Jak nie groźbą to sugestią: Niemiecka prasa o tym, iż nie opłaca się sprzeciwiać silnym krajom UE
Niemcy i inni zwolennicy stałych kwot imigrantów mogą przegłosować ten pomysł w Radzie UE wbrew krajom Europy Środkowej i Wschodniej, ale byłaby to bardzo ryzykowna operacja - pisze w dzisiejszym komentarzu "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Według niemieckiego dziennika "nie powinno nikogo dziwić, że rozdział uchodźców pozostaje największym punktem spornym".
"Przez lata w Europie przyzwyczajono się do tego, że azylanci traktowani są jak problem innych krajów. Niemiecki rząd, który obecnie tak gwałtownie domaga się solidarności, przez długi też podzielał ten sposób myślenia" - zauważa autor komentarza Nikolas Busse.
Jego zdaniem Węgry próbują dalej forsować tę strategię "blokując krok za krokiem szlaki na północ". Jeżeli nawet poszczególne kroki zabezpieczające węgierską granicę są zgodne z prawem unijnym, to powstają w ten sposób na europejskim kontynencie nowe polityczne linie podziału - ostrzega "FAZ".
Komentator uważa, że propozycja Niemiec i Austrii, by szybko zwołać szczyt UE w sprawie uchodźców, jest dobrym pomysłem, gdyż konieczne jest - jak w podczas kryzysu euro - znalezienie kompromisu.
Busse zastrzega, że grożąc krajom wschodnioeuropejskim obcięciem funduszy unijnych "daleko nie zajdziemy, gdyż planowanie finansowe UE jest zbyt długofalowe".
"Prawdziwym środkiem nacisku jest głosowanie większościowe" - stwierdza komentator "FAZ". Kwoty, których domagają się Berlin, Paryż i Bruksela, dadzą się ustalić ponad głowami mieszkańców Europy Wschodniej. Z punktu widzenia spójności UE byłaby to jednak nadzwyczaj ryzykowna operacja - ostrzega "FAZ".
Berliński "Tagesspiegel" pisze, że podczas poniedziałkowego spotkania unijnych ministrów spraw wewnętrznych widać było wyraźnie, że niektóre kraje "stosują spychologię" zgodnie z zasadą: niech uchodźcy idą do innych krajów, byleby nie zostali u nas. Ten zarzut dotyczy przede wszystkim krajów wschodnioeuropejskich, czyli Polski, Czech, Słowacji i Węgier - zaznacza komentator. Jego zdaniem nic nie wskazuje obecnie na to, by te kraje miały zrezygnować ze sprzeciwu.
PAP/ as/