Kto zastąpi Boltona?
Bezpośrednio po zwolnieniu - jak utrzymuje prezydent USA Donald Trump - Johna Boltona ze stanowiska doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, czy po rezygnacji - jak twierdzi sam Bolton - w Waszyngtonie rozpoczęło się zgadywanie, kto będzie jego następcą.
Na razie obowiązki najważniejszego doradcy prezydenta pełni tymczasowo były zastępca Boltona w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego (NSC), 68-letni Charles Kupperman.
Kupperman był bliskim współpracownikiem Boltona i podziela jego neokonserwatywne, interwencjonistyczne stanowisko w polityce międzynarodowej. Dlatego komentatorzy wątpią, aby Kupperman z p.o. doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego awansował na stanowisko „stałego” doradcy.
Sam prezydent zapowiedział, że nowego, czwartego już od momentu zaprzysiężenia 20 stycznia 2017 r. doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego mianuje w przyszłym tygodniu, prawdopodobnie w środę. Nominacja na ten urząd, w przeciwieństwie do innych nominacji członków gabinetu prezydenta, nie musi być zatwierdzona przez amerykański Senat.
Początkowo niektórzy komentatorzy sugerowali, że były szef CIA, obecny sekretarz stanu Mike Pompeo, wierny poplecznik Trumpa, może jednocześnie pełnić obowiązki sekretarz stanu i doradcy ds. bezpieczeństwa. Pompeo przetrwał innych członków gabinetu i doradców odpowiedzialnych za kształtowanie polityki zagranicznej, w tym m.in. doradcę Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego H.R. McMastera, sekretarza stanu Rexa Tillersona, dyrektora wywiadu krajowego Dana Coatsa, czy ministra obrony Jamesa Mattisa.
Sekretarz stanu Pompeo znalazł taki sposób doradzania prezydentowi, jakiego prezydent chce - wyjaśniła tajemnicę długiego przetrwania tego polityka w administracji Trumpa zastępczyni dyrektora generalnego Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych w Londynie Kori Schake, cytowana na łamach dziennika „New York Times”.
Taką podwójną rolę sekretarza stanu i doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego pełnił legendarny polityk Henry Kissinger w administracji republikańskiego prezydenta Richarda Nixona (1969-1975).
Jak informowały amerykańskie media, Trump poważnie rozważał możliwość powierzania Pompeo obu stanowisk, jednak po rozmowie z nim w czwartek zrezygnował z takiej koncepcji.
Obecnie faworytem do przejęcia schedy po Boltonie jest główny przedstawiciel prezydenta ds. zakładników ambasador Robert O’Brian, z którym Trump rozmawiał w piątek. O’Brien, cieszący się poparciem Pompeo, w przeszłości był związany z republikańską administracją George’a W. Busha, a następnie był partnerem w kancelarii adwokackiej Lawrence, O’Brien w Los Angeles.
Poparciem amerykańskiego sekretarza stanu, co ma olbrzymie znaczenie w wyborze nowego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, również cieszą się emerytowany gen. Ricky Waddell - doradca przewodniczącego Kolegium Szefów Sztabu Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych oraz specjalny przedstawiciel Stanów Zjednoczonych ds. Iranu Brian Hook.
Trump po spotkaniu z Pompeo ujawnił w czwartek, że na liście potencjalnych następców Boltona znajduje się około 15 nazwisk, a na tzw. krótkiej liście - pięć.
Oprócz O’Briena, Waddella i Hooka na giełdzie pogłosek krążą nazwiska emerytowanego gen. Keitha Kellogga, obecnie doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego wiceprezydenta Mike’a Pence’a, a także specjalnego przedstawiciela USA ds. Korei Północnej Stephena Bieguna czy ambasadora USA w Berlinie Richarda Grenella. Ambasador Grenell ma się spotkać z prezydentem Trumpem w sobotę - poinformował na swej stronie internetowej dziennik „Washington Post”, powołując się na anonimowych przedstawicieli administracji.
„Bardzo wielu ludzi chce tę robotę - to jest wspaniała robota, dlatego, że jest dużą frajdą pracować z Donaldem Trumpem. W istocie praca ze mną jest bardzo łatwa. Wiecie dlaczego jest łatwa? Ponieważ ja podejmuję wszystkie decyzje. Podwładni nie muszą pracować” - powiedział Trump, zapytany w czwartek przez reporterów o proces selekcji czwartego już doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego w Białym Domu.
Ponieważ - jak wyznał Trump to on podejmuje wszystkie decyzje - wielu komentatorów amerykańskich, zarówno z prawej, jak i z lewej strony sceny politycznej, wyjątkowo zgodnie doszło do wniosku, że odpowiedź na pytanie kto, zostanie następnym doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego, nie ma większego znaczenia.
(PAP)SzSz