Kontrowersyjne reformy Macrona
Zapowiedzi reform przedstawione w czwartek wieczorem przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona spotkały się z entuzjazmem jego zwolenników, sceptycyzmem komentatorów i ostrą krytyką opozycji.
Macron zapowiedział kroki, jakie podejmie rząd w celu zaspokojenia żądań Francuzów wyrażanych podczas manifestacji ruchu „żółtych kamizelek” i wynikających z „wielkiej debaty narodowej” o naprawie państwa.
Wielu komentatorów, przyznając, że w wystąpieniu prezydenta nie brakowało niepopartych konkretami dobrych intencji, pozytywnie ocenia zarówno jego wstępne przemówienie, jak i odpowiedzi, jakich udzielał na pytania dziennikarzy.
Politycy partii opozycyjnych i sekretarz wielkiej lewicowej centrali związkowej CGT występ prezydenta skwitowali jako autoreklamę dotychczasowej polityki, przewidując, że zapowiedziane zmiany okażą się nieistotne lub niewystarczające.
Politycy prezydenckiej partii La Republique En Marche (LREM) i członkowie rządu wyrażali zachwyt, twierdząc, że Macron wskazał drogę do realizacji niezbędnych reform, które przyniosą Francuzom poprawę bytu i powstrzymać powinny „bezprzedmiotowe już” - ich zdaniem - manifestacje „żółtych kamizelek”.
Natomiast odpowiadający na pytania mediów uczestnicy ruchu wyrażali „wielkie rozczarowanie”, a nawet „niesmak i wściekłość”.
Prezydent część wystąpienia poświęcił Europie i kwestii imigracyjnej. Kolejny raz powtórzył, że wierzy w silną Europę, podkreślając, że ma ona za zadanie ochronę swych granic. Wzywał do uporządkowania stosunków z Afryką, aby UE nie była narażona na niechcianą imigrację. Sprzeciwił się nadużywaniu zasady łączenia rodzin i podszywaniu się pod uchodźców, wyrażając wolę skutecznej walki przeciw zarówno tym nadużyciom, jak i przemytnikom sprzyjającym nielegalnej imigracji.
Jednocześnie, wypowiadając się na rzecz koniecznej jego zdaniem reformy prawa azylu i układu z Schengen, Macron powiedział, że „nie chce mieć w strefie Schengen państw, które mówią: +jestem tu, kiedy chodzi o swobodę podróżowania, ale nie chcę tu być, kiedy chodzi o rozłożenie obciążeń+”.
W opinii Catherine Chatignoux, komentatorki ekonomicznego dziennika „Les Echos”, jest to aluzja do „rozpracowywanej na poziomie europejskim reformy, którą od miesięcy blokują kraje Wschodu, odmawiając solidarności, gdyż chcą, by odpowiedzialność za granice pozostawała w gestii każdego z państw”.
Wcześniej, omawiając propozycje prezydenta Francji z artykułu opublikowanego na początku marca w 28 krajach UE, brukselscy korespondenci francuskich mediów zauważyli dążenie do pozbawienia krajów Grupy Wyszehradzkiej (Czechy, Polska, Słowacja, Węgry) środków w ramach polityki spójności.
Po czwartkowym wystąpieniu Macrona komentatorzy zwrócili uwagę, że projekt reformy unijnej polityki migracyjnej blokowany jest przez brak porozumienia między różnymi grupami państw członkowskich. Było to widoczne na poświęconym tej kwestii spotkaniu ministrów UE w marcu. Odmienny od Paryża i Berlina pogląd na tę sprawę mają nie tylko kraje Grupy Wyszehradzkiej, ale również Włochy i Grecja, na których terytoria przybywają najpierw migranci.
Zdecydowany ton prezydenta w sprawie granic i imigrantów komentatorzy uznali za ukłon w stronę wyborców prawicy przed majowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. Według najnowszych sondaży centroprawicowa partia Republikanie (LR) zyskuje we wskazaniach preferencji wyborczych kosztem prezydenckiej LREM.
Nie zadowoliło to prawicowej opozycji. Deputowany LR Eric Ciotti na Twitterze napisał, że „debata bez głosowania (nad polityką migracyjną, zaproponowana przez Macrona - PAP) to bałamuctwo”. Władzom zarzucił, że od dwóch lat nic nie zrobiły, by „drastycznie zredukować imigrację”.
Stojący na czele listy skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN) w wyborach do PE Jordan Bardella powiedział w wywiadzie dla stacji BFMTV, że „nie trzeba debaty, by wiedzieć, że Francja nie chce imigracji”.
Natomiast przedstawiciele lewicy wielokrotnie zarzucali prezydentowi hipokryzję, twierdząc, że wstrzymał on praktycznie imigrację i że Francja nie wykazuje solidarności ani z potrzebującymi schronienia uchodźcami, ani z partnerami europejskimi.
Inną aluzją do Polski było wskazanie przez Macrona zaostrzenia przepisów w sprawie pracowników delegowanych jako sukcesu współpracy francusko-niemieckiej. Jak przyznał prezydent, współpraca ta nie jest wolna od napięć, wywołanych odmiennymi stanowiskami w sprawach takich jak długość okresu, o jaki należy odroczyć wyjście Wielkiej Brytanii z UE, i rozpoczęcie negocjacji handlowych z USA, któremu przeciwstawia się Paryż.
Na czwartkowej konferencji prasowej obecny był prawie cały rząd wraz z premierem. Całość transmitowana była przez sześć stacji telewizyjnych i liczne rozgłośnie radiowe, które do późnej nocy prowadziły specjalne programy z udziałem komentatorów, ekspertów i polityków.
PAP/ as/