W Bułgarii wyborcza awantura
Prezydent Bułgarii Rumen Radew zawetował w poniedziałek ważne zapisy znowelizowanej niedawno ordynacji wyborczej, które przez przeważającą część opinii publicznej zostały uznane za kontrowersyjne, a lewicową opozycję skłoniły do bojkotu obrad parlamentu.
Radew zawetował poprawki, które jego zdaniem „likwidują mechanizmy gwarantujące uczciwe wybory”. W przypadku zawetowanych zmian chodzi o: podejmowanie decyzji w lokalnych komisjach wyborczych zwykłą, a nie jak dotąd kwalifikowaną większością głosów, zniesienie możliwości składania skarg kasacyjnych na wyniki głosowania i odłożenie wprowadzenia głosowania maszynowego.
Szczególne oburzenie wywołało wycofanie zapisu, który głosującemu dawał możliwość wskazywania preferowanych kandydatur na listach wyborczych bez względu na kolejność proponowaną przez ugrupowania polityczne. Tę regułę, wprowadzoną pięć lat temu, bułgarskie społeczeństwo uznaje za demokratyczny krok, który umożliwia wprowadzanie pewnych korekt w polityce partii przez promowanie konkretnych osób w ugrupowaniu.
Zniesienie tej reguły spotkało się z tak szerokim oburzeniem, że centroprawicowy premier i lider głównej rządzącej partii GERB Bojko Borisow zaraz po głosowaniu odstąpił od stanowiska własnego klubu poselskiego i wezwał do przywrócenia dawnej praktyki.
Po prezydenckim wecie właśnie tak ma się stać - klub poselski GERB już zapowiedział, że czeka na weto, by je poprzeć. Pozostałe zapisy zawetowane przez głowę państwa prawdopodobnie nie zostaną poparte i klub opozycyjnej Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP) nie powróci do parlamentu mimo poniedziałkowego apelu prezydenta. Dla odrzucenia prezydenckiego weta wystarczy zwykła większość obecnych na sali posłów.
Nieobecność opozycji w parlamencie nie tylko utrudnia pracę parlamentu, gdyż trudno o zebranie kworum, ale też zdaniem obserwatorów pozbawia proces ustawodawczy prawomocności.
PAP/ as/