Informacje

Rzeka Mekong w Azji, fot. Eschu1952/sxc.hu
Rzeka Mekong w Azji, fot. Eschu1952/sxc.hu

Coraz mniej ubóstwa, ale 1,2 mld ludzi żyje w skrajnej biedzie

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 19 kwietnia 2013, 08:20

  • 1
  • Powiększ tekst

W ciągu ostatnich 30 lat udało się znacznie zmniejszyć rozmiary skrajnego ubóstwa, ale nadal 1,2 miliarda ludzi na świecie żyje za mniej niż 1,25 dolara dziennie. Bank Światowy szacuje, że potrzeba jeszcze pokolenia, by wyeliminować to zjawisko.

Szef Banku Światowego Jim Yong Kim mówił na konferencji prasowej, otwierającej wiosenną sesję Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego w Waszyngtonie, że celem jest wyeliminowanie skrajnego ubóstwa do 2030 roku.

"Nie mam wątpliwości, że świat może skończyć ze skrajnym ubóstwem w ciągu jednego pokolenia, ale będzie to o wiele trudniejsze niż przewidywała większość ludzi" - powiedział.

Już teraz są jednak zauważalne postępy na tej drodze. W ciągu ostatnich trzech dekad liczba osób żyjących w ekstremalnej biedzie spadła w krajach rozwijających się - z 50 proc. w 1981 r. do 21 proc. w 2010 r.

Obecnie ponad jedna trzecia z najbiedniejszych żyje w Afryce subsaharyjskiej. Jest to jedyny region na świecie, gdzie problem się pogłębia na tak poważną skalę. Dziś żyjących tam za mniej niż dolara i dwadzieścia pięć centów dziennie jest 414 milionów, a w 1981 r. było to "tylko" 205 milionów.

W rezultacie, podczas gdy w 1981 r. co dziesiąta osoba zaliczana do skrajnie ubogich żyła w Afryce subsaharyjskiej, to teraz już aż co trzecia. Sytuacja pogorszyła się też w Indiach (wzrost z 22 proc. w 1981 r. do ok. 33 proc. teraz). Kolejnym krajem z największym odsetkiem biedoty są Chiny (13 proc.), jednak tam sytuacja poprawia się, bo na początku lat 80. ekstremalnie ubogich było 43 proc. Chińczyków.

Według danych Banku Światowego średni dochód najbiedniejszej części społeczeństwa w krajach rozwijających się rośnie. W 2010 r. było to średnio 87 centów na osobę, podczas gdy w 1981 r. 74 centy na osobę (według siły nabywczej dolara z 2005 r.). I znów gorzej wygląda to w Afryce subsaharyjskiej, gdzie zarówno w 1981 r., jak i 2010 r. najbiedniejsi mieli do dyspozycji średnio po 62 centy na dzień.

Nadzieją na poprawę sytuacji jest wzrost gospodarczy w krajach rozwijających się. Ich gospodarki według przewidywań Międzynarodowego Funduszu Walutowego mają rosnąć o ok. 5,5 proc. w tym roku. "Kraje rozwijające się odpowiadają za ponad połowę światowego wzrostu" - przypominał szef Banku Światowego.

Jego zdaniem aby skończyć ze skrajnym ubóstwem w ciągu jednego pokolenia, potrzeba spełnienia trzech warunków. Po pierwsze wysokie tempo wzrostu PKB w krajach rozwijających się musi się jeszcze zwiększyć. Po drugie musi się to przełożyć na tworzenie miejsc pracy i ograniczanie nierówności. Wreszcie trzeba łagodzić potencjalne szoki wynikające np. z klęsk żywiołowych, kryzysu finansowego, zwiększenia kosztów paliw.

Jim Yong Kim uważa, że konieczne są także inwestycje w infrastrukturę i zwiększenie budżetów na edukację i opiekę zdrowotną.

O tym, jak ważną rolę w zmniejszaniu biedy odgrywa edukacja, mówiła podczas jednego z paneli Pakistanka Seema Aziz z fundacji CARE. "Edukacja to klucz do zmniejszania skali biedy. Gdzie możesz pracować jeśli nie umiesz czytać, czy pisać" - zwróciła uwagę w rozmowie z PAP.

W 1985 r. Aziz wraz z bratem zaangażowała się w skromne przedsięwzięcie biznesowe (produkcja tkanin), które po ponad 25 latach przekształciło się w jedną z odnoszących największe sukcesy pakistańskich marek włókienniczych.

Po sukcesie w biznesie Aziz założyła fundację pozarządową CARE, która odpowiada dziś za zarządzanie 190 szkołami, w których kształci się 135 tys. dzieci. "Chodzenie do szkoły zmienia życie ludzi, zmniejsza biedę i pomaga w znalezieniu zajęcia" - podkreśla Aziz.

Jej zdaniem edukacja to również inwestycja, która zwraca się mniejszymi nakładami na opiekę zdrowotną, bo wykształceni, świadomi ludzie potrafią sami zadbać o swoje zdrowie, a wychodzenie z biedy sprawia, że lepiej się odżywiają i nie potrzebują tak często pomocy lekarzy.

Z Waszyngtonu Krzysztof Strzępka (PAP)

Powiązane tematy

Komentarze