funduszy inwestycyjnych znalazł się na niej także niezawisły sąd.

Gant to pierwsze litery imienia i nazwiska założyciela firmy Grzegorza Antkowiaka. Na początku lat 90. Założył on kantor wymiany walut w Legnicy. Biznes szedł dobrze, Antkowiak otwierał kolejne kantory, aż wreszcie uznał, że czas zacząć działalność na dużą skalę. Oficjalnie była to „deweloperka” – Gant pod względem liczby oddanych mieszkań zajmuje trzecie miejsce w Polsce. Ale sądząc po ilości tworzonych firm, lokowaniu części z nich w rajach podatkowych, kolejnych emisjach obligacji, wartości pożyczek udzielanych sobie pomiędzy poszczególnymi powiązanymi podmiotami, prawdziwą istotą biznesu była działalność finansowa.

Można byłoby uznać, że działalność ta zakończyła się 7 lipca 2014 r. ogłoszeniem przez sąd upadłości likwidacyjnej. Niestety sąd umorzył postępowanie ze względu na brak środków spółki wystarczających na przeprowadzenie postępowania likwidacyjnego. Oznacza to, że spółka trwa. Każdy wierzyciel będzie musiał samodzielnie ubiegać się o swoje należności. O tym, że nie jest to łatwe przekonał się już sąd, który na początku roku ogłosił upadłość układową. Sąd uznał wtedy, że wprawdzie w Gancie nie ma pieniędzy, ale są one ukryte w konglomeracie spółek i funduszy inwestycyjnych. Nakazał zarządowi Ganta odzyskać je i spłacić ponad półmiliardowe długi.

"Nic takiego się nie stało" – mówił 7 lipca sędzia Jarosław Horobiowski – "W kasie spółki nie ma środków nawet na przeprowadzenie likwidacji".

O tym, że nie jest to zwykły wypadek przy pracy, który może się przydarzyć każdej osobie podejmującej ryzyko prowadzenia własnej działalności, świadczy m.in. sposób przeprowadzenia w 2012 roku emisji obligacji o wartości 50 mln zł. Gant zaraz po sprzedaniu swoich obligacji ogłosił, że firma zamiast kilkunastu milionów złotych zysków będzie miała 7 mln straty, a audytor finansowy Deloitte podał, że zadłużenie firmy sięga 496 mln zł.

Ciekawie wyglądały także ustalenia sądu podczas rozprawy 20 grudnia 2013 roku. Gant pożyczył spółce IPO 28 (dawnej Gant Kantor) 50 mln zł. Zarząd wpisał ją w sprawozdanie finansowe jako „trudno ściągalną” i od 2008 r. nie starał się jej odzyskać. Gdy sąd zbadał sprawę okazało się, że zarówno spółka IPO 28, jak i Gant Development mają tego samego prokurenta.

"Setki klientów, którzy wpłacili zadatki na mieszkania, które nie powstały lub których budowa została zatrzymana, kolejni, którzy się wprowadzili, ale nie mają aktów notarialnych albo godzili się przejmować mieszkania z obciążoną już przez Ganta hipoteką, to duży cios dla wiarygodności rynku mieszkaniowego" – mówi „GB” Katarzyna Wasiutyńska, właścicielka firmy Excelland specjalizującej się w obsłudze transakcji nieruchomości komercyjnych.

"Na dodatek klientów Ganta nie obejmuje upadłość deweloperska, ponieważ postępowanie sądowe dotyczy nie spółki deweloperskiej, lecz jego spółki matki. Pokazuje to lukę w obowiązujących przepisach" – zaznacza Wasiutyńska.

Gant nadszarpnął też wiarygodność rynku finansowego. 250 mln zł z tytułu niespłaconych obligacji, 40 mln zł niespłaconego kredytu w Banku Millennium na budowę Odry Tower, 35 mln zł kredytu w BPS na wykup obligacji. Niepoliczalnym kosztem pozostaje zaś podważenie zaufania inwestorów do rynku obligacji.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych